piątek, 1 marca 2024

Epilogue

Cześć! Wreszcie docieramy do końca tej historii. Zaczęłam ją pisać w liceum, pełna energii, jednak wena oraz chęci do pisania płatały mi figle, przez co na dość długi czas nie mogłam ukończyć pierwszej części. A tu proszę, popełniłam drugą, tak po prostu, choć nie obyło się bez powtórki z rozrywki. Ostatnie cztery rozdziały, choć miałam już gotowy konspekt, najtrudniej było napisać, a raczej przysiąść do roboty. Jednak udało mi się, w końcu znalazłam w sobie motywację. Ten epilog jest w niemal niezmiennej formie, zwłaszcza końcówka. Już wieki temu go takiego zaplanowałam (gdy jeszcze w 2016 roku planowałam napisać 5 części, nawet po skróceniu ich do 3). Jak wam się podoba? Takie zakończenia nie są w moim guście, jednak odezwało się sumienie względem bohaterów. W końcu zasługują na chwilę wytchnienia, czyż nie? Niby furtka do kolejnej części pozostaje otwarta, ale tym razem nie planuję z niej skorzystać, choć kilka pomysłów zrodziło się w mojej głowie. Podoba wam się takie rozwiązanie? Wielkie podziękowania dla Maggie, która była tu ze od początku! Miłego czytania, kochani!


Przed oczyma mam jedynie ciemność. Nie dociera do mnie żadne światło. Błądzę w ciemności, poszukując jakiegoś wyjścia po omacku. Czy tak wygląda śmierć? Myślałam, że raczej świadomość zostaje utracona. Dlaczego wciąż ją mam? To nie jedyna anomalia. Z każdą kolejną chwilą czuję coraz więcej. Moje kończymy są ociężałe. Do uszu docierają jakieś przytłumione odgłosy. Są coraz wyraźniejsze. Wkładam dużo wysiłku, aby zmusić powieki do pracy.

Mym oczom ukazuje się oślepiająca biel. Mrugam kilkukrotnie, aż gałki przyzwyczajają się do światła. Źródłem tego nieprzyjemnego dla wzroku blasku jest żarówka przytwierdzona do sufitu.

— Wreszcie się ocknęłaś. — Do mych uszu dociera znajomy głos.

Pomału podnoszę głowę, aby odszukać delikwenta. Naprzeciw mojego łóżka stoją Parker wraz z Hemmingsem. Czyli to nie sen, ja faktycznie żyję, on również. Przerażenie dopada mnie, gdy dostrzegam Meyera w kącie sali.

— Co się właściwie stało? — Zrywam się z miejsca zdecydowanie zbyt szybko, aż mroczki stają mi przed oczami.

— Parker chciał wszystko wyjaśnić, gdy się obudzisz. — Odpowiada Luke. — Słuchamy…

— Dzięki wam Lauren Bailey zostanie skazana za próbę morderstwa. Z tego się nie wyłga. — Oświadcza Ethan.

— Wykorzystałeś nas, żeby ją zapuszkować?! — Nie kryję oburzenia. — Mogliśmy tam zginąć!

— Czemu nic nam nie powiedziałeś? — Wtrąca Luke.

— Bo oboje jesteście marnymi aktorami, więc Lauren szybko by się zorientowała, że to podstęp. — Odpowiedzi udziela Josh.

— Ten zdrajca powinien gnić za kratami razem z nią! — Hemmings wskazuje palcem na bruneta.

— To nie tak, jak myślicie. Meyer mi pomógł, to dzięki niemu udało się zrealizować ten śmiały plan. Nie jest żadnym zdrajcą tylko niezłym aktorem. — Tłumaczy Parker.

— Czegoś tu nie rozumiem. Jakim cudem zdołaliście się tak dogadać w przeciągu kilku chwil? — Przekrzywiam głowę w bok ze zniesmaczonym grymasem na twarzy.

— Zacznijmy od początku. Do samego końca upierałem się przy aresztowaniu "Crossa", lecz w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. McGee już wcześniej mi się wywinął, a teraz mogłem go dorwać w swoje ręce. I tak jego śmierć była nieunikniona, a ja dostałem szansę wyrównać rachunki. Na początku miałem opory, jednak Meyer przypomniał mi, że już nie jestem gliną tylko zwykłym obywatelem, który również ulega chwilom słabości. Jesteśmy do siebie podobni, obaj służyliśmy społeczeństwu, dodatkowo sam przeżył podobną historię, dlatego udało mu się mnie przekonać. — Relacjonuje Ethan.

— Jednak wystawienie McGee to było za mało. Chciałem śmierci "Crossa", jak niczego innego na świecie. Zawarliśmy umowę, że ostatnia krew, jaka się poleje to Bailey’a, Donovana oraz jego strażników. Pozostałych popleczników musiałem oszczędzić. — Dodaje Meyer.

— Dowody z dysku mogły okazać się niewystarczające, by doprowadzić Lauren Bailey przed sąd. Jest cwanym prawnikiem, po mistrzowsku mogłaby obalić zarzuty. Dlatego postanowiliśmy stworzyć jej okazję do popełnienia przestępstwa, z którego się nie wywinie. — Oświadcza Parker.

— Już od dawna planowała pozbyć się Matta i liczyła, że jak wyjawi mi prawdziwe okoliczności zrekrutowania mnie do egzekutorów to znienawidzę szefa, a jej pomogę. Jednak miałem dość tego popapranego rodzeństwa. Jedno gorsze od drugiego. Chciałem uwolnić się od obojga. Powiadomiłem ją o śmierci Matthew, a także o tym, że jeśli chce was uciszyć to ma ostatnią szansę. Parker podstawił jej "ogon", więc wiedzieliśmy, iż przeszła do działania. — Oznajmia brunet.

— Josh udał, że zepsuło mu się auto, by mógł jechać z wami. Ja w tym czasie skorzystałem z jego pojazdu. Wszystko nagrałem, zarówno obraz, jak i dźwięk, dzięki Meyerowi. Po tym od razu wkroczyliśmy do akcji, schwytaliśmy ich, a was jak najszybciej odkopaliśmy. Byliście nieprzytomni, więc przetransportowaliśmy oboje do szpitala. — Dodaje Ethan.

— Meyer też jest na nagraniach, do tego dowody Turnera oraz obecne na dysku świadczą przeciwko niemu. Jak go wybronisz? — Głos zabiera Luke.

— Nijak. Josh postanowił odegrać rolę poszukiwanego przestępcy. Ma dwadzieścia cztery godziny, by wydostać się z Australii, inaczej trafi za kratki. W ramach podziękowania tylko tyle czasu mogę mu kupić. — Parker wzrusza ramionami.

— Dlatego będę się już zmywał. — Brunet zmierza w stronę drzwi.

— Poczekaj! — Powstrzymuję go. — Czyli to wszystko, co powiedziałeś było ściemą? Nawet sprawa naszych przyjaciół…

— Mówiłem tylko to, co chciała usłyszeć Lauren. Musiałem stwarzać pozory, aby zrealizować nasz plan. — Udziela odpowiedzi. — Co do waszych przyjaciół… Wiedziałem, że wysłała swoich pomocników, żeby pozabijali wszystkich w kryjówce. Przemilczałem jednak ten fakt. Postawiłem na ocalenie was, bo tylko nasza czwórka mogła ostatecznie zakończyć działalność przestępczego imperium "Crossa". Ty dysponowałaś dowodami, Parker zasobami ludzkimi, a ja i Hemmings wiedzą na temat wroga. Gdyby Luke nie zauważył bomby, sam bym wam o niej powiedział.

Niebieskooki nie wytrzymuje i robi dokładnie to, co sama chcę zrobić — rzuca się z pięściami na Meyera. Mężczyzna nawet nie próbuje się bronić, przyjmuje na siebie wszystkie ciosy blondyna. Parker próbuje ich rozdzielić. Nie jest to proste, ledwo udaje mu się utrzymać wściekłego Hemmingsa. Po kilku chwilach jego ingerencja przynosi skutek.

— A ty wiedziałeś? — Luke zwraca się do Ethana.

— Tak, ale powiedział mi dopiero po fakcie. Inaczej nie pozwoliłbym ich zabić. Nie po to dwadzieścia lat temu uratowałem im życie, by teraz pozwolić wszystkim zginąć. — Tłumaczy były funkcjonariusz.

Josh, jak gdyby nic, otwiera drzwi od sali, próbując ją opuścić. Nie zawraca sobie głowy nami, w końcu czas na ucieczkę upływa. Wykonał swoją robotę, a teraz musi się ulotnić, nim dopadnie go policja. Może przysłużył się społeczeństwu po raz kolejny, co nie zmienia faktu, iż dopuścił się wielu przestępstw pracując dla Matta. Czy to, co go spotkało, było na tyle straszne, że Parker uznał to za idealną pokutę? Zanim zdoła przekroczyć próg, dopada go jednak ostrzeżenie Hemmingsa.

— Żebyśmy nigdy więcej się nie spotkali.

— Bez obaw, to ostatni raz, gdy się widzimy. — Staje w progu.

— I gdzie się teraz wybierzesz? — Pytam.

— W Stanach nie mam już przyszłości, a tu jestem skończony, ale wciąż pozostaje wiele innych państw. — Znika za drzwiami.

 

***

Miejscami, do których chciałam zabrać Luke’a przed tym nieprzyjemnym incydentem są właśnie cmentarze. Dopiero po tygodniu udaje nam się opuścić szpital, więc niemal od razu realizujemy to zamierzenie. Odwiedziny u rodziców, a także przyjaciół. Pierwszy raz widzę grób Mike’a. Dzięki Parkerowi ciała pozostałych odzyskano. Po sekcji mogli spocząć na cmentarzu w Woodstown. Nie lubię takich miejscówek, a przez ostatnie wydarzenia napawają mnie one lękiem, lecz muszę odwiedzić bliskich. Składam róże oraz znicze na nagrobkach. Opowiadam im o naszej wygranej, aby mogli spoczywać w pokoju wiedząc, że ich śmierć nie poszła na marne.

Po tych krótkich i zarazem bolesnych odwiedzinach wsiadamy na jacht Hemmingsa. Łódź jest ogromna, cała w odcieniu bieli. Ma pokład widokowy, z leżakami, na którym uwielbiam spędzać czas. Do luksusowych kajut pod pokładem schodzę tylko, gdy sen nade mną wygrywa. Podróżujemy w poszukiwaniu nowego miejsca, które będziemy mogli nazwać domem. Przy okazji cieszymy oczy wspaniałymi widokami morza oraz wysp.

— Chcesz odwiedzić jakiś konkretny kraj? — Pyta blondyn.

— Japonię. Pozostali ukrywali się tam, gdy my byliśmy w rękach wroga. Słyszałam, że to piękne państwo.

— Zatem Japonia. — Nie oponuje. — A gdzie miałabyś ochotę osiąść na stałe?

— W jakimś kraju, z którym Australia nie ma umowy o ekstradycji. Jeśli nie złożę wizyty kuratorowi to czeka mnie powrót za kratki. — Wzdycham. — Parker obiecał, że zajmie się odkręceniem tego bajzlu, ale wolę dmuchać na zimne. — Rozsiadam się wygodnie na leżaku. — Mogę o coś spytać?

— Pewnie.

— Czemu wszyscy byliście tak bardzo związani z "Crossem"? Kiedyś powiedział, że uważał cię za syna. Poza tym egzekutorzy bez cienia zawahania robili wszystko, czego zapragnął.

— Matt był kolekcjonerem poranionych dusz. Zjawiał się zawsze w najgorszym momencie życia każdego z nas, gdy traciliśmy już nadzieję, iż los się do nas uśmiechnie. Oferował opiekę i usunięcie wszystkich zmartwień. Byliśmy na rozdrożu, więc przyjęliśmy jego propozycję z pocałowaniem ręki. Takimi ludźmi łatwo manipulować i zdawał sobie z tego sprawę. Wyciągał pomocną dłoń jako jedyny, okazał dobroć, więc chcieliśmy się jakoś odwdzięczyć. Bez zawahania czy strachu zrobilibyśmy dla "Crossa" wszystko, nawet oddali życie. Chociaż dla niego byliśmy tylko żywą bronią…

— A śmierć moich rodziców? Musiałeś ich zabić, bo sam byś zginął?

— Owszem. To był test, a jego oblanie oznaczało, że stałbym się bezużyteczny, w końcu po co mu egzekutor, który nie potrafi wykonać wyroku? Jednak odebrałem życie Turnerom, bo nie chciałem go rozczarować. Głupie, prawda? Potem tego żałowałem. Sam straciłem ojca przez jakichś gnojków i wiedziałem, jak to boli. A mimo wszystko komuś musiałem odebrać rodziców. Tego pierwszego morderstwa nigdy nie zapomnę. Znieczulica w kwestii zabójstw niewinnych ludzi dopadła mnie później. — Moje krzywe spojrzenie sprawia, że chce uciąć temat. — Dajmy już sobie spokój z tymi przykrościami. Zapewne nie wybaczysz mi tego, ale wciąż mam nadzieję na drugą szansę.

— Nie mogę zagwarantować, że mi się to uda. Oboje jesteśmy ofiarami Matta. Zmanipulował cię, gdy byłeś dzieckiem, jednak ostatecznie pozbawiłeś mnie rodziców. Okazałeś mi też wiele dobroci, więc mam mętlik w głowie.

— Może spróbujemy zacząć od początku, z nową kartą? Nie twierdzę, żebyśmy całkiem wyparli przeszłość, chodzi mi tylko o tę relację. — Jego propozycja wydaje się ciekawa.

— Niech ci będzie, spróbujmy. — Odpowiadam szybko, nim zdążę się rozmyślić.

— Więc zacznijmy od nowa, jak należy. Jestem Luke. — Podnosi szklaneczkę whiskey ze stolika, po czym wyciąga ją w moją stronę. — Wypijmy za nowy początek.

— Marisa. — Stukam kieliszkiem szampana o wystawione przez niego szkliwo.

Nie mam pojęcia, co przyniesie przyszłość. Rany pozostawione przez Matta są głębokie, lecz nie mogą one przyćmiewać tego, co jeszcze przed nami. Kiedyś może uda się je zaleczyć. W tym momencie są jeszcze zbyt świeże, by łatwo się od nich uwolnić. Wiem natomiast jedno — człowiek nie powinien zostać sam. Potrzebuje kogoś, z kim może porozmawiać na błahe oraz ciężkie tematy. Spędzanie wspólnie czasu, słowa otuchy, uśmiech — tego nam brakuje. Sami nie damy rady sobie tego zapewnić. Podarować nam je może druga osoba. Początki zawsze są ciężkie, ale mamy siebie. Wiele nas łączy, sporo też dzieli, jednak jedno dla drugiego jest łącznikiem z przeszłością, ostatnim filarem podtrzymującym przed załamaniem. Zaczynamy od nowa, choć w starym, znanym towarzystwie. Kto wie, może będziemy dla siebie nadzieją na lepsze jutro, świetlaną przyszłością. Czas pokaże. Na ten moment liczy się tu i teraz. Co złe już minęło, więc może być tylko lepiej. Pozostaje skupić się na teraźniejszości, zadbać o to, by przeżyć ją najlepiej, jak umiemy. Jesteśmy tu razem, silniejsi niż kiedykolwiek i tylko to się liczy.



2 komentarze:

  1. Jednak nie jesteś okrutna xD Dobrze że odezwało się w Tobie sumienie. Bohaterowie nie zasłużyli na los, który szykował im się w ostatnim rozdziale. Bardzo dużo przeżyli w swoim życiu. Były to mega ciężkie i okrutne chwile. Mega się cieszę, że w końcu mogą zaznać spokoju z dala od miejsca, w którym doznali tyle krzywd.
    Szkoda że póki co nie planujesz dalszej części. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś nasunie Ci się pomysł na kolejną część, to zdecydujesz się ją napisać. Jestem ciekawa jak potoczyłyby się losy bohaterów, nawet jeśli mieliby wieść spokojne życie. A najbardziej jestem ciekawa, czy Luke i Marisa związaliby się ze sobą. Od początku ciągnie ich do siebie.

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz się, jestem okrutna. W początkowej wersji to właśnie rozdział 20 miał być epilogiem, ale zmieniłam zdanie na kilka dni przed publikacją, wracając do koncepcji z 2016 roku, gdy miałam kilka pomysłów (wiadomo, planowałam najpierw 3, potem 5 części, do każdej miałam jakiś zarys) i wzięłam inne zakończenie.
      Przeżyli - niech więcej litości ode mnie nie oczekują. XD Poza tym nie powiedziałabym, że to taki happy end, skoro stracili wszystkich, na których im zależało. Ostatecznie mogą spróbować razem dźwigać to brzemię, ale szczerze? Zarzucę ci spojlerem na discordzie.
      O matko, to nie wiem czy jednak powinnam ci pisać ten spojler, bo kolejna część miała pokazywać, co się z nimi stało po wypłynięciu jachtem, ale... Na pewno nie byłabyś zachwycona. :P
      Dziękuję za opinię!
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń