wtorek, 5 września 2023

Chapter 15

 Hejka! Wiem, przynudzam troszkę tym rozdziałem. Chciałam jakoś opisać wstrząs, jaki przeżyła Marisa, gdy rozpoznała jednego z napastników, lecz coś nie pykło. Sama nie wiem, co o nim sądzić. Sami ocieńcie. Miłego czytania!


— Co zrobiliście? — Ashton macha mi ręką przed twarzą. — Halo, ziemia do Turner! Co tam się stało?

Nawet nie wiem, jak długo siedzę w piwnicy naszej kryjówki ze wzrokiem tępo wbitym przed siebie. Nie chcę dopuszczać do mózgu żadnych informacji. Od powrotu nie odzywam się ani słowem. Aileen oraz Walker są równie zszokowani, ale powoli wybudzają się z letargu. Zaczynają wrzeszczeć na Irwina, a ja dalej biernie przyglądam się znajdującej przede mną ścianie oraz dłoni bruneta.

Prawda wciąż do mnie nie dociera, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że sama nie chcę jej dopuścić do świadomości. Byłam pewna, iż nigdy więcej go już nie zobaczę. Oswoiłam się z myślą, że zabrał wiele tajemnic ze sobą. Odszedł, zostawiając nas z tym bałaganem. Pragnę wierzyć, iż to tylko kolejny koszmar, z którego muszę się tylko obudzić. Dlaczego teraz? Czemu milczał przez tyle lat? Z jakiego powodu pozwolił nam myśleć, że jest martwy? Te pytania nieustannie tłuką mi się wewnątrz czaszki, przyprawiając o ból głowy. Chcę znać odpowiedzi, ale nie potrafiłam wtedy zadać pytań. Emocje wzięły górę nad rozumem i stało się…

Podnoszę prawą dłoń. Przyglądam się jej wewnętrznej stronie w wielkim skupieniu. Znowu pozwalam uczuciom przejąć nad sobą kontrolę. Myślałam, że się ich wyzbyłam, zakopałam w głębi skutego lodem serca, lecz byłam w błędzie.

— Turner, do cholery, odezwij się. — Ashton chwyta mnie za ramiona i potrząsa, jak kukłą.

Kieruję tępy wzrok, pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu, na niego. Twarz bruneta zdobi mieszanka zmęczenia połączona ze zdenerwowaniem. Przewierca mnie na wylot swymi piwnymi oczyma, chcąc przebić się przez otaczający moją osóbkę mur, by wybudzić z letargu i porozmawiać.

— Pobudka! — Wciąż potrząsa moim lichym ciałem.

— Daj jej spokój! — Catia odpycha delikwenta. — Nie widzisz, że jest kompletnie rozbita?! Potrzebuje czasu, żeby się otrząsnąć.

Jestem jej wdzięczna za pomoc. Odgania tego demona pozbawionego współczucia, by zapewnić mi trochę przestrzeni. Muszę się odezwać, zapytać go o ten dziwny telefon. Słowa więzną mi jednak w gardle. Mogę tylko siedzieć w bezruchu, oczekując, aż emocje nieco opadną. Muszę się szybko pozbierać, w końcu przed nami jeszcze wiele wyzwań związanych z doprowadzeniem sprawy "Crossa" do końca.

 

***

Podnoszę głowę z twardego blatu stołowego. Przecieram powieki, po czym ziewam przeciągle. Rozglądam się po centrum dowodzenia. Jestem zupełnie sama. Pozostali musieli pójść spać do swoich pokoi, gdyż zmęczenie wzięło nad nimi górę. Ja natomiast nie mogłam, a raczej nie chciałam ruszyć się z miejsca, więc mnie tutaj zostawili. W pewnym momencie znużenie wygrało również ze mną.

Z radością odkrywam, że odzyskuję zdolność do poruszania własnym ciałem. Wstaję z krzesła i momentalnie krzywię się z bólu. Spanie w pozycji siedzącej mi nie służy, jestem cała odrętwiała, a także obolała. Przed powrotem do bazy odwiedziliśmy pana Arnolda, by nas opatrzył. Przez buzującą w moich żyłach adrenalinę, nie odczuwałam bólu w pełnej krasie, lecz teraz lewa dłoń pali mnie żywym ogniem przy odrobinie ruchu, a drobne skaleczenia pieką. Potrzebuję środka przeciwbólowego.

Kieruję się w stronę drzwi, jednak do mych uszu docierają odgłosy czyjejś rozmowy. Stają się wyraźniejsze z każdą chwilą, co oznacza, że ktoś tu idzie. Gdy wrota się otwierają, dostrzegam w progu Aileen, niosącą szklankę wody oraz listek tabletek, w towarzystwie Irwina.

— Pomyślałam, że jak wstaniesz to możesz ich potrzebować. — Podaje mi przedmioty.

— Dzięki. — Odbieram je.

Od razu połykam tabletkę paracetamolu, popijając ją całą zawartością szklanki. Skoro nie muszę martwić się już o środki przeciwbólowe, wracam na wcześniej okupowane miejsce. Moje mięśnie stanowczo protestują, gdyż przyda im się odrobina ruchu, ale poczekam, aż lek zacznie działać.

— Już ci lepiej? — Ashton podjeżdża do stołu naprzeciw mnie.

— Fizycznie nie jest tragicznie. — Wzdycham ciężko. — Mam do ciebie pytanie, ale poczekam z nim na pozostałych.

Zanim reszta domowników przychodzi, mija dość sporo czasu, który spędzamy w kompletnej ciszy. Gdy wszyscy zajmują już swoje miejsca, postanawiam zacząć, jako pierwsza.

— Skąd wiedziałeś? — Spoglądam na Ashtona z wyrzutem. — Przez telefon próbowałeś nas powstrzymać, bo znałeś prawdę i bałeś się, że ją odkryjemy. W co ty pogrywasz?

— W nic, naprawdę. — Unosi ręce przed siebie w geście obrony. — Pan Arnold zadzwonił do mnie z rewelacją. Chciał sprawdzić czy to faktycznie był on… Miał wątpliwości i się nie pomylił. Dostarczył mi całą dokumentację mailowo, zanim do was zadzwoniłem.

— I dziwnym trafem wiedziałeś, że to akurat jego spotkaliśmy. — Prycham.

— To były tylko moje podejrzenia. Nagle zostaje zamordowany jeden z ważniejszych ludzi w układance Bailey’a. Napastnik musiał mieć z nim na pieńku i to nie byle co, skoro zaatakował kogoś takiego. Na dodatek Railey pozbawił życia Mike’a. Mówiłaś, iż kojarzysz jego głos. Gdy ten ktoś pokazał mu swoją twarz, Hopkins był przerażony. Może morderca to jego były współpracownik i dużo o nim wiedział, albo ofiara. Zapewne jedno oraz drugie. Dodaj dwa do dwóch, a wyjdzie ci, że skubaniec oszukał nas wszystkich. Nie mam pojęcia, dlaczego… Zmienił się, nie powiadomił nas o niczym. Może być niebezpieczny, dlatego chciałem was chronić. — Teoria Irwina wydaje się mieć sens.

— Zmarnowałam wczoraj okazję, by o to zapytać… — Uderzam pięścią w stół z irytacji.

— Co się tam właściwie stało? — Parker dołącza do rozmowy.

— Nie powiedzieli ci? — Wskazuję na Aileen oraz Walkera.

— Złożyli raport do momentu, kiedy staliście przy oknie i go zobaczyliście. Resztę miałaś wyjaśnić ty. — Oznajmia.

— Byłam wtedy naprawdę wściekła… Nie myślałam logicznie… Gdy tylko dostrzegłam jego twarz, nie wytrzymałam. Mieliśmy najpierw poznać ich kryjówkę, potem jeszcze tożsamość, a ja zmieniłam końcowe założenia. — Przed oczami pojawia mi się coraz wyraźniejsze wspomnienie tamtej nocy.

 

~~*~~

Wszystko przestaje mieć znaczenie. Moje serce pęka, ale nie czuję niczego, żadnego bólu ani pieczenia z ran. Odchodzą w zapomnienie, przyćmione widokiem za oknem. Narastająca we mnie furia powoli odbiera logiczne myślenie. W kącikach oczu zbierają się łzy…

— I co teraz robimy? — Pyta zszokowana Aileen.

— Pokażę ci… — Podnoszę ociężałe ciało z miejsca.

Nie dbam o to, co się ze mną teraz stanie. Nogi same niosą moją osóbkę w stronę drzwi, w zastraszającym tempie. Przekraczam próg bez zastanowienia. Wbiegam do pomieszczenia, w którym znajduje się dwóch mężczyzn. Dopadam blondyna, wymierzając mu siarczysty policzek.

— Ty pieprzony dupku! — Wrzeszczę. — Jak mogłeś… — Głos mi się łamie, a łzy ciurkiem spływają po policzkach.

Mężczyzna sprawia wrażenie zszokowanego moją obecnością w swej kryjówce. Raz po raz otwiera, a później zamyka usta. Nie potrafi chyba dobrać odpowiednich słów. Stoi zatem, jak słup soli, podobnie ten drugi facet, wciąż z zasłoniętą twarzą.

— Marisa. — Aileen chwyta mnie za ramię, po czym ciągnie w swoją stronę.

Między nami, a nimi staje Walker. Widzę w słabym świetle świecy, jak zaciska dłonie w pięści, szykując się do ataku, który nigdy jednak nie następuje. Oddycha ciężko ze zdenerwowania, ale udaje mu się rzec:

— Kiedyś cię szanowałem, broniłem oraz pomagałem. Myślałam, że jesteś moim przyjacielem… Jak łatwo można się pomylić.

Wyrywam rękę spod uścisku Hood. Wybiegam z opuszczonego domu, by odetchnąć chłodnym, wieczornym powietrzem, a także ostudzić nim emocje. Nie wytrzymam dłużej w jednym pomieszczeniu z tym zasranym zdrajcą. Idę w stronę zaparkowanego samochodu Aileen.

— Poczekaj! — Towarzysze mnie doganiają. Brunetka kładzie dłoń na moim ramieniu. — Wiem, jesteś w szoku, my również, ale mamy szansę z nim pogadać.

— Nie chcę! Wracajmy już do domu, proszę! — Łkam.

— Popieram, nie mam zamiaru niczego sobie wyjaśniać z tym zdrajcą… — Tym razem Walker trzyma moją stronę. — Otwórz oczy, gdyby mu na nas zależało, to dałby jakikolwiek znak życia. A on nic!

— Może ma jakiś ważny powód… — Ton głosu brunetki sugeruje, iż sama nie wierzy w te słowa.

Wsiadamy pospiesznie do pojazdu, by za moment ruszyć z piskiem opon. Wyglądam przez tylną szybę. Dostrzegam czyjąś sylwetkę w ciemności, która zbliża się do pojazdu Aileen.

— Powód? Dobry żart… Kiedyś nawet przez myśl by mu nie przeszło, żeby tak z nami pogrywać. W końcu byliśmy dla siebie jak rodzina, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak ten człowiek… Zupełnie go nie znam. — Walker kręci głową. — Jedź najpierw do Arnolda, trzeba nas opatrzyć, a potem do kryjówki.

~~*~~

 

— Nie dałam mu szansy na wyjaśnienia. Po prostu dostał w mordę, powiedzieliśmy, co chcieliśmy, później odeszliśmy. Mógł coś odpowiedzieć, ale nie potrafił się odezwać, jakby nagle stracił zdolność mówienia. — Relacjonuję w skrócie. — Ashton może mieć rację. Nie cieszył się z naszej wizyty tylko był zaskoczony, że odkryliśmy prawdę. Nic nam nie zrobił, jednak kto wie, do czego by się posunął, gdybyśmy zostali tam dłużej.

— Najważniejsze, że nic wam nie jest. — W głosie Irwina można wyczuć troskę.

— Co teraz z tym fantem zrobimy? On posiada informacje, które chcesz zdobyć. — Spoglądam na emerytowanego funkcjonariusza.

— Owszem, jednak najważniejsze jest bezpieczeństwo. Chciałbym poznać odpowiedzi na pytania, których może udzielić, ale zrobię to później. Po załatwieniu sprawy z "Crossem" dopadnę go, aresztuję i wtedy zacznę zadawać pytania. — Oznajmia. — Jak sprawa z danymi?

— Jesteśmy blisko… Jeszcze chwila cierpliwości, a wszystkie pliki ujawnią swoje brudne sekrety. — Na twarz Ashtona wstępuje podły uśmieszek.

— Doskonale. Plan tym razem spalił na panewce, lecz mimo wtrącenia się nieproszonych gości, wciąż pozostają nam dwa cele. — Parker rzuca okiem na dokumenty.

— Jeśli nie zechcą ich dorwać przed nami. Wciąż nie wiemy, kim jest jego pomocnik. — Dodaję.

— Dlatego musimy do nich dotrzeć, jako pierwsi. — Wtrąca Aileen.

Dźwięk dzwonka telefonu przykuwa uwagę nas wszystkich. Kierujemy wzrok w stronę źródła. Okazuje się nim być smartfon Ashtona. Brunet spogląda zaskoczony na wyświetlacz, po czym odbiera połączenie.

— Coś się stało, staruszku? — Kieruje pytanie do urządzenia.

Wsłuchuje się w to, co właśnie przekazuje mu rozmówca. Po słowie, którego użył pierwszym podejrzanym jest pan Arnold. To jedyny staruszek znany nam obojgu, choć nie wykluczam opcji, iż chodzi o kogoś innego.

— Poważnie? Nic ci nie zrobił?! — Sprawia wrażenie poruszonego. — Nie rozmawiaj z nim więcej! Załatwię to, ale musisz mi obiecać, że nigdy nie będziesz już się z nim widywał, jasne? Może być niebezpieczny, przecież wiesz. To już nie ten sam chłopak, którego znałeś…

Rzucamy sobie krótkie spojrzenia. W milczeniu czekamy, aż Ashton odłoży telefon, a my będziemy mogli zasypać go gradem pytań odnośnie tej niepokojącej rozmowy. Siedzimy, jak na szpilkach. Kiedy połączenie zostaje zakończone, na chwilę zapada głucha cisza, przerwana przez Irwina:

— Dzwonił pan Arnold… Skontaktował się z nim nasz duch…

— Czego chciał? — Pyta Walker.

— Spotkać się z nami, żeby wszystko wyjaśnić. Będzie czekał o północy na Wzgórzu Śmierci.

— Śmierdzi pułapką na kilometr. — Prycham.

— To może być nasza szansa na poznanie prawdy. — Głos zabiera Aileen. — Jeśli po przebiegu rozmowy uznamy, że stanowi zagrożenie to aresztujemy go już teraz.

— Ja mu nie ufam… Nie zamierzam pchać się w jego sidła. — Protestuje Bruce.

— Jesteś rozgoryczony, rozumiem to. Mamy jednak okazję poznać jego pobudki, a nawet powstrzymać. Powinniśmy z niej skorzystać. — Brunetka stara się postawić na swoim.

— Czuję się podobnie, jak Walker, ale Aileen ma rację. — Wtrącam. — Nie musimy jechać wszyscy. Podładuj telefon, by być w kontakcie z Ashtonem, Catią oraz Chrisem, którzy zostaną tutaj.

— Niby z jakiej racji mam tu zostać? — Irwin nie wydaje się zadowolony. Moi przyjaciele mu wtórują.

— Aktualnie poruszasz się na wózku, więc będziesz łatwym celem, a ucieczka jest w twoim przypadku niemożliwa. Chris i Catia nie mają z tą sprawą nic wspólnego, nie znają go. Tutaj będziecie bezpieczni, dzięki połączeniu głosowemu poznacie jego powody. Jeśli stanie nam się coś złego, zróbcie wszystko, aby złamać zabezpieczenia plików i opublikujcie je w Internecie. Media rozdmuchają sprawę. "Cross" będzie atakowany przez te hieny, a wy w tym zamieszaniu wrócicie do Japonii.

— Mnie ten plan odpowiada. — Hood od razu się zgadza. — Tylko… wcześniej nie chciałaś z nim gadać. Co się zmieniło?

— Ochłonęłam. Wciąż mam do niego żal, ale muszę usłyszeć, co ma do powiedzenia. I nie ukrywam, że chcę zobaczyć go w kajdankach oraz z kneblem w pysku. — Uśmiecham się blado.

— Utworzymy konferencję. Walker wraz z Turner pojadą wozem Aileen na spotkanie. My będziemy jechać moim samochodem w niewielkiej odległości od was. Schowamy się niedaleko. Jeżeli przyjadą we dwóch i spróbują jakichś sztuczek, to otworzymy do nich ogień, a wy schowacie się za autem, zrozumiano? — Parker usprawnia mój plan.

— Wystawiasz mnie w pierwszej linii? Nie boisz się utraty dowodów? — Nie kryję swojego zaskoczenia.

— Sama chcesz spotkać się z nim twarzą w twarz. Nawet, gdybym ci zabronił, postawiłabyś na swoim. Obawiam się o wasze bezpieczeństwo, dlatego muszę dołożyć wszelkich starań, żeby was obronić. — Parker wstaje. — Szykujcie się, mamy sporo czasu, aby dopiąć operację na ostatni guzik i uniknąć ofiar.

— Zatem do dzieła. — Podnoszę swoje ociężałe ciało z krzesła. — Liczę na was, drużyno.

Udaję się do swojego pokoju. Padam twarzą na łóżko. Miękkość pościeli sprawia, że organizm zaczyna czuć zmęczenie. Ziewam, kilkukrotnie przyłapuję się na fakcie, iż powieki same mi się zamykają, pragnąc odrobiny snu.

Nie mogę sobie jednak pozwolić na tę przyjemność. Zdenerwowanie jest skuteczną metodą na odpędzenie senności. Za kilka godzin ponownie stanę oko w oko z nim… Co ma na swoje usprawiedliwienie? Czemu chce się spotkać w tamtym okropnym miejscu? Co takiego knuje? Czy to pułapka, w którą dobrowolnie się pchamy, żądni wyjaśnień? Tego wkrótce się dowiem.



2 komentarze:

  1. Gdy w poprzednim rozdziale przeczytałam, że oprawca ma blond włosy, od razu pomyślałam, że to może być Luke, ale chyba sama w to nie wierzyłam. Teraz mam tak dużo pytań. Co się z nim działo przez ten czas? Jak uciekł od Crossa i kim jest jego pomocnik? Dlaczego nie skontaktował się z przyjaciółmi? Nie chciał ich bardziej narażać? Szkoda że nie wywiązała się żadna dłuższa rozmowa pomiędzy Lukiem a resztą, bo jestem mega ciekawa, co by powiedział, ale wydarzenia wskazują na to, że w następnym rozdziale powinno się wszystko wyjaśnić.

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blondynów na świecie nie brakuje, więc kolor włosów może nie być wystarczającym dowodem. :P Chłopów z tą czupryną pojawiło się w opowiadaniu dużo.
      To, kim właściwie są wyjaśni się w następnym rozdziale.
      Dziękuję za opinię!
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń