środa, 1 maja 2024

Miniaturka 2

Witajcie, kochani! To już dosłownie ostatni post. Domykam całą historię, jedynie epilog pozostawia szansę na domysły i kontynuację, która nie nastąpi. Wystarczy dręczenia bohaterów, bo zbyt wiele już przeszli. W obecnej formie daje mi największą satysfakcję. Czy to koniec z pisaniem? Miałam potwierdzić, lecz po przeczytaniu kilku opowiadań na wattpadzie, wróciły mi chęci do tworzenia. Jak długo się utrzymają? Nie mam pojęcia. Blogspot umarł już dawno, więc nie będę na nim niczego więcej publikować. Jeśli kiedykolwiek uda mi się ukończyć dwa projekty, nad którymi pracuję, zostaną one wstawione jedynie na moim wattpadowym koncie. Zapraszam serdecznie do śledzenia moich poczynań na tamtej platformie! Żegnajcie!


Josh Pov

 

— Tak w ogóle, jak się tu znaleźliście? — Lauren przekrzykuje gromki śmiech towarzyszy. — Znamy się już tyle lat, a nigdy nie poruszyliśmy tego tematu!

Wszyscy momentalnie milkną. Zapewne zastanawiają się nad zadanym pytaniem. Nigdy dotąd nie przyszło im to do głowy, w końcu minęło tak dużo czasu. Znamy się, jak łyse konie, ale ten temat nigdy nie wypływa. Uznajemy, iż jest nieistotny. Porzucamy przeszłość, gdyż teraz jesteśmy kimś zupełnie innym.

— Lauren, moja droga, to nie ma znaczenia. Matthew wymazał przeszłość, nie interesowała go. Jedynym, co się liczy była niesprawiedliwość świata, która nas dotknęła. — Głos zabiera Natasha, po czym upija łyk swojego drinka.

— Ja na przykład chcę wiedzieć, jak zaczęło się wybawienie za sprawą szefa. — Miranda przewraca teatralnie oczami.

— Twoja historia jest prosta. — Zabieram wreszcie głos. — Razem z Joe oglądaliśmy walki na arenie, za czasów twojego ojca. Gdy tragicznie zginął, podczas jednej z nich, porozmawialiśmy z "Crossem". Wyraził ogromny żal i zachęcał, abyśmy cię odnaleźli, a potem przyprowadzili do niego. — Wyjawiam część prawdy.

— Wciąż pamiętam, jak mnie uspokajał. Nie miał zamiaru zrobić mi krzywdy, jedynie wyciągnął pomocną dłoń. To mój bohater. — Miranda kładzie sobie dłoń na piersi.

Szkoda, że nie zna całej prawdy. Matt nie pomaga bezinteresownie. Zakładaliśmy z Joe, że ojciec uczył córkę, jak poradzić sobie w tym bestialskim świecie. Mieliśmy rację, gdy docierając pod szkołę, do której uczęszczała, zobaczyliśmy małą w akcji. Trzech gnojków popychało blondyneczkę oraz wyzywało, lecz ona nic sobie z tego nie robiła, do czasu, aż jeden napastnik wyrwał rówieśniczce zdjęcie. Następnie przedarł fotografię na pół. Dziewczę sprowadziło ich do parteru kilkoma wprawnymi ciosami. Dziecko znające się na rzeczy, które można było ukształtować wedle własnego uznania. Idealny cel.

— Mnie odwiedził, gdy szykowałem ładunek, mający wysadzić Madison Square Garden, podczas koncertu Eminema. — Głos zabiera Railey. — Wszedł razem z Joshem oraz Natashą. Wpakował się, jak do siebie, a oni zostali za drzwiami, które otworzyli z kopa. — Zanosi się śmiechem. — Usiadł wygodnie w fotelu i powiedział, że podziwia moje dzieła. Tak, dokładnie, doceniał sztukę, którą prezentowałem. Od słowa do słowa skończyłem, jako zabójca kogoś znacznie ode mnie groźniejszego.

— Spotkałam go w barze. Upijałam się, bo moja kariera wisiała na włosku. — Swoją historię zaczyna Natasha. — W Iraku człowiek doświadcza różnych potworności. Schwytani przez nas jeńcy znęcali się nad swoimi ofiarami, gwałcili je, mordowali. Chciałam, żeby poczuli się, jak one. — Zaciska mocno palce na szkliwie. — Moje szefostwo tego nie rozumiało. Miałam stanąć przed sądem wojskowym. Matthew się przysiadł, wykazał zrozumienie i obiecał, że rozwiąże moje problemy. Przestałam marnować swój potencjał w służbach mundurowych, a rozpoczęłam pracę u Matta.

— Ja również miałem ciekawe perypetie związane z Bailey’em. — Joe uśmiecha się szeroko. — Jeden ze współpracowników szefa dał mi na niego zlecenie! Chciał przejąć interes, eliminując wspólnika. Dużo zapłacił, więc nie przejmowałem się pozycją Matta w półświatku. Robota miała być prosta. Zleceniodawca wyciąga cel na spotkanie, a ja go eliminuję. Ochroniarzy sprzątnąłem bez problemu, ale gdy nadeszła kolej Matta, zaczął on swój wywód. Twierdził, że tak wprawny zabójca przyda się w jego szeregach, a ofertę zleceniodawcy przebił czterokrotnie. Wybór był oczywisty.

Kręcę głową z niedowierzaniem. O ile rozumiem podarowanie dachu nad głową osieroconym dzieciom, które później "Cross" kształtuje wedle uznania, nie mam pojęcia, czym Matt się kierował w wyborze Natashy, Joe oraz Railey’a. W nich nie ma żadnych wartości, od dawna są zepsuci. Czemu zatem ja różnię się od nich względem przeszłości? Nie pasuję do tego schematu.

— Josh? — Pytanie zadaje Lauren. — Tylko ty się jeszcze nie pochwaliłeś swoją historią. Moja jest nudna i powszechnie znana, czyli rodzinny biznes.

— Ja… — Odkładam szklankę z whiskey na stolik. — Muszę się przewietrzyć.

Wychodzę z pomieszczenia najszybciej, jak to tylko możliwe. Nogi same mnie prowadzą przez ogromny korytarz o białych ścianach, wypełnionych obrazami. Kroczę panelami imitującymi drewno do oszklonych drzwi francuskich. Gdy je otwieram, kojące, chłodne, nocne powietrze oplata moją twarz. Przechodzę kamienną dróżką do pięknej, olchowej altany. Przysiadam na ławeczce.

Doskonale pamiętam, jak wspaniałe było moje życie. Nie założyłem rodziny, gdyż nie czułem takiej potrzeby. Liczyło się dla mnie tylko SWAT. Kariera szła obiecująco, a przełożeni chcieli awansować moją osóbkę. Nie miałem problemów, ani przez myśl mi nie przeszło nadużywanie uprawnień. Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Zostałem aresztowany, gdyż podobno znaleziono dowody na moje powiązania ze zorganizowaną grupą terrorystyczną, którą rozpracowywaliśmy. Wiedziałem, iż byłem niewinny, ale nie pozwolono mi tego dowieść. Wtedy zjawił się on, cały na biało, proponując pomoc. Powiedział, iż jeden z przełożonych mnie w to wrobił, żeby odsunąć podejrzenia od siebie. Bailey dał mi wybór — pomoże mi, a ja odejdę z nim albo trafię do więzienia, gdzie poplecznicy przełożonego usuną zdeprawowanego funkcjonariusza. Nie miał dość wpływów, aby całą sytuację odkręcić, w końcu był tylko australijskim biznesmenem, jednak mógł zapewnić, że ten zdrajca zginie. Chwila słabości człowieka złamanego, znajdującego się pod ścianą. Przyjąłem propozycję i tak skończyłem tu.

— Wiem, o czym teraz myślisz. — Dociera do mych uszu delikatny, kobiecy głos.

— Tylko ci się wydaje. — Prycham.

— Doprawdy? Czyli to nie ma nic wspólnego z przepaścią, jaka dzieli twoje doświadczenia od pozostałych? — Uwaga Lauren wprawia mnie w osłupienie.

— Skąd ty…

— Jestem wścibską siostrzyczką, oczywiście. — Stwierdza. — O ciebie szczególnie zabiegał. Człowiek sukcesu, świetny strzelec, lojalny, aż do bólu. Odkąd twój oddział rozbił szajkę partnera biznesowego Matta, on zainteresował się tobą. Musiał tylko zrobić coś, abyś nie miał wyboru i dołączył do niego. — Podły uśmiech wstępuje na jej usta, podkreślone czerwoną szminką.

— Nie wierzę… — Wstaję energicznie, po czym podchodzę do odzianej w granatową, prostą sukienkę oraz czarne, wysokie szpilki, kobiety. — W co ty pogrywasz?

— Biedny, naiwny Josh. Rodriguez, twój martwy przełożony był wtyką Matta, o którą latami zabiegał. Polecił mu, by ciebie wrobił, odciągając od siebie podejrzenia. Mój brat sfingował dowody, a później przyszedł, jako wielki zbawca, z ofertą nie do odrzucenia. Poświęcił Rodrigueza, ponieważ ty wydawałeś mu się cenniejszym nabytkiem. Nie wiem, czy słusznie, ale brakowało mu lojalnych ludzi w tamtym okresie. — Opowiada o tym bez żadnych emocji, niczym prezenterka wieczornych wiadomości.

— Dlatego zaczęłaś temat naszej rekrutacji przy pozostałych. Wiedziałaś, że się domyślę, ale czemu akurat teraz? — Czuję narastającą we mnie złość.

— Ponieważ mój brat wypalił się jako lider, widzę to. Nie zrezygnuje dobrowolnie ze stołka, dlatego chcę go usunąć, zanim pogrąży nas wszystkich. Zrobił się zbyt ufny i dopuszcza do siebie niewłaściwych wspólników. Nadal sra po gaciach na myśl o dowodach w rękach Marisy Turner. Potrzebujemy zatem nowego, silnego przywódcy.

— Masz na myśli siebie? — Kręcę głową z niedowierzaniem.

— Dlaczego nie? To firma mojej rodziny, poza tym najlepiej z was wszystkich orientuję się w tym biznesie. — Jej pewność siebie graniczy z arogancją.

— Mam go dla ciebie sprzątnąć? Zdajesz sobie sprawę, o czym mówisz? Matt wszędzie ma podsłuchy, przez ciebie oboje jesteśmy martwi. — Cedzę przez zaciśnięte zęby.

— Spokojnie, to nowa posiadłość. Przez pewne opóźnienia podsłuchy oraz kamery zostaną zamontowane dopiero za trzy dni. Mam doskonały plan, ale potrzebuję twojej pomocy. Wchodzisz w to?

Lauren liczy, że jej propozycja wyda się dla mnie kusząca, bo w swoim rozżaleniu zechcę wyrównać rachunki? Muszę najpierw sprawdzić prawdomówność blondynki, trochę powęszyć w starym stylu, aby mieć pewność, że mnie nie wrabia. Niezależnie od tego, czy mówi prawdę, to nie zwróci mi jednak dawnego życia, które Bailey zapewne doszczętnie zrujnował. Z resztą, po tylu latach jako zabawka "Crossa", chyba nie umiem żyć już w inny sposób. Jestem mordercą, najgorszą szują, która pozbawia życia ludzi na jedno kiwnięcie jego palca. Odmowa to zła opcja, gdyż Lauren wykorzysta wszystko na swoją korzyść. Podejrzewa, iż mogę pójść do szefa i ją wydać. Jestem skończony, bo Matt uwierzy siostrze. Blondynka daje mi zatem ten sam wybór, co niegdyś "Cross". Popaprane rodzeństwo łase na coraz większe wpływy. Nie mam nic do stracenia. Zagram w ich grę, a gdy nadejdzie czas, uwolnię się i resztę świata przy okazji, od Bailey’ów.

— Też pytanie, w końcu tylko do brudnej roboty się nadaję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz