Hej! Przyznaję bez bicia, zapomniałam, że miałam wstawić rozdział wczoraj. Dzisiaj przybywam do was z pierwszą miniaturką. Nie jest ona długa czy jakaś wybitna. Ba, napisana prosto, z pominięciem mało istotnych szczegółów. Mam nadzieję, że dobrze udało mi się to opisać z punktu widzenia dziecka. Chociaż raczej poszło marnie. To już naprawdę resztki weny, jaka mi pozostała. Miłego czytania!
Luke Pov
Kolejne bajki emitowane w telewizji, zaczynają mnie
już nudzić. Powtórki starych odcinków, po obejrzeniu ich tyle razy, bardziej
mnie usypiają, niż interesują. Przygody szalonych, kreskówkowych zwierzaków nie
sprawiają mi już radości. Postacie w pudle, zwanym telewizorem, nie są w stanie
dłużej odwracać mojej uwagi. Cały czas zastanawiam się, dlaczego tak długo nie
ma taty. Wyszedł po papierosy kilka godzin temu. Dlaczego jeszcze nie wraca?
Gdy do moich uszu dociera dźwięk dzwonka, od razu
biegnę w stronę drzwi. Nie ma kluczy przy sobie, znowu zostawił je na stole?
Ostatnio często mu się to zdarza. Głuptas z niego. Przekręcam kluczyk dębowych
drzwi, po czym je uchylam. Ku mojemu zdziwieniu, nie stoi za nimi tata, a jakiś
obcy pan. Jest wysoki, ma blond włosy, jak ja oraz zielone oczy, ubrany w
niebieski mundur. Przystawia mi odznakę do twarzy.
— Luke Hemmings? — Zadaje pytanie.
Kiwam głową w odpowiedzi. W filmach, które oglądam,
gdy tata nie patrzy, kiedy przychodzą tacy ludzie, nie mają dobrych wieści.
Przeczuwam jakieś kłopoty.
— Możemy wejść? — Podchodzi do nas jakaś kobieta.
Brunetka, średniego wzrostu o piwnych oczach.
Ubrana jest w jakąś białą koszulę i czarną spódnicę. Uśmiecha się, przykuca
przy mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.
Odsuwam się, chcąc zrobić miejsce gościom. Kiedy
wchodzą do środka, zamykam drzwi, a później kieruję się za nimi, w stronę
salonu, gdzie wciąż we włączonym telewizorze pojawiają się kolorowe zwierzęta.
Ponownie zajmuję miejsce na kanapie, przyglądając się nieufnie przybyszom.
— To twoja ulubiona bajka? — Kobieta siada obok
mnie.
— Coś się stało tacie? — Ignoruję jej pytanie,
zadając własne.
— Przez jakiś czas nie będziesz mógł z nim mieszkać.
Znajdziemy ci kogoś, kto się tobą zajmie. — Głaszcze mnie po głowie.
— Czemu? Gdzie mój tata! — Odsuwam się od
nieznajomej.
— Przykro mi, ale odszedł do lepszego miejsca. — Jej
słowa nie docierają do mnie od razu.
— Kłamiesz! — Kręcę przecząco głową.
Wiem, co to znaczy. Tata ciągle to powtarza, gdy
pytam o mamę. Niemożliwe, przecież wyszedł do sklepu tylko na chwilę. Ta
kobieta na pewno się myli, to nie może chodzić o niego! Jest cały i zdrowy! Zaraz
wróci, tylko coś go długo zatrzymuje. Może ten kolega z pracy, który często nas
odwiedza, pan Johnes.
— Wiem, że to trudne. Jestem tu, żeby ci pomóc. —
Próbuje do mnie podejść, jednak znowu się od niej odsuwam.
— Nie wierzę ci! — Łzy zaczynają spływać mi po
policzkach.
— Chcę pomóc, chłopcze. — Uśmiecha się. — Poczekamy
na pracownice opieki, wtedy go zabierzemy. — Zwraca się do pana policjanta,
który milczy cały ten czas.
— Muszę do toalety. — Mówię nieśmiało.
Kobieta pozwala mi na to, nie wysyła również za mną
swojego kolegi. Zatrzaskuję za sobą drzwi, po czym otwieram okno. Dobrze, że
łazienka znajduje się na parterze, to znacznie ułatwia sprawę. Wyskakuję na
trawnik i oddalam się od domu. Nie będę dłużej słuchać tych kłamców. Sam znajdę
tatę.
***
"Cross" Pov
— Zawsze wykonuję zadania i nigdy się nie skarżę.
Dotąd o nic nie prosiłem, ale chcę to zmienić… Ta jedna przysługa… — Odzywa się
głos w słuchawce.
— O co chodzi, chłopcze? — Postanawiam go
wysłuchać.
— Dowiedziałem się, że mojego ojca zamordowano… Nie
mamy tutaj żadnych krewnych, więc Luke może trafić do domu dziecka. Czy możesz
go przygarnąć, tak jak mnie? Nauczyć, jak radzić sobie w tym popapranym
świecie?
— Ponoć nie obchodzi cię twoja rodzina. Wyrzekłeś
się ich. — Prośba Jonathana mnie zaskakuje.
— Fakt, ale to moja ostatnia przysługa dla niego.
Kiedyś byliśmy naprawdę zżyci i to jednak mój brat… Poza tym, niech przekona
się, jak wygląda ciemna strona. Może przejrzy na oczy… — Wyjaśnia.
— Mam uganiać się za tym dzieciakiem przez całe
miasto? — Wydaje mi się to absurdalne.
— Nie ma takiej potrzeby, wiem, gdzie pójdzie…
***
Luke Pov
Nie ma go… W żadnym z ulubionych miejsc ani w
sklepie, do którego poszedł. Jest jedynie taśma policyjna i pełno facetów w mundurach.
Nie wiem, dokąd mam pójść. Nie chcę wracać do domu. Bez taty już nie mogę tak
nazywać tego miejsca. Może pójdę do Caluma, Ashtona lub Mike’a? Ale co oni mogą…
Ich rodzice pewnie od razu zadzwonią po policję… Co robić?
Opieram się plecami o skały, które tworzą Wzgórze
Śmierci. Spoglądam w stronę wjazdu, żeby mieć pewność, że jestem sam. Żadnej
innej osoby, tylko ciemność. Nie mam tutaj nikogo bliskiego, więc co się ze mną
stanie? Zamkną mnie gdzieś z innymi dzieciakami? Nie chcę… Muszę się gdzieś
ukryć… Znajdę kryjówkę i przeczekam. Potem odezwę się do kolegów, na pewno mi
pomogą. Jednak ich rodzice nie mogą o tym wiedzieć…
Ruszam przed siebie, mając już w głowie gotowy
plan. Kiedy mam skręcić w lewo, żeby opuścić wzgórze, wpadam na coś i
przewracam się. Kieruję swój wzrok w górę, żeby przyjrzeć się przeszkodzie. Jest
nią wysoki mężczyzna, z burzą blond loków i zielonymi oczami, ubrany w
elegancki, czarny garnitur.
— Witaj, chłopcze.
Nie odzywam się. Tkwię w tej samej pozycji, patrząc
na nieznajomego. Na jego gładko ogolonej twarzy widnieje uśmiech.
— Podoba mi się twoje spojrzenie. — Ponownie
przemawia.
O co mu chodzi? Przez te słowa bardziej zaczynam
się go bać. Kim on w ogóle jest? Czego ode mnie chce? Nie wygląda na kogoś z
tej całej opieki, o której wspominała tamta kobieta. Nie widzę też w pobliżu
żadnego radiowozu.
— Wiem, czego pragniesz. Siły… Chcesz stać się
silny, aby odnaleźć gnojków, którzy zabrali ci ojca. Marzysz o tym, żeby tak
samo wbić im nóż w brzuch i zobaczyć, co zrobią, gdy będziesz go powoli
przekręcał… Mogę ich odnaleźć, jeśli udowodnisz mi swoją wartość. — Jego słowa
są przerażające.
Podnoszę się i zaczynam cofać, byle zwiększyć
odległość dzielącą mnie od tego szaleńca. Tata powtarzał, żeby nie zadawać się
z podejrzanymi typami… Ten tutaj na pewno pasuje do kryteriów. Wypowiada
wszystkie te słowa bez żadnych emocji. To dla niego norma?
— Inaczej trafisz do sierocińca. Policja cię
znajdzie. Nie poradzisz sobie sam, a daleko przed nimi nie uciekniesz. Tylko
przy mnie nic złego cię nie spotka. Zajmę się tobą i nauczę, jak sobie radzić w
życiu. — Ma rację.
Jest przerażającym typem, najlepiej trzymać się od
takich z daleka, ale sam nie dam sobie rady. Nie wiem, gdzie pójść. Nie chcę
wylądować w tym całym sierocińcu, a moi przyjaciele mają swoje rodziny. To
pewne, że nie będą chcieli się mną zająć i naślą na mnie policję. Mam jakiś
inny wybór? Pójście z tym dziwnym facetem to chyba ostateczność.
— Dlaczego chce mi pan pomóc? Nawet się nie znamy…
— Powiedzmy, że zbieram poranione dusze. Tylko
takie są fascynujące i cokolwiek warte. Każda z nich jest inna, wyjątkowa, a
łączy je ból zadany przez niesprawiedliwość tego świata. Poznasz podobnych do
siebie, skrzywdzonych ludzi. — Nie do końca go rozumiem. — Chodź ze mną,
chłopcze. Nie będziesz już nigdy samotny.
Nie wiem, czego już bardziej się boję — tego
człowieka czy może skończenia w miejscu z obcymi dzieciakami, które są
porzucone i niekochane przez swoich rodziców. Słowa mężczyzny sugerują, że
ludzie, o których mówi są dla niego ważni. Ja również taki będę? Nie dowiem
się, jeśli nie spróbuję.
Przekazywanie złych informacji jest okropne. Podziwiam osoby pracujące w służbach, że to robią. To musi być jeszcze gorsze, gdy tego typu informacje przekazują dzieciom.
OdpowiedzUsuńFajnie było poznać historię, w jaki sposób zeszły się drogi Lukea i Crossa. Z jednej strony Jonathan wykazał zainteresowanie bratem po śmierci ojca i to jest miłe. Z drugiej strony gdyby naprawdę chciał dla niego dobrze, nie prosiłby Crossa o to, by się nim zajął. To zły człowiek. Luke lepiej skończyłby na tym, gdyby faktycznie trafił do sierocińca. Być może wtedy miałby lepsze życie.
Maggie
Tak, również podziwiam takie osoby. Muszą mieć nerwy ze stali oraz potrafić oddzielić życie zawodowe od prywatnego, by nie zwariować. ;x
UsuńJonathan chciał bratu pomóc, by mógł żyć w dostatku i umiał się obronić w tym brutalnym świecie. Uważał, że skoro tego nauczył go Matt, Luke'owi też się to przyda.
Dziękuję za opinię!
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May