sobota, 1 stycznia 2022

Epilogue

Hej! Chciałabym bardzo podziękować za waszą wytrwałość. Pewnie mało kto spodziewał się, że po tak długim czasie wrócę do tej historii. Sama nie byłam przekonana czy uda mi się to skończyć. Jednak obiecałam, a obietnic się dotrzymuje. Zmieniałam to zakończenie kilkanaście razy w głowie, w dość sporych odstępach czasowych. To już definitywny koniec przygody z bohaterami "Mroku". Stwierdziłam, iż taki będzie najlepszy scenariusz. Wiem, że nie wyjaśniłam pewnych kwestii, które przedstawię w czterech chronologicznie ułożonych miniaturkach. Główny wątek tu się kończy, a poboczne zostaną wyjaśnione w luźnych i krótkich postach. Co się dalej będzie działo z naszą dwóją bohaterów i ich ekipą? Pozostawiam to waszej wyobraźni. Cieszy mnie też fakt, że zakończenie ma miejsce akurat w urodziny bloga. Miłego czytania!

Proszę was też o jedno. Dla lepszego efektu przesłuchajcie piosenki, które podeślę do odpowiednich fragmentów tekstu. Wyjaśnię ich znaczenie dla tej chwili w następnym poście, czyli  "podsumowaniu", w którym zawrę również podziękowania i ewentualne plany na przyszłość.

Luke Pov [klik]
Marisa Pov [klik]


Rok później.

Luke Pov

Wszechogarniająca ciemność. Niczego nie jestem w stanie dostrzec. Jednak to najlepsze, czego mogę doświadczyć — czas odpoczynku. Jedyny moment, gdy pozwalają mi na chwilę przerwy. Próbują mnie zagiąć, zmusić do poddania się. Zapominają o jednym — ja nie wiem, kiedy zrezygnować. Gdybym to potrafił, sprawy potoczyłyby się inaczej. Jestem najgorszym, co spotkało moich przyjaciół. To przeze mnie są teraz na skraju upadku. Dlaczego tego nie przewidziałem? Gdzie są pozostali? Złapano ich, a może zdołali jakoś uniknąć wzroku "Crossa" i wydostać się z tego chorego państwa? Marne szanse, ale odwrócenie jego uwagi moją osobą powinno im pomóc. Ile tak właściwie tutaj siedzę? Dzień, dwa, tydzień czy miesiąc? Nawet już nie liczę tego czasu. Tutaj zdaje się płynąć w zwolnionym tempie.
Ponawiam kolejną bezowocną próbę wyswobodzenia rąk związanych za plecami. Najwyraźniej lina, której użyli jest naprawdę mocna, nie jestem w stanie jej przerwać czy chociażby poluzować. Po dokładnym przeszukaniu oraz odebraniu wszystkich przedmiotów, nie posiadam już żadnej ostrej rzeczy, którą mogę ją przeciąć. Szarpanie się z tymi uciążliwymi więzami na niewiele się zdaje.
Do mych uszu dociera dźwięk otwieranych drzwi, po czym pokój opanowuje jasność. Zamykam oczy, przed drażniącym światłem. Słyszę czyjeś zbliżające się, ciężkie kroki. Ktoś przystaje przede mną w oczekiwaniu aż otworzę oczy. Powoli podnoszę powieki. Mija dobrych kilka chwil, zanim udaje mi się przyzwyczaić do rażącego problemu. Przede mną maluje się obraz mężczyzny o szmaragdowozielonych oczach oraz blond lokach. Na jego okrągłej, dokładnie wygolonej twarzy nie gości żaden uśmiech, zero emocji. Beznamiętnie wpatruje się we mnie. Ubrany jest w elegancki, czarny garnitur oraz lakierowane półbuty idealnie dopasowane do całej reszty.
— "Cross"… — Wypowiadam te słowa z trudem, przypłacając to bólem. — Wstałbym, żeby cię przywitać, jak należy, ale nie mogę.
— Czemu się nie poddasz, chłopcze? Oszczędź sobie cierpienia, a nam roboty. Dobrze wiesz, że ze mną nie wygrasz, czyżbyś niczego się nie nauczył? — Jego ton głosu jest szorstki.
— Jak widać jestem odporny na wiedzę i nie uczę się na błędach…
Mężczyzna opiera się o stolik, który jest tutaj jedynym meblem razem z okupowanym przeze mnie drewnianym krzesłem. Pomieszczenie w odcieniach bieli zroszono moją krwią podczas "zabaw" jego ludzi, przeprowadzanych raz na jakiś czas.
— Myślałem, że jesteś rozsądniejszy. Pokładałem w tobie wielkie nadzieje, synu.
— Powiedziałeś, że mogę odejść! Oszukałeś mnie…
— Mogłeś, ale próbowałeś wgryźć się w moje interesy oraz odebrać podlegające mi terytorium, a tego nie wybaczam. Do tego próbowałeś zwędzić mi sprzed nosa dowody, aby mnie pogrążyć. To był twój pierwszy i zarazem ostatni błąd. — Oświadcza. — Będę jednak wspaniałomyślny. Możesz zakończyć swoje męki, wystarczą tylko dwa słowa. "Chcę umrzeć", no powiedz to, a wtedy koszmar się skończy.
Przyznaję, że poważnie zastanawiam się nad jego propozycją. Wycieńczające tortury potrafią zagiąć nawet najwytrwalszego i upartego skurczybyka. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze będę w stanie to znosić. Dlaczego tak po prostu nie zrezygnować, ukoić zbolałe ciało? W końcu nie ma już tutaj nikogo, na kim tak bardzo by mi zależało… Co jeszcze mnie tu trzyma? Kilka lat zmarnowałem na usługiwanie mu, jako jego zabawka. Mordowanie stało się moim chlebem powszednim. Niemal się stoczyłem, pogrążyłem w mroku. Myślałem, że nie ma już dla mnie ratunku, jednak pojawiło się niewielkie światełko, które rozproszyło ciemność — moi przyjaciele. Wyciągnęli mnie z pustki, a ja odpłaciłem się im samymi tragediami…
— Chcę… — Rozpoczynam, choć na chwilę się zawieszam. To zwykła ucieczka mogąca mi dać ukojenie. Już prawie mam dokończyć formułkę, gdy uświadamiam sobie, że za ogrom bólu, którego doświadczyli moi najbliżsi, powinienem wziąć odpowiedzialność. W końcu to moja wina. — żebyś poszedł do diabła!
Jego twarz jest niczym posąg — zastygła w jednym, nieopisanym wyrazie, którego nie sposób odczytać. Kręci głową z dezaprobatą, po czym odsuwa się od stolika, kierując swoje cztery litery w stronę uchylonych drzwi.
— Rozczarowujesz mnie, chłopcze. Podziwiam twój upór, ale jest bezcelowy. I tę rundę przegrałeś.
Nawet nie ma pojęcia, jak bardzo się myli. To właśnie jedyny moment, w którym z nim wygrywam. Nie wybiorę drogi na skróty, ani nie potrzebuję jego łaski. Nigdy więcej się mu nie podporządkuję. Mam jeszcze swój honor oraz godność, których jako jedynych nie pozwolę sobie odebrać. Można powiedzieć, że dotąd żyłem na kolanach, ale koniec z tym, przynajmniej umrę, stojąc z podniesioną głową. Choć przyjdzie mi na to bardzo długo poczekać, jednak się nie ugnę.
Zza drzwi wyłania się dwóch umięśnionych typków — pierwszym z nich jest Railey Hopkins, o gładko ogolonej twarzy w kształcie serca. Jego czarne, krótkie włosy postawione są na żelu, a ciemnobrązowe oczy nie zdradzają żadnych emocji. Ubrany od stóp do głów na czarno, podobnie jak jego towarzysz, Josh Meyer, którego twarz zdobi kilkudniowy zarost. Brązowe kosmyki mężczyzny porozrzucane są we wszystkie strony. Chłód jego błękitnych oczu zmrozi chyba każdego osobnika. W prawej dłoni ściska ramię czarnej torby sportowej.
— Zajmijcie się nim, tak jak poprzednio. — "Cross" wydaje polecenie, zrównując się już z framugą drzwi.
— Dlaczego sam się mną nie zajmiesz, eleganciku? Zawsze musisz wysługiwać się tymi panienkami? — Zwracam się bezpośrednio do byłego szefa, zanim zdąży całkiem opuścić imprezę. — Nigdy jeszcze nie przyłączyłeś się do zabawy. Zbyt delikatny jesteś? A może boisz się pobrudzić sobie rączki?
— Nie mam teraz czasu, spieszę się na ważne spotkanie biznesowe, ale bez obaw, chłopcy z radością dotrzymają ci towarzystwa. — Po tych słowach zamyka za sobą drzwi. Przez moment słychać jeszcze jego oddalające się kroki, które po chwili milkną.
Spoglądam na zbliżających się do mnie facetów. Meyer podchodzi do stolika i zaczyna pomału opróżniać zawartość torby. Obcęgi, kastety, kij baseballowy, drut kolczasty, młotek, pałka teleskopowa i tego typu specjały. Chłopaki się nie patyczkują, odchodzą już od pięści.
— Tym razem przynieśliście ze sobą zabawki, jak miło. — Próbuję obrócić całą sytuację w żart, żeby nie myśleć o czekających mnie męczarniach.
Zanoszę się głośnym śmiechem, który odczuwają obolałe żebra. Moi rozmówcy nie posiadają poczucia humoru, nawet kąciki ust im nie drgają. Prawdziwi zawodowcy, zachowujący groźną postawę w każdej sytuacji. Niespiesznie rozpakowują cały swój sprzęt, po czym odwracają się w moją stronę. Wiem, że wytrzymanie tego nie będzie takie proste, jednak już postanowiłem… Tylko jak długo uda mi się wytrwać przy swoim?

Marisa Pov
             
Co człowiek czuje, będąc zamkniętym w prawdziwej klatce? Traci coś cennego, nie może opuścić miejsca, w którym nie chce przebywać. Jego oczy pomału tracą swój blask, dusza niszczeje. Ogarnia go obojętność na własny los i problemy. Myślałam, że nie uda mu się mnie wrobić, jednak dał radę. Stwierdziłam, iż nie może mnie zagiąć i jakoś przetrwam w więzieniu, ale w tym wypadku również się myliłam. Przed oczyma mam ostatnią rozmowę z Matthew.

~~*~~
— Jonathanowi i jego ludziom brak było finezji, dlatego muszę teraz po nich sprzątać. Najlepiej znaleźć jakiegoś naiwniaka, który weźmie całą winę na siebie. Spotkasz się nie tylko z psychicznym, ale i fizycznym cierpieniem. Wprost idealnie.
— Nic nie zrobiłam, niby o co zostanę oskarżona? — Jestem pewna swojego stanowiska.
— Pierwszy zarzut to akt terroryzmu, w końcu podłożyłaś bombę w sierocińcu.
— To nie moja wina!
— Byłaś na miejscu zdarzenia, pobiegłaś na górę, żeby zapewne sprawdzić czy pozbyłaś się wszelkich dowodów. W końcu się nienawidziłyście i nawet oskarżyła cię o kradzież. Poza tym uciekłaś przed policją zamiast złożyć wyjaśnienia. — Niestety ma w tym trochę racji. — Odpowiesz za zabicie tej dziewczyny, narażenie życia wielu osób oraz ucieczkę. Do tego za przynależność do grupy groźnego przestępcy "Mroku".
— Masz na to jakieś dowody? — Pomału ogarnia mnie panika.
— Zdjęcia zrobione przez niektórych ścigaczy. O dziwo jesteś widoczna z całą jego ekipą. — Chowa dłonie do kieszeni spodni. — A na deser, zabójstwo Michaela Clifforda.
— W to mnie nie wrobisz!
— Jechaliście zbyt szybko, wasze auto zjechało z drogi i rozbiło. Wściekłaś się, że mógł was zabić, a do tego złamał nogę, czyli stał się ciężarem. Zastrzelono go w końcu z twojej broni. Są na niej tylko i wyłącznie twoje odciski palców.
Broń, która miała mi ocalić życie, teraz mnie pogrąży. Czy on faktycznie posiada tak wielkie wpływy? W końcu Jonathan i jego pachołki panicznie się go bali… Sam Luke nawet nie próbował go zabić.
— Za godzinę mam samolot. — Podwija rękaw marynarki i spogląda na zegarek.
— To moja szansa. Dopilnuję wszystkiego, braciszku. Zobaczysz, że można na mnie polegać. — Blondynka kładzie mu dłoń na ramieniu.
I na moje nieszczęście, przekupione gliny nie chciały mnie wysłuchać, podobnie jak sędzina. Cała rozprawa to był wręcz lincz.
~~*~~

To miejsce przyprawia mnie już o mdłości. Koleżanka z celi to typ milczka, nie ma zamiaru zapoznawać się z pozostałymi więźniarkami. Woli wieść samotną egzystencję, usuwając się każdemu z drogi. Jedynie znajoma z celi obok zapewnia jakąś minimalną rozrywkę. Nazywamy ją "więziennym filozofem", gdyż w rozmowach z nią sentencje z tej właśnie dziedziny wylewają się strumieniami. Całe dnie zlatują mi na pogawędkach ze współwięźniarką oraz gapieniu się w szary sufit mojej celi. Z czasem przestaję również zwracać uwagę, jak niewygodna jest moja prycza. Odchodzę powoli od zdrowych zmysłów. Gdyby jednak nie "filozof", już dawno bym oszalała.
Jeszcze tylko jedna myśl nie daje mi spokoju — co się dzieje z pozostałymi? Żyją, mają się dobrze? Żadne z nich nie odwiedziło mnie w więzieniu, więc zakładam, że gdzieś zniknęli. Chcę ich zobaczyć chociażby ten ostatni raz dla ukojenia. Catia, Christian… Gdzie wy jesteście? A Aileen? Chętnie wysłucham, co ma do powiedzenia w sprawie blondyna i moich rodziców. Faktycznie o niczym nie wie? Jednej osoby na pewno nie chcę już nigdy więcej spotkać — Luke „Mrok” Hemmings. Zaufałam mu, a on mnie zdradził! Drań, od początku znał całą prawdę, ale nie chciał mi jej zdradzić. Wolał zachować wszystko dla siebie i odciągnąć mnie od tej sprawy. Byłam głupia, że mu wierzyłam… Ta ślepa wiara mnie tu zaprowadziła, prosto do zimnej, więziennej celi. Wciąż mam przed oczami jego uśmiech, taki niewinny, za którym ukrywa swe prawdziwe oblicze. Pamiętam tę jego arogancję i nadmierną pewność siebie. Ratował mnie wiele razy, ale tylko z powodu poczucia winy, ja tak naprawdę się nigdy nie liczyłam. Głupia dziewucha ze mnie. W chwili, gdy wyznał mi prawdę, chęć do życia uleciała bezpowrotnie. Myślałam, że "Cross" mnie wykończy i będę mogła odejść w spokoju. Zamiast tego zafundował mi coś gorszego — zamknięcie, jak zwierzę w klatce, z moimi destrukcyjnymi myślami.
— Już dłużej tak nie mogę… — Jestem na skraju rozpaczy.
Nadchodzi kolejny czas odwiedzin, dzięki któremu moja współlokatorka opuszcza celę, nie uraczywszy mnie ani jednym spojrzeniem. Wychudzona blondynka, przyodziana w pomarańczowy więzienny strój, za moment znika z pola widzenia. W następnej chwili jej śladem kroczy nasza pani "filozof", która uśmiecha się do nie pokrzepiająco. To kobieta po sześćdziesiątce z burzą siwych włosów, sięgających jej aż do pasa. Jej twarz pokrywają liczne zmarszczki. Jak zawsze, zostaję tutaj z niewielką garstką oddalonych od mej celi kobiet. Bardzo dobrze, żadna z nich nie zauważy.
Wyciągam zza poduszki gruby sznur, który załatwiła mi "filozof". Zna mają sytuację i postanowiła mi pomóc. Nie mam zielonego pojęcia, jak udało jej się zdobyć ten przedmiot, jednak to mało ważne. Mam tylko nadzieję, że wytrzyma pod moim ciężarem. Nie chcę już dłużej czekać. Nie ma już nikogo, kto przejąłby się moim losem. Przysuwam krzesło do krat, aby łatwiej dostać do najwyższej kondygnacji. Przerzucam linę przez nie, a pozostałą część staram się związać tak, aby uzyskać pętlę.
Rzucam okiem na prowizoryczne narzędzie ukojenia. Jest dość proste i mam nadzieję, że solidne, gdyż musi spełnić swoją rolę. Chciałam przetrwać, walczyłam o to życie, ale na pewno nie po to, żeby skończyć w tym miejscu. Z resztą Hemmings skutecznie odebrał mi wszystko — włącznie z pragnieniem pozostania w tej chorej i niesprawiedliwej rzeczywistości.
— Mamo, tato, przepraszam. Nie byłam w stanie was uratować. Nawet nie potrafiłam odgryźć się waszemu mordercy. Jestem głupia i tak strasznie słaba. Zaufałam niewłaściwym ludziom i to są efekty. Jednak cieszy mnie fakt, że już niedługo się spotkamy. — Łzy napływają mi do oczu.
Momenty zawahania skutecznie uniemożliwiają mi wykonanie egzekucji. To zakładam, to zdejmuję stryczek, jednakże muszę zdobyć się na odwagę. Czas upływa, a ręce zaczynają pomału drętwieć. Jeśli nie zrobię tego teraz, wątpię, że kiedykolwiek zdobędę się na odwagę. Ponawiam próbuję zaplątania narzędzia śmierci wokół szyi. Kiedy mi się to udaję, robię głęboki wdech.
— A niech się dzieje, co chce…


2 komentarze:

  1. Przykry koniec dla bohaterów. Luke jest bardzo uparty i ciąży nim potężne brzemię. Rok to bardzo długo. Ile jeszcze będzie w stanie znieść tortury?
    Marisa miała ciężkie życie. To przykre, że skończyła w więzieniu za coś, czego nie zrobiła. Przykre jest to w jaki sposób działa cały proces sądowy. Wystarczy dać w łapę i niewinny człowiek pójdzie siedzieć. Bohaterka podjęła się poważnego kroku, możliwe że nieodwracalnego. Jest kruchą osobą i nic dziwnego, że w desperacji zdecydowała się na próbę samobójczą. Czy dojdzie do skutku, czy może zostanie uratowana?
    Ciekawi mnie również los pozostałych bohatera. Co się z nimi stało? Czy są szczęśliwi, a może też nie żyją, bo Cross ich dopadł?

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, bohaterowie mieli pecha w życiu, a "Cross" był jednym z głównych powodów ich cierpienia. Ile zła może człowiek znieść? Tortury psychiczne czy fizyczne w końcu znajdą swój limit, a wtedy bohater znajduje się w takiej sytuacji, jak Luke i Marisa teraz.
      Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo byłby to spojler.
      Dziękuję za opinię!
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń