Przyznaję, że wyczekiwałam również tego rozdziału, dlatego pisało mi się go o wiele przyjemniej niż dwa poprzednie. Poświęciłam część wcześniejszego dnia, żeby napisać wstęp, a później poszło już z górki. Jednak on był od początku zaplanowany w całości, więc wystarczyło przelać to na papier. Przyda się coś luźniejszego. Miłego czytania!
Nawet nie mam pomysłu, jak spędzić ten "dzień luzu" przed kolejną wyprawą. Aż strach pomyśleć, co na nas czeka w Euri Creek.
Dlaczego akurat to miejsce? I kto poza mną wie o tym, że to rodzinne miasto
mojej matki? Najchętniej w tej chwili rzuciłabym wszystko i tam pojechała,
jednak po ostatnim znalezisku wciąż jestem w szoku. Może ta przerwa jest dobrym
rozwiązaniem, żeby oczyścić umysł, ale jeśli czeka tam następna ofiara w
potrzebie? Na pewno to żadne z moich przyjaciół, gdyż rozmawiałam przez telefon
z Catią. Są cali i zdrowi, a sprawa wybuchu dalej stoi w miejscu. Pozostaje
mieć nadzieję, że nie skrzywdzą kogoś niewinnego, aby ponownie wyprowadzić nas
z równowagi.
Przekręcam się na drugi bok, twarzą w stronę okna.
Promienie zachodzącego słońca wpadają przez szybę w swych pięknych pomarańczowych
odcieniach. Przymykam powieki. I tak nie pozostaje mi nic innego niż
odpoczynek. Mam zamiar przespać resztę dnia, aby nie pozostawiać pola do
manewru moim pogmatwanym myślom. Wyśpię się i zregeneruję siły psychiczne oraz
fizyczne na wyjazd do Euri Creek.
— Co ty robisz? Jeszcze jesteś w piżamie? Nie
wychodzisz stąd od wczoraj. Pobudka, szkoda wieczoru! — Wykrzykuje Aileen,
która wpada jak burza do mojego pokoju. — A tak na marginesie, wszystkiego
najlepszego! — Skacze na łóżko i przytula mnie mocno.
— Zaraz, co?! — Spoglądam na datę w telefonie. —
Zupełnie zapomniałam, tyle się ostatnio dzieje. Dzięki za życzenia, ale skąd o
tym wiesz?
— Moja słodka tajemnica.
Słodka tajemnica… Ci ludzie są przerażający, od
razu zdobywają nawet tak błahe informacje. Jak im się to udało? Czyżby ten ich
lekarz im powiedział? W końcu miał moją kartę ze wszystkimi danymi, a może
użyli jakichś innych nielegalnych źródeł?
— Dzień, jak co dzień. To jedne z wielu urodzin w
moim życiu. Nie widzę w nich niczego niezwykłego. — Z wyjątkiem tego, że miały
być symbolem wolności. Czekałam na to, żeby wynająć coś z Catią, ale nie powiem
o tym brunetce.
— To osiemnaste urodziny, drugich takich nie
będzie! Trzeba je należycie uczcić. — Dziewczyna nie odpuszcza.
— Wystarczą mi te życzenia oraz spędzenie czasu w
mięciutkim łóżku. — Oznajmiam.
— Nie ma mowy! Nie pozwolę ci zmarnować takiej
okazji. Idziemy dziś do klubu, więc rusz tyłeczek z łóżka, bo musimy zacząć się
szykować! — Jej propozycja wręcz mnie przeraża.
— Nie chcę, naprawdę, nie czuję się na siłach. —
Próbuję się wymigać.
— Nie przyjmuję żadnych wymówek. Wstawaj, kupiłam
już dla ciebie odpowiedni ciuch. — Wręcza mi czerwone, podłużne pudełko
przewiązane zieloną kokardką.
Zmieniam pozycję z leżącej na siedzącą. Zabieram
się za rozpakowywanie prezentu. Pomału rozrywam czerwony papier ozdobny, po
czym otwieram tekturowe pudełko. Moim oczom ukazuje się czarna, obcisła i dość
krótka sukienka z dużym dekoltem ozdobionym srebrnym łańcuchem. Do kompletu
dziewczyna podaje mi czarne, lakierowane i proste dziesięciocentymetrowe
szpilki. Przyglądam się tym częściom garderoby z nietęgą miną.
— Powiedz, że to żart. — Wciąż jestem oniemiała.
— Będziesz wyglądała urzekająco. No już, wstawaj i
przymierzaj to, nie mamy wieczności. — Ponagla mnie.
Niechętnie zwlekam swoje cztery litery z łóżka.
Pomysł Aileen kompletnie do mnie nie przemawia. Nie jestem typem dziewczyny,
która lubi zakładać kiecki i przyciągać uwagę obcych mężczyzn. Raczej wolę
założyć spodnie i koszulkę, żeby czuć się komfortowo, a nie jak odpicowana
lalka Barbie. Do tego samo pójście do klubu nie brzmi kusząco. Nie jest to
jedna z moich ulubionych form rozrywki. A tak poza tym…
— Przecież jestem poszukiwana, nie mogę tam iść, bo
istnieje ryzyko, że zostanę aresztowana. — Pojawia się światełko nadziei, moja
ostatnia deska ratunku, którą pierwszy raz postrzegam jako korzyść.
— Spokojnie, to klub Luke’a. On wszystkiego
dopilnuje, a tak w ogóle to nie wpuszczają tam kapusiów tylko zaufanych,
sprawdzonych ludzi. — Uświadamia mnie z triumfalnym uśmiechem goszczącym na
twarzy.
To już koniec, jestem w pułapce. Jak to możliwe, że
ten chłopak ma tyle władzy czy tam znajomości, żeby zapewnić mi "bezpieczną" zabawę w swoim klubie, na jego widok psychole trzęsą portkami, a nie potrafi
pomóc w oczyszczeniu mnie z zarzutów? Nie bardzo to wszystko rozumiem, ale
spróbuję się dowiedzieć.
— Skoro Luke ma takie wpływy to czemu nie pomoże
udowodnić mojej niewinności? — Zadaję nurtujące mnie pytanie.
— Nie ma aż takiej władzy i nie dogaduje się z
glinami. Jego również szukają, choć nie wiedzą, kim dokładnie jest. Jeśli
próbowałaś poszukać jakichś informacji o nim, to powinnaś już się tego
domyślić. — Przewraca teatralnie oczami. — We własnym klubie jest pewny, że nic
złego się nie stanie. Poza nim nie zagwarantuje nam bezpieczeństwa. Wizyta w
każdym miejscu, które do niego nie należy to ryzyko. Bez obaw, tamci klubowicze
są czyści. — Udaje ziewnięcie. — Normalnie zasypiam, tak się ociągasz. Ubieraj
wreszcie tę kieckę albo ja ci pomogę.
Wzdycham ciężko, zrezygnowana. Już nie mam żadnych
argumentów, żeby przekonać Aileen o mojej niechęci do tej rozrywki. Zdejmuję
piżamę po czym zakładam przygotowany przez dziewczynę komplet. Obracam się
kilkukrotnie oraz przechadzam po pokoju, według jej zaleceń.
— Włosy zostawiamy rozpuszczone. Nawet nie
potrzebujesz makijażu, w tej chwili jest idealnie. — Kiwa głową z aprobatą. —
Teraz moja kolej, poczekaj chwilę. — Podnosi się z mojego łóżka, a następnie
znika za drzwiami.
Opadam załamana na posłanie. Ta kiecka mnie pije, z
wysiłkiem mogę złapać w niej oddech i myślę, że ledwo zakrywa mój tyłek oraz
piersi. Czuję się jak jakieś cyrkowe zwierzę. Mam być wystawiona publiczne w
tym zbyt przylegającym do ciała wdzianku ku uciesze Aileen. Może będzie jeszcze
karnety na zdjęcie ze mną sprzedawać?
Po jakichś kilkudziesięciu minutach brunetka
wreszcie zjawia się w moim pokoju. Jej kreacja nie jest znacznie mniej
wyrafinowana. Dziewczyna ma na sobie rozkloszowaną sukienkę w poziome
biało-niebieskie paski. Jej nogi okrywają posrebrzane szpilki, które idealnie
komponują się ze srebrnymi dodatkami w postaci bransoletki, kolczyków oraz
naszyjnika. Włosy pozostawia rozpuszczone.
— I co myślisz? — Obraca się wokół własnej osi.
— Wyglądasz pięknie i zdajesz sobie z tego sprawę.
— Dziękuję bardzo. — Chwyta mnie za rękę. — Czas
się zbierać, chłopcy już na nas czekają.
Pozwalam Aileen prowadzić mnie za rękę jak jakieś
dziecko, które nie ma ochoty gdzieś pójść. Na mojej twarzy nie można dostrzec
choćby cienia uciechy, ale najwyraźniej dziewczyna specjalnie nie zwraca na to uwagi.
Przechodzimy przez salon, potem szatnię, aż w końcu docieramy do drzwi
wyjściowych, które przekraczamy.
Na podjeździe dostrzegam pozostałą część ekipy.
Ashton ubrany jest w biało-czarną flanelową koszulę ze spodniami z czarnego
jeansu oraz conversy. Mike przyodziany jest w bordową, aksamitną koszulę,
czarne jeansy oraz biało-niebieskie Adidasy. Luke natomiast ma na sobie białą,
elegancką koszulę oraz czarne spodnie od garnituru. Nie może obejść się jednak
bez swoich Air Jordanów, które niekoniecznie pasują do reszty ubioru. Blondyn
nie podnosi nawet wzroku znad telefonu, a pozostali żywo o czymś dyskutują.
Dopiero chrząknięcie Aileen zmusza ich do przerwania wykonywanych czynności. Gdy
Hemmings spogląda na nas, nie może wydobyć z siebie słowa. Stoi jedynie z
szeroko otwartymi ustami. Ashton i Mike zaczynają natomiast gwizdać na nasz
widok.
— Aż tak źle wyglądam? — Podchodzę do blondyna,
żeby wyszeptać mu te słowa do ucha.
— Wręcz przeciwnie, częściej zakładaj sukienki. To
grzech ukrywać takie ciało pod stertą ubrań. — Jego uwaga mnie zadziwia i
onieśmiela zarazem.
— Myślałam, że wyskoczysz z jakąś kąśliwą uwagą.
Zaskoczyłeś mnie.
— Przynajmniej dzisiaj się powstrzymam, choć bardzo
mnie kusi. — Przyznaje.
— Więc wypada skrzętnie to wykorzystać. — Uśmiecham
się szyderczo.
— Zbieramy się. — Oznajmia, po czym podchodzi do
drzwi od strony pasażera i otwiera je przede mną.
Zachowuje się jak dżentelmen, co jest takie
niepodobne do niego, a jednak pasuje idealnie. Zajmuję wyznaczone miejsce, a
drzwi pojazdu zamykają się za mną. Po chwili Luke zajmuje miejsce kierowcy w
swoim ukochanym Camaro.
— Czas się zabawić. — Po tych słowach wyruszamy.
***
Klub umiejscowiony jest na obrzeżach Woodstown. Nie
czuję się tutaj zbyt komfortowo, w każdej chwili ktoś może mnie rozpoznać i
wezwać policję. Zwykły przechodzień stanowi dla mojej osoby zagrożenie, a jak
mundurowi dowiedzą się, gdzie przebywam, wątpię, że powstrzymają się przed
wtargnięciem do budynku. Sama budowla nie jest wysoka, natomiast strasznie
szeroka. Obejmuje spory obszar. Przez brak wystarczającego światła, ciężko mi
rozpoznać kolory. Dachówka jest dość prosta, również ułożona pod skosem jak w
większości domostw. Wokół mieści się rozległy parking, jednak pewna jego część
wciąż pozostaje pusta. Pilnuje jej jakiś umięśniony facet, zapewne ochroniarz.
Czuprynę ukrywa pod czapką, jedynie wystaje z niej kilka brązowych kosmyków. Luke
podjeżdża do niego, wita się i od razu zostaje wpuszczony, wraz z dwoma
towarzyszącymi nam samochodami. Muzyka elektroniczna aż tutaj dudni w uszach,
strach mnie ogarnia na myśl, jak głośno musi być w środku.
Po zaparkowaniu, opuszczamy pojazdy, kierując się w
stronę obleganego wejścia. Ustawiona jest przed nim spora kolejka, jednakże
Hemmings ani myśli zająć w niej miejsce i czekać na swoją kolej. Z szacunkiem
zostaje powitany przez kolejnego ochroniarza, blondyna równie hojnie obdarzonego
przez naturę, jak ten na parkingu. Mężczyzna przepuszcza nas niemal od razu.
Kolejni ochroniarze pozwalają nam wejść bez przeszukania. Przypinają nam
jedynie szare bransoletki z nazwą klubu, gdybyśmy zechcieli wyjść z niego, a
potem wrócić.
Przez szeroki korytarz można udać się w dwie
strony. Po lewej umiejscowiono toalety dla imprezowiczów, natomiast z prawej
rozgrywana jest cała zabawa. Kolorowe neony rozświetlają ogromny parkiet, za
którym umiejscowione są stoliki dla gości. Nad nimi znajduje się antresola, na
której umieszczono strefę VIP. Aktualnie świeci ona pustkami, zapewne calutką
przeznaczono dla nas. Pod nią natomiast umiejscowiono bar, który jest
najbardziej oblegany.
Aileen łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą w
stronę schodów. Przeciskamy się przez tańczących ludzi, którzy nawet nie
zwracają uwagi, że na kogoś wpadają. Są zbyt pochłonięci wykonywaną czynnością.
Przedarcie się przez ten tłum już można nazwać ogromnym wyczynem. Co chwilę
ktoś się o nas obija, jednak brunetka mocno trzyma moją dłoń, żebym jej się nie
zgubiła. Za mną podążają Ashton i Mike, którzy, co prawda
niechętnie, ale też pewnie służą pomocą w razie potrzeby. Drogę po schodach
pokonujemy szybko, po czym rozsiadamy się na aksamitnych obiciach trzech kanap
ułożonych w półkole przed stolikiem. Rozstawione już są na nim kolorowe
alkohole w wiaderkach z lodem.
— Dawno tu nie byliśmy, już prawie zapomniałam, jak
to miejsce wygląda. — Aileen przekrzykuje muzykę.
Luke bez zbędnych ogródek sięga po schłodzonego
szampana oraz nalewa pełne kieliszki mnie, a także brunetce. Żaden z chłopaków
nie próbuje się napić, jako że są kierowcami. Dość odpowiedzialnie, biorąc pod
uwagę fakt, iż lubią ryzyko.
— Dzisiaj kończysz osiemnastkę, jubilatko! Twoje
zdrowie! — Dziewczyna wznosi za mnie toast w akompaniamencie oklasków płci
przeciwnej okupującej wraz z nami strefę VIP.
Opróżniam swój kieliszek dość powoli, delektując
się musującym napojem. Po kilku łykach szkliwo zostaje całkowicie puste. Rzucam
spojrzenie na parkiet w nadziei, że nie będę musiała na niego wyjść. Nie
potrafię tańczyć, więc sam ten fakt jest powodem do wstydu. Zamiast tego, staram
się zagaić rozmowę z pozostałymi, aby odciągnąć ich myśli od tańca. Na ten
moment świetnie mi to wychodzi, poznaję coraz lepiej wszystkich członków tejże
pokręconej ekipy.
Dowiaduję się, że Ashton jest jedynakiem oraz zna
się na komputerach, można go śmiało nazwać hackerem. Potrafi włamywać się na
tajne strony, jednakże do "poważniejszych" instytucji nie próbuje, jeszcze wolność mu miła. Mike
natomiast posiada dwójkę rodzeństwa, młodszą siostrę i starszego brata. On
bardziej pełni rolę zaopatrzeniowca w ekipie. Obaj mają pełne, szczęśliwe
rodziny, a mimo to zostawili je, aby podążyć za Hemmingsem. Aileen z resztą
podobnie, jej rodzice żyją i mają się dobrze, choć stracili syna trzy miesiące temu. Dzielę się z nimi również moją przeszłością, chociaż zdaję sobie sprawę,
że mogli już dawno zdobyć takowe informacje. W każdym razie pokazuję, iż
zaczynam im ufać, a oni odwdzięczają się tym samym. Hemmings jako jedyny nic
nie mówi o sobie. Tylko słucha nas uważnie, a na jego twarzy co jakiś czas
pojawia się nieopisany grymas.
— Koniec tego gadania, chodźmy tańczyć. — Aileen
łapie za ręce Ashtina i Mike’a, ciągnąc ich za sobą w stronę parkietu.
Zostajemy z "Mrokiem" sami. Nie mam pojęcia, o czym w
ogóle z nim rozmawiać. Nawet Ashton, który nie jest zbyt przyjaźnie do mnie
nastawiony, otwiera się przede mną, a blondyn najwyraźniej oczekuje tylko
jednostronnego zaufania, nie dając niczego w zamian.
— Wiem już coś o pozostałych, a o tobie nadal nic.
— Mówię z wyrzutem. — Jak mam ci zaufać, skoro ty nie potrafisz tego zrobić?
— A o czym tu mówić? Podobnie miałem spartolone
dzieciństwo, jak ty. Moja matka zmarła na raka, kiedy byłem gówniarzem… Po
niedługim czasie ojciec wyszedł po głupią paczkę fajek. Gdy zapukała do drzwi
policja, powiedzieli, że został zadźgany przez jakichś dupków, którzy dowalali
się do pewnej dziewczyny. Jako dżentelmen chciał pomóc i spotkało go coś
takiego… Nie miałem zamiaru wylądować w bidulu, więc wymknąłem się z domu,
zanim przyjechali z odpowiedniej instytucji. Utrzymywałem jednak kontakt z
chłopakami, w końcu byli moimi kolegami z piaskownicy. Nauczyłem się przetrwać,
a po pewnym czasie oni dołączyli do mnie. — Opowiada o tym spokojnie,
całkowicie pogodzony ze swym losem.
— I teraz jesteś tutaj, jako jeden z najbardziej
wpływowych gangsterów.
— Nie jestem żadnym gangsterem, tylko biznesmenem,
który lubi od czasu do czasu zabawić się w wyścigi. To jedna z niewielu
przyjemności w życiu.
— A te całe strzelaniny i podejrzane typy? To też
część interesów? — Nie dowierzam.
— Nie każde są udane i proste. Mało ważne…
— Opowiedziałeś coś o swoich rodzicach, a co z
rodzeństwem? Masz jakieś?
Blondyn wstaje z kanapy, podchodzi do szklanej
barierki i spogląda na parkiet. Skinieniem głowy daje mi znak, żeby do niego
podejść. Wykonuję polecenie, po czym do moich uszu dociera jego odpowiedź:
— To jest moje rodzeństwo. Innego nie potrzebuję. —
Jego wzrok podąża za Ashtonem, Mike’iem i Aileen, którzy w najlepsze wyginają
się na parkiecie w akompaniamencie skocznej piosenki. — Chodź, nie będziemy
całą noc siedzieć i gadać.
Hemmings łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę
rozszalałego tłumu. Niech to szlag, jednak zamierza ze mną zatańczyć. Z każdym
kolejnym krokiem serce łomocze mi jak oszalałe, chyba zaraz wyskoczy z mojej
piersi. Ze strachu cała się trzęsę, a nogi mam jak z waty. Przecież to będzie
największe upokorzenie, jakiego dzisiaj doświadczę. Już bardziej kuszące są te
jego zgryźliwe uwagi. Kiedy znajdujemy wolną przestrzeń na parkiecie, ogarnia
mnie panika. Stoję przerażona przed "Mrokiem". Od jego ciała dzieli mnie
dosłownie kilka centymetrów.
— Luke, ja nie umiem tańczyć. — Wyznaję.
— Najwyższa pora się nauczyć. To nie takie trudne,
pokażę ci. — Uśmiecha się pokrzepiająco.
Kładzie jedną rękę na mojej talii i przysuwa się
nieco bliżej. Teraz już praktycznie się ze sobą stykamy. Drugą dłonią natomiast
chwyta moją. Sama kładę wolną rękę na jego ramieniu. Zaczynamy pomału ruszać
się w takt wolnego kawałka. Na ten moment kręcimy się tylko w kółko, wykonując
niewielkie ruchy biodrami. Potem Luke stawia krok do przodu, zmuszając mnie do
cofnięcia się. Notorycznie stawiam swoje kroki na jego, jednak blondyn nic nie
komentuje, wciąż jest wyluzowany. Wbija we mnie swój wzrok. Błękitne oczy
chłopaka zdają się teraz przypominać wzburzone morze zamiast górę lodową, jak
przy wcześniejszym spotkaniu. Na jego ustach widnieje łagodny uśmiech. Czuję,
że od jego przenikliwego spojrzenia zaczynam robić się czerwona na twarzy, więc
szybko odwracam wzrok. Dostrzegam coś, co wydaje mi się dość dziwne.
— Dlaczego chłopaki obchodzą się z Aileen, jak z
porcelaną? Spokojnie, nie roztrzaska się.
— Boją się, żeby nie położyć przypadkiem rąk tam,
gdzie nie powinni. W końcu to siostra przyjaciela, a do takiej nie można
startować. Nawet, jeśli on nie żyje. — Wyjaśnia.
Dość dziwna zasada, ale fakt, że w ogóle jakieś
wyznają jeszcze bardziej mnie zadziwia. Najwyraźniej mają jeszcze wiele masek
do odkrycia. Niby są groźni, a z drugiej strony potrafią zachowywać się jak
dżentelmeni i zwyczajni obywatele. W dodatku nie są wiele starsi ode mnie.
Przez te kilka tygodni coraz bardziej zyskują moją sympatię. Nie wydają się
tacy źli, jak na początku myślałam. Zastanawia mnie tylko, jakim cudem ktoś tak
młody był w stanie osiągnąć tak wiele w krótkim czasie?
Po kolejnych dwóch tańcach stwierdzamy, że trzeba
zrobić sobie przerwę. Ponownie wracamy do loży VIP. Na schodach Luke przez
chwilę się zatrzymuje i spogląda na barmankę. Wychudzona, jej ciało opina
biała, ciasna koszulka ze srebrnym nadrukiem jakiejś kapeli. Jej blond kosmyki
sięgające do ramion są poprzedzielane gdzieniegdzie różowymi pasemkami. Po
chwili odrywa od niej wzrok i podąża za nami.
— Co to za blondyna, którą tak pożerałeś wzrokiem?
— Pytam Hemmingsa.
— Lacey, nie mieliśmy okazji bliżej się poznać.
Menadżer nie poinformował mnie, że zatrudnił nowego pracownika, a nie widziałem
jej tu poprzednio. — Opada ciężko na kanapę.
Nalewam sobie całą szklankę whiskey. Próbuję wypić
ją duszkiem, jednak przez gardło nie przechodzi mi więcej niż trzy łyki. Boże,
mocny trunek. Po kilku próbach udaje mi się opróżnić alkohol, ale na tym nie
poprzestaję. Nalewam sobie kolejną, pełną szklankę.
— Zwolnij trochę. — Luke kładzie dłoń na szkle.
— Nie będziesz mówił, ile mam pić. — Próbuję zabić
jakieś dziwne ukłucie w klatce, które towarzyszy mi od chwili, gdy z takim
zainteresowaniem wpatrywał się w tamtą dziewczynę.
Niechętnie zabiera rękę z mojej szklanki. Ponownie
opróżniam jej zawartość dość szybko, krztusząc się przy tym. Mój umysł coraz
bardziej się uspokaja. Ogarnia go kojąca błogość, a sama zaczynam podchodzić do
wszystkiego olewająco.
Nagle do naszych uszu docierają jakieś krzyki.
Czterech mężczyzn ubranych kompletnie na czarno, z kapturami zarzuconymi na
głowy zaczyna się do nas zbliżać, mając w głębokim poważaniu biegnącą za nimi
ochronę. Przechodzą przez tłum ludzi, odpychając rozemocjonowane osoby zbyt
mocno. Jedna dziewczyna upada nawet na podłogę. Wbiegają po schodach, a za
chwilę stoją przed nami w swej okazałości. Trzech z nich znam z poprzednich
spotkań, ale stojącego na ich czele faceta widzę po raz pierwszy. Jego lodowate
spojrzenie wędruje po twarzach nas wszystkich. Trochę przydługie blond kosmyki
wystają zza kaptura. Czy to jest ten cały Jonathan?
— Ciebie tutaj nie zapraszałem. — Oświadcza Luke
surowym tonem.
— Przepraszam, panie Hemmings. Nie chcieli się
zatrzymać, a nawet przyłożyli Stevenowi. — Relacjonuje ochroniarz, za którym
mnożą się następni.
— Tak się wita brata? A gdzie szampan i kobiety? — Mężczyzna
jest całkowicie wyluzowany. — Pobawiłeś się nią już, ile chciałeś, bo czas nas
nagli?
— Brat? Kim pobawiłeś? O co chodzi, Luke! — Kieruję
zdenerwowane spojrzenie w stronę blondyna.
Chłopak najwyraźniej traci swoje opanowanie. Jego
wyraz twarzy staje się przerażający. Mam wrażenie, że zaraz może posunąć się do
rękoczynów. Siedzi przez chwilę bez słowa, jakby zbierając w sobie nadludzkie
siły, by móc jakoś się uspokoić.
— Już ci powiedziałem, że ona nie jest żadną zabawką.
Postawiłem swoje warunki, ale skoro masz problemy ze zrozumieniem, panowie
chętnie ci pomogą. — Skinieniem głowy wskazuje ochroniarzy stojących za plecami
mężczyzn.
Jeden z postawnych pracowników klubu kładzie dłoń
na ramieniu tego wyszczekanego gościa, który tak łatwo nie ma zamiaru
rezygnować. Wyciąga zza pasa pistolet, a jego ludzie podążają w ślad za nim.
Celują prosto w nas. Z przerażeniem przyglądam się dalszemu rozwojowi wydarzeń.
— A ja powiedziałem, że nie zamierzam odpuścić.
Oddasz ją po dobroci, czy zabieramy dziewczynę siłą? — Najwyraźniej nie
zamierza już podejmować rozmowy.
— Przypominam, że jestem u siebie. Jeśli twoje
bezwartościowe życie coś dla ciebie znaczy to zabieraj stąd swoje leniwe dupsko
wraz z tymi kundlami… — Luke wstaje, a w tej samej chwili kilkanaście sztuk
broni wycelowanych zostaje w przybyszów. — Jak widzisz, tutaj to ja mam
przewagę.
Mężczyźni stoją zmieszani, jakby nie mając pojęcia,
jak w tej sytuacji powinni postąpić. Ten cały przywódca bandy wpatruje się w
Hemmingsa morderczym spojrzeniem. Oblizuje spierzchnięte wargi, po czym
oznajmia:
— To jeszcze nie koniec.
Faceci pomału opuszczają broń, a potem kierują się
w stronę schodów. Towarzyszą im wszyscy pracownicy ochrony, którzy chronią nie
tylko porządku w klubie, ale również swojego szefa. Odprowadzamy ich wzrokiem,
dopóki nie znikają za ścianą.
— Wyjaśnisz mi w końcu, o co tu do cholery chodzi?!
— Ponawiam pytanie. — Ten psychol jest twoim bratem? A ponoć twoją rodziną są
ci tutaj. — Wskazuję na Irwina i Clifforda. — Oszukałeś mnie. Do tego umówiłeś
się z nim, żeby mnie wystawić! — Próbuję wstać, jednak kręci mi się w głowie od
wypitego alkoholu, więc Aileen musi mnie podtrzymywać.
— Nie powiedziałem ci o tym, bo to bez znaczenia!
Od dawna przestał być dla mnie bratem. Nie okłamałem cię, Ashton i Mike są
moimi jedynymi braćmi… Chciał, żebym mu cię wystawił, ale odmówiłem, do
cholery. Gdybym się zgodził, już dawno byłabyś w jego łapach, nie sądzisz? —
Stara się jakoś wytłumaczyć.
— Luke naprawdę nie kłamie. Zaufanie to dla nas
podstawa. Przemilczał tę kwestię, gdyż nie była istotna, w końcu nigdy by nie
przystał na żadne warunki Jonathana. Nie chciał cię denerwować. Powiedział to
co najważniejsze, że nie dogadał się z nim… Chciałabyś słuchać jakichś ohydnych
odzywek tamtego dupka? — Pomaga mi usiąść.
W tym, co mówi jest trochę racji. Powiedział, że
nie udało mu się z nim dogadać, a po zachowaniu Jonathana nie wiem, czy chcę
poznać szczegóły ich spotkania. Zapewne nie rozmawiali tylko o mnie, a też o
swoich prywatnych sprawach, jak to bywa przy spotkaniu znienawidzonego rodzeństwa.
Mimo wszystko muszę dowiedzieć się więcej o sprawach, które mnie dotyczą, bo
mogą zawierać ważne informacje. Poza tym przez cały czas chłopaki się mną
zajmują, a ich przytyki są bardziej, jak odzywki do swojej siostry, nie mają na
celu tak naprawdę obrazić mojej osoby. Uczą mnie nawet, jak przetrwać… Raczej
nie marnowaliby na to czasu, jeśli przystaliby na interesy z Jonathanem.
— Następnym razem nie przemilczajcie nawet
najgorszych obelg. Wolę wiedzieć, o czym taki zwyrodnialec mówi, może poda
jakieś szczegóły dotyczące naszej zagadki. — Powoli się uspokajam i ponownie
zajmuję miejsce na kanapie.
— Dobra. — Luke przytakuje.
Po tym trochę czasu mija, zanim wracamy do
poprzedniego, szampańskiego nastroju. Ta rozmowa cały czas jest gdzieś z tyłu
głowy, jednak staramy się ją zagłuszyć kolejnymi kolorowymi trunkami, a
przynajmniej ja i Aileen. Po jakiejś chwili "Mrok" rusza się z miejsca i schodzi
na dół. Najwyraźniej jemu nie sposób odmówić, nawet, jeśli jest się w pracy.
Prosi do tańca tamtą blondynę. Jej krótka, czarna spódniczka ledwo zakrywa
tyłek. Niby co on takiego w niej widzi? Zaraz, czemu tak mnie to obchodzi?
— Patrzysz jakbyś chciała ją zamordować. — Aileen
wydaje się rozbawiona tą sytuacją.
— Wydaje ci się. — Dopijam kolejną szklankę, po
czym łapię Mike’a za rękę i prowadzę go na parkiet.
Nie wiem, czy alkohol tak mnie ośmiela, jednak nie
jest to istotne. Każdy krok sprawia mi trudność, ale nie przejmuję się tym.
Przestaję zwracać uwagę na moje zachowanie. Clifford również posiada duże
pokłady cierpliwości. Podtrzymuje mnie, kiedy wydaje się, że upadnę, nie
wścieka się też, kiedy przydeptuję jego ukochane Adidasy. Obok nas na parkiecie
wywijają też Ashton z Aileen. Mój wzrok kieruje się natomiast w stronę Luke’a.
Widać, że świetnie spędza czas w towarzystwie blondynki i może tańczyć z nią
całkiem swobodnie. Czasami tylko nasze spojrzenia się spotykają, a ja nie
jestem w stanie nic odczytać z jego szafirowych oczu.
— Jestem wykończona. — Aileen opada ciężko na
siedzenie.
Przyznaję, że ja również padam z nóg. W głowie mi
wiruje i nie za bardzo wiem, co się dzieje, ale czy to ważne? Z każdym kolejnym
drinkiem coraz bardziej się ośmielam i zaczynam olewać wszystko wokół. Gdy
brunetka próbuje polać nam kolejną kolejkę, ponieważ ja nie jestem w stanie,
Luke ją powstrzymuje.
— Tej pani proszę już nie nalewać.
— Zajmij się tą blondyną, ja chcę w spokoju
świętować. — Daję Aileen znak, iż może jednak napełnić moją szklankę.
— Powiedziałem, że już ci wystarczy. Pora się
zbierać. — Oświadcza szorstko.
Kroczę powoli, trzymając się barierki z grubego
szkła. Sprawia mi to nie lada wyzwanie. Kiedy moje stopy dotykają już parkietu,
uśmiecham się triumfalnie. Próbuję postawić kolejny krok, jednakże wtedy się potykam.
Silne ramiona blondyna oplatają mnie w pasie, ratując przed upadkiem.
— Skaranie boskie z tobą. Zdecydowanie przesadziłaś.
— Podnosi mnie, jakbym nic nie ważyła i zanosi do swojego samochodu.
***
Praktycznie nic nie czuję, mimo tego nie mogę
przestać się uśmiechać. Wtulona w tors blondyna nawet nie zwracam uwagi, gdzie
jestem przenoszona. Mało mnie to obchodzi. Każdy jego kolejny krok zdaje się
nie sprawiać mu żadnej trudności, choć piórkiem to ja nie jestem. Chłopak chyba
potyka się o coś. Udaje mu się jakoś położyć mnie na łóżku, jednak sam
przyklęka na posłaniu, aby nie upaść. Jego twarz jest zdecydowanie zbyt blisko
mojej. Przyglądam się uważniej jego gładko ogolonej, owalnej twarzy. Wkładam
nadludzki wysiłek, żeby podnieść dłoń i przejechać nią po policzku Luke’a.
Żadnej reakcji, jednak nie zachęca mnie to do przerwania eksperymentu. W jakim
stopniu interesuje go tamta blondynka…
Szumi mi w głowie, odczuwam buzujący w moich żyłach
alkohol, który dodaje nieco odwagi. Postanawiam sięgnąć po cięższą
artylerię. Szybko, jakby w obawie, że się odsunie, składam delikatny pocałunek
na jego aksamitnych wargach, a później kolejny i następny. Staje się on coraz
bardziej zachłanny z każdą chwilą. Gdy Luke postanawia pozwolić mi na więcej,
rozchyla lekko wargi, dając tym samym zielone światło na dalszą zabawę. Mój
język powoli wślizguje się przez usta Hemmingsa. Gdy odnajduje jego język,
zaczynają szalony taniec, spragnione tej bliskości.
Będąc trzeźwą pewnie nigdy bym się na coś takiego
nie odważyła, a nawet przyłożyła temu aroganckiemu chłoptasiowi, jednak ilość
wypitego alkoholu przyćmiewa mój umysł. Przez to podejmuję decyzję o posunięciu
się krok dalej. Sięgam dłońmi do paska jego spodni, próbując go rozpiąć, nie
przerywając tym samym pocałunku. Chłopak najwyraźniej nie zamierza tak szybko
przechodzić do rzeczy, gdyż łapie mnie za nadgarstki i przytrzymuje je nad moją
głową. Dziwię się, kiedy przerywa pocałunek i raczy przepraszającym spojrzeniem.
— Nie możemy… — Stwierdza.
— Bo nie jestem tą blondyną z klubu?! — Wstępuje we
mnie złość.
Luke odrywa się ode mnie i rusza w stronę wyjścia. Nawet
nie patrzy w moją stronę. Zatrzymuje się jedynie w drzwiach, by w następnej
chwili oprzeć swoje ciało o ich framugę. Cały ten czas patrzę na niego z
wyrzutem wymalowanym na twarzy.
— To nie ma z nią nic wspólnego. Jak wytrzeźwiejesz
i zdecydujesz, że tego chcesz, przyjdź. Inaczej będziesz żałować, a ja nie mam
zamiaru wysłuchiwać później twoich lamentów.
Opuszcza pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
Jestem pozostawiona samej sobie. Nie zamierzam odpuścić tak łatwo. Podchodzę do
drzwi, za którymi zniknął Luke, po czym uchylam je lekko. Dostrzegam blondyna,
który rozmawia z Ashtonem pijącym whiskey w salonie.
— Gratuluję ci silniej woli, stary. — Irwin zwraca
się do przyjaciela, potrząsając szklanką. Najwyraźniej musiał nas usłyszeć.
— To nie silna wola, tylko maniery. W końcu przez
jakiś czas miałem wzór do naśladowania, mojego ojca. Był prawdziwym
dżentelmenem, który nigdy nie wykorzystałby kobiety. Wpoił mi tę najważniejszą
lekcję zanim odszedł. To żadna sztuka skorzystać z okazji i zabawić się z
pijaną małolatą. — Luke wyprowadza kolegę z błędu.
Blondyn rusza następnie w stronę szatni, chcąc
opuścić posiadłość. Zanim jednak udaje mu się zniknąć za ścianą, dociera do
niego głos Irwina:
— Dokąd idziesz?
— Poczuć, że żyję.
Następnie oboje tracimy go z oczu. Zamykam za sobą
drzwi i z trudem wracam na łóżko. Ciekawe, gdzie zamierza się teraz szwendać.
Zapewne jedzie odwiedzić pewną blondynę, żeby zedrzeć z niej ubranie. Nawet
ślepy by zauważył, że coś między nimi jest na rzeczy. Skoro nawet zmiana ubioru
nie pomaga i nadal nie jestem "atrakcyjna" to nie ma sensu katować się więcej w
kiecce. Nie będę udawać, że potrafię wyglądać jak prawdziwy obiekt
pożądania.
Hejka ♥️
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu, że Marisa, jak na osobę, która niezbyt dobrze czuje się w takich skąpych kieckach, jednak ją założyła. Ja na jej miejscu bym zaprotestowała i założyła coś skromniejszego.
Dopóki nie przeczytałam, że klub jest własnością Luke'a, byłam negatywnie nastawiona do tego wyjścia. Nie dziwię się, że Marisa miała obawy. W obecnej sytuacji ryzykiem jest wychodzenie na zewnątrz i pokazywanie się ludziom. Póki co lepiej się nie narażać, tym bardziej że nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi i kto zagraża bohaterce. Tak naprawdę każdy może być tym złym.
Rozumiem Marise, że była niechętna do tańca, bo sama niezbyt dobrze potrafię tańczyć i zazwyczaj alkohol pomaga mi się przełamać xd
Nie spodziewałam się spotkania z Jonathanem. Prawdę mówiąc nawet zapomniałam, że ktoś taki jest XD Z drugiej strony nierozsądne było, że zdecydował się przyjść właśnie do klubu brata, skoro z góry było wiadomo, że jest na straconej pozycji.
Widzę, że nasza bohaterka jest zazdrosna o blondyna :D A w momencie, gdy się pocałowali, aż w to nie wierzyłam. Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłam, że wydarzy się to tak szybko. Ciekawe czy Marisa następnego dnia będzie w ogóle pamiętała o tej sytuacji. I czy Luke też mógłby coś czuć do Marisy. Podobnie jak bohaterka pomyślałam, że wrócił do blondynki.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na dalszy rozwój relacji Marisy i Luke'a ♥️
Pozdrawiam cieplutko,
Maggie
Hejo!
UsuńRaczej protesty nie mają prawa bytu przy Aileen, jest to uparte dziewczę, które koniecznie chciało, by Marisa chociaż raz założyła sukienkę. xD
Owszem, każdy mógłby ich wsypać, nawet przypadkowy przechodzień, który nie wejdzie do klubu. Jednak uznali, że to nie jest zła opcja, bo przyda im się trochę "wyluzować", w końcu poprzednie znalezisko nie jest "przyjemnym tematem" i na długo zostaje w człowieku.
Taaak, witam w klubie, mam dokładnie tak samo. Jakoś nie potrafiłam się przełamać i potańczyć, ale jak coś wypiłam to było mi już obojętne. xD
Hmm, czyli udało mi się zaskoczyć, to dobrze. Raczej nic dziwnego, on zawsze krył się gdzieś, by wyskoczyć i krzyknąć "buu". xD Przyszedł do klubu brata, choć wiedział, iż to nierozsądne, bo nie ma tam szans. To pokazuje, jak bardzo jest zdesperowany. Czemu tak? Później powinno się wyjaśnić. :D
Nie do końca "tak szybko", jednak więcej o zalążkach ich relacji będzie w jednej z miniaturek, bo w regularnych rozdziałach nie chciałam po prostu zanudzać. Alkohol na pewno był jedną z przyczyn jej zachowania, a czy będzie to wszystko pamiętać? W następnym rozdziale się dowiesz, czyli jutro. xD Każdy by pomyślał, iż Luke pojechał do Lacey.
Powiedzmy, że następny rozdział będzie zawierał trochę ich relacji, trochę akcji i dalszego odkrywania tajemnic. Dziękuję za opinię, kochana!
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May