środa, 1 lutego 2023

Chapter 8

Witajcie, kochani! Początek znowu nudny, w sumie da się przywyknąć. Jednak dzięki niemu można lepiej poznać Parkera. Co o nim sądzicie? A jak podoba wam się druga część postu? Czy odnalezionym mężczyzną faktycznie jest Luke?



Otwieram nieco zaspane oczy, gdy pierwsze promienie słońca padają na moje powieki, czym je drażnią. Biorę głęboki oddech, a następnie przeciągam się na łóżku. Niezbyt mam ochotę wstawać tak wcześnie, lecz irytującego, naturalnego światła nie wyłączę, a rolet w oknie brakuje.

Niechętnie podnoszę się z łóżka. Podchodzę do toreb, które wczoraj przyniosła Aileen. Jakoś nie chciało mi się wcześniej rozpakowywać prezentu. Skoro nie mam nic do roboty i jest wcześnie, to wypada wreszcie poukładać ubrania na półkach. Brunetka kupiła najprostsze ciuchy, wciąż w młodzieżowym stylu, który uwielbiałam przed laty — koszulki z nadrukiem oraz kilka par jeansów czy sportowych kompletów, a także obuwie w podobnym guście. Nie wiedziała czy moje preferencje, co do ubioru się zmieniły, więc postawiła na ten, który kojarzyła. Biorąc pod uwagę, że w więzieniu zbyt dużego wyboru nie miałam, jest w porządku. Może czuję się lekko za stara na t-shirty z nadrukiem misia, ale nie wypada narzekać.

Wybieram dla siebie czarną koszulkę na ramiączkach, legginsy w stylu moro oraz najzwyklejsze, białe trampki, po czym udaję się do łazienki w samej bieliźnie. Plus wstawania wcześniej jest taki, iż pomieszczenia nikt nie zajmuje, a korytarz jest pusty, więc na żadnego lokatora nie wpadam. Zamykam za sobą drzwi.

Łazienka jakaś wielka nie jest, lecz funkcjonalna. Naprzeciwko wejścia znajduje się sedes, a obok niego umywalka z zawieszonym nad nią lustrem. Pod spodem jest niewielka szafka na środki czystości. Całą ścianę po prawej stronie zajmuje oszklona kabina prysznicowa z niskim brodzikiem. Przy drzwiach stoi natomiast pralka z suszarką, a obok nich szafa z dębu, na ręczniki. Całości dopełniają sześciokątne płytki na podłodze i ścianach, w odcieniu szarości.

Otwieram drzwiczki mebla, a następnie wyciągam kremowy ręcznik z koszyczka podpisanego "dla gości". "To naprawdę miłe, że wszystko w łazience jest przemyślane" — kpię.

Pozwalam sobie dość długo okupować prysznic. Nikt już nie wyznacza mi czasu, który mogę tu spędzić. Kolejna namiastka wolności. To dziwne i zarazem przyjemne uczucie.

Gdy opuszczam już kabinę, zakładam przygotowane wcześniej ciuchy, po czym podchodzę do lustra. W jego odbiciu dostrzegam mizerną, strasznie bladą postać, z bardzo wystającymi kośćmi policzkowymi, zapadniętymi polikami oraz dużymi cieniami pod oczami. Miejscami widać ślady pobicia przez strażniczki. Rany, a także siniaki niemal się wygoiły, choć wciąż są dostrzegalne. Przykładam rękę do szyi, by przejechać nią po największej szramie, jaką posiadam. Jest to ślad pozostawiony przez sznur, którym lata temu próbowałam bezskutecznie odebrać sobie życie. Pamiątka tego, że dałam się złamać. Włosy sięgają mi zaledwie do ramion, więc ledwo mogę w nich ukryć bliznę, gdy pozostawiam je rozpuszczone.

Po odświeżeniu, postanawiam poszukać kuchni, żeby uszykować sobie jakieś śniadanie. To kolejna rzecz, której nikt mi nie będzie ograniczał. Ponieważ widziałam, jak pozostali rozchodzili się wczoraj do swoich pokoi, by odpocząć, zakładam, iż piętro jest poziomem sypialni. Zazwyczaj, gdy buduje się dom — kuchnia, salon i jadalnia są na parterze. Udaję się tam, aby potwierdzić swoją teorię.

Wybieram drzwi po prawej, które okazują się skrywać kuchnię oraz jadalnię w jednym. Blaty stołowe imitujące marmur wraz z rzędami białych szafek pod i nad nimi, rozciągają się od przeciwległej do wejścia ściany, aż po tę z prawej, układając w literę „L”. Lodówka, zmywarka, a także piekarnik w zabudowie, aż ciężko je rozpoznać. Płyta elektryczna wbudowana w blat. Nieopodal farmerski zlew, nad którym znajduje się okno. Spiżarka ukryta jest za przesuwnymi drzwiami. Między nią a blatami kuchennymi, umieszczona jest spora wyspa, dopasowana kolorystycznie oraz trzy metalowe krzesła. Do niej dostawiony jest klonowy stół z ławkami po obu stronach.

— Nie przypuszczałem, że kogoś tu zastanę tak wcześnie. — Czyjś głos sprawia, iż przerywam przeszukiwanie pomieszczenia.

— Która właściwie jest godzina, bo nie mam w pokoju zegarka? — Odwracam się w stronę rozmówcy.

Ubrany w luźny, niebieski t-shirt, jeansy oraz obuwie sportowe. Na jego twarzy nie widać nawet śladu zmęczenia. Ręce ma obładowane papierowymi torbami, zapewne z jedzeniem. Świeży zapach pieczywa przyciąga mnie do nich, jak magnes. Mężczyzna odkłada zakupy na wyspę, by spojrzeć na zegarek przypięty do lewej ręki.

— Szósta trzydzieści osiem. — Odczytuje.

— W takim razie ranny z ciebie ptaszek. — Kwituję.

— Uwielbiam przyglądać się wschodzącemu słońcu z dobrym pieczywem i filiżanką kawy w ręce. Chcesz dołączyć? — Jego oferta średnio mi odpowiada, ale w ten sposób mam szansę lepiej go poznać. Może w cztery oczy będzie bardziej skory do zwierzeń?

— Czemu nie. — Udzielam odpowiedzi po chwili namysłu.

Wychodzimy na zewnątrz z tacką pełną smakołyków oraz kocem, który Parker rozkłada na trawie. Stawiam specjały na środku, a my siadamy pomiędzy nimi, twarze zwracając ku słońcu. Wracam wzrokiem na tacę, by wybrać, co mam ochotę spróbować. Świeże maliny, borówki, truskawki, do tego bułki z różnymi owocowymi nadzieniami oraz napój. Ja preferuję sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy, natomiast towarzysz woli, jak to wcześniej powiedział, kawę.

Sięgam po pierwszą bułeczkę z brzegu. Okazuje się być z nadzieniem truskawkowym, a dodatkowo jest posypana cukrem.

— O matko, pyszne! — Wyrywa mi się mimowolnie.

— Owszem, podobnych w całej Australii nie znajdziesz. To specjały pewnego lokalnego cukiernika, który prowadzi sklep ze swoimi wyrobami. Sprowadził się tutaj lata temu z Europy i wciąż przyciąga klientów tymi wypiekami. — Unosi do góry inną bułkę, po czym bierze kęs. — Nie słyszałaś nigdy o "Taste of Heaven"?

— Nie, ale bardzo żałuję. — Jestem kompletnie szczera. — A ty, skąd się o nim dowiedziałeś?

Na odpowiedź muszę czekać dość długo. Moje pytanie wpędza Parkera w zadumę. Przygląda się w połowie zjedzonemu pieczywu, które trzyma w dłoni. Nawet nie mruga, pogrążony w swych myślach. Dopiero moje chrząknięcie sprawia, że rozmówca powraca z zaświatów.

— Moja żona… — Wypowiada to bardzo cicho.

— Co?

— Moja żona pokazała mi to miejsce. Odwoziłem ją do pracy, ale kazała mi się zatrzymać pod tym sklepem. Kilka wypieków wrzuciła mi do torby. Przyznam, iż naprawdę przypadły mi do gustu. — Na jego ustach gości nieznaczny uśmiech. — To było wieku temu, gdy zaczynaliśmy się spotykać.

— I gdzie jest teraz? Czy to w porządku, że mieszasz się w sprawy "Crossa"? Przecież on ci nie daruje i odbierze wszystko, co kochasz. — Upijam łyk soku, oczekując odpowiedzi.

— Bez obaw.

Czy on faktycznie zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa? Chce pogrążyć kolesia, który odebrał życia tak wielu, niewinnym osobom, trzęsie tym krajem, a nawet w półświatku się go obawiają? Jest byłym gliną, więc na pewno wie, że to najcięższy kaliber. A mimo to chce ryzykować? Dlaczego? Czyżby…

— Chcesz wszystko stracić? Czemu masz zamiar go pogrążyć?

— Ten człowiek już zbyt długo panoszy się na wolności, udaje ważniaka, a w ciemnościach skrywa swoje nielegalne interesy. Zbyt wielu ludzi przez niego wycierpiało. Trzeba to zakończyć. — Ma w tym sporo racji. — Sama wiesz najlepiej, jako jedna z jego ofiar.

Zdaję sobie z tego sprawę, aż za dobrze. "Cross" jest potworem, wybrykiem natury, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Parker chce zgrywać zbawcę ludzkości, nawet jeśli cena okazuje się zbyt wysoka.

— Powinieneś ukryć się gdzieś z żoną, a całą sprawę pozostawić nam. Nie masz powodu, aby tak ryzykować.

— Nie mogę. Beze mnie nic nie zdziałacie, bo nie zostaniecie nawet wysłuchani. Spokojnie, to żaden problem. Jestem przyzwyczajony do ryzyka, poza tym nie mam nic do stracenia. — Nie odpuszcza. — Jednak sam niewiele zrobię bez dowodów, dlatego proszę, pomóż mi. — W jego oczach dostrzegam determinację.

Ten mężczyzna to ciekawy egzemplarz. Wie, że zadzieranie z "Crossem" to pewna śmierć, a mimo to ma zamiar podjąć się ryzyka. Nie wygląda na osobę, która chce zrobić karierę przez zapuszkowanie Bailey’a, bo to głupota. Poza tym, jest na emeryturze. Trzeba być w tej sprawie bezbłędnym. Raz się powinie noga i to ostatni popełniony błąd. Co mam robić? Parker ma zapewne swoje powody, by zamknąć "Crossa" w pierdlu i nie chodzi tylko o tą czczą gadkę sprzed chwili. To człowiek inteligentny, więc musi mieć w tym własny interes, bo inaczej odpuściłby. Słowa "nie mam nic do stracenia" mówią wszystko. Do tego uratował moich przyjaciół i ma zamiar odbić Luke’a. Na pewno nie robi tego bezinteresownie, lecz próbuje pokazać nam, iż działamy po tej samej stronie. Poza tym, on faktycznie może posiadać o wiele większe znajomości, niż my wszyscy razem wzięci. Do końca mu nie ufam, ale tylko on ma odwagę, żeby spróbować pogrążyć Matta. Mamy ten sam cel, więc…

— Zgoda. — Wyciągam w jego stronę rękę, aby uściskiem dłoni przypieczętować umowę.

Mężczyzna ochoczo odwzajemnia gest.

— Czy… tak wiele dla ciebie znaczyła, że jesteś w stanie postawić na szali własne życie, byle wyrównać rachunki? — Nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. — Jako policjant powinieneś być rozsądny, ale stróże prawa to też ludzie pełni słabości.

Po chwili żałuję swojej zuchwałości. To nie moja sprawa, w końcu nawet się nie znamy, ale za późno, by cofnąć raz wypowiedziane słowa. Czemu najpierw powiem, potem myślę? Twarz Parkera zdobi grymas bólu. Szkoda patrzeć, gdy pogrążony w zadumie, ujawnia swoją mimiką, jak wiele cierpienia w sobie skrywa. Po krótkiej chwili jego postawa się zmienia. Przymyka powieki, by za kilka sekund je otworzyć. W oczach towarzysza dostrzegam złość zamiast smutku.

— Chodźmy już. — Wstaje i zaczyna zbierać klamoty, które ze sobą wynieśliśmy.

Pomagam mu z wniesieniem wszystkich rzeczy z powrotem do domu. Jego reakcja mówi sama za siebie. Coś nas jednak łącz — jest taki, jak ja.

*** 

Siedzimy wszyscy przed ekranami, na których widnieją obrazy z kamer. Widok mamy idealny na całą akcję policyjną, mającą się zaraz rozegrać. Wciąż nachodzą mnie lekkie obawy, że w tym magazynie mogą znajdować się sami narwańcy. Kto wie, może bez wahania zastrzelą przybyłych na przeszukanie gliniarzy. Nie chcę, aby kolejne osoby traciły życie z rąk bandytów Matta.

— Uwaga, zaczynamy. — Ogłasza Parker, gdy dostrzega swoich kolegów znajdujących się już przed wejściem do magazynu, uderzających pięściami o drzwi.

Metalowe wrota zostają uchylone, a za nimi stoi młody mężczyzna o ciemnobrązowych, krótko przystrzyżonych włosach, gładko ogolony na twarzy. Jego błękitne oczy wyrażają zdziwienie widokiem funkcjonariuszy. Biały t-shirt ciasno opina umięśnioną klatkę piersiową mężczyzny, a spodnie z czarnego jeansu podkreślają łydki. Całości dopełniają czarne trampki.

Zostaje mu wręczony nakaz, który uważnie czyta. Jego twarz zmienia wyraz na zakłopotany. Wpuszcza mundurowych do magazynu, a sam wykonuje telefon — zapewne powiadamia "Crossa" o policyjnej akcji.

— To ich jedyna okazja. Ten nakaz zdobywałem bardzo długo. Wszystko, co należy do Bailey’a, chronione jest na cztery spusty. Nie inaczej sprawa ma się z tym magazynem, jest jak twierdza. Jeżeli sprytnie wszystko rozegrają i nic nie znajdziemy, to nie ma szans na kolejny nakaz. — Oznajmia zdenerwowany Parker.

Gliniarze przeszukują sterty drewnianych skrzyń oraz kartonowych pudeł, w których nie znajdują niczego nielegalnego. Z upływem czasu, wyraz twarzy pracownika magazynu zmienia się na kpiący. Sądzi, iż nic nie znajdą.

— Tracą panowie czas. — Zwraca się do policjantów, stojących nieopodal.

— Proszę nie przeszkadzać. — Rzuca zirytowany tą uwagą mundurowy.

Przyglądam się z uwagą każdemu obrazowi z kamer. Na żadnym nie dostrzegam punktu zaczepienia. Przecież Parker widział, jak przywieźli tam Luke’a. Rozpłynął się nagle w powietrzu?

— A może pozbyli się zwłok Hemmingsa w jednej z tych skrzyń i cała akcja nie ma sensu. — Dopada mnie zwątpienie.

Po złowrogich wyrazach twarzy Aileen, Walkera oraz Ashtona wnioskuję, że powinnam zachować swoją uwagę w strefie myśli. Niestety, już na to za późno. Znowu najpierw powiem, potem pomyślę.

Jeden z funkcjonariuszy przypadkiem się potyka i strąca kilka pustych kartonów z metalowej szafki. Rzuca przekleństwa pod nosem, a potem podnosi pudełka, żeby odłożyć je na swoje miejsce. Przy okazji trąca nogą inny karton.

— Zaraz, niech on tego nie robi! — Krzyczę, gdy dostrzegam coś istotnego.

Oczy wszystkich kierują się właśnie w moją stronę, natomiast Parker powiadamia kolegę przez radio, aby nie odkładał strąconych kartonów.

— Spójrzcie. Czy ta podłoga nie wydaje się dziwna? Wygląda trochę inaczej, choć kolorystycznie pasuje, ale te szpary w kształcie kwadratu? — Pokazuję palcem na odpowiedni obraz z kamery.

— To właz! — Krzyk Ashtona, aż dudni mi w uszach. — Muszą go sprawdzić, jak najszybciej!

Parker przekazuje informacje pozostałym mundurowym, a ci nie tracą czasu. Dwóch zostaje z przerażonym pracownikiem magazynu, a reszta policjantów odsuwa szafkę, podnosi klapę i schodzi na dół. Im niżej się znajdują, tym większe ciemności tam panują. Wyciągają latarki, chcąc oświetlić drogę.

— To jakiś korytarz. — Stwierdzam.

— Nie możemy znaleźć włącznika świateł. — Jeden z funkcjonariuszy podnosi do góry latarkę. — Są tu lampy, więc musi się dać je jakoś włączyć.

— Nie zawracajcie sobie tym głowy, idźcie dalej. — Ethan nie chce, żeby marnowali czas na poszukiwania przycisku.

Zagryzam dolną wargę ze zniecierpliwienia. Nie mogę się doczekać, co znajdą na końcu tegoż długiego pomieszczenia. Serce wali mi, jak oszalałe. Wiem, że fizycznie mnie tam nie ma, ale mocno przeżywam tę sytuację.

— Chyba coś widać. — Aileen komentuje pojawiający się przed gliniarzami kształt. — Drzwi.

Oczywiście, nie posiadają kluczy, więc wywarzają przeszkodę. Ledwo wchodzą do środka, a już ogarnia ich przejęcie, gdyż odór jest straszny — przynajmniej tak twierdzą. Pokój jest poplamiony krwią. Szkarłatna ciecz znajduje się wszędzie, nawet na suficie, który nie jest zbyt wysoko. Szczerze powiedziawszy to niewielki pokój. Napotykają roztrzaskane krzesło oraz przewrócony stół. Zaraz za nimi, w kącie pomieszczenia leży jakaś postać.

Ciężko rozpoznać czy to poszukiwany przez nich Hemmings, gdyż znajduje się w okropnym stanie. Ciało jest pokryte świeżymi i starymi bliznami, z otwartymi ranami, z których sączy się ropa wymieszana z krwią. Pokrywa go bród oraz zaschnięta, szkarłatna posoka. Włosy mężczyzny są bardzo długie, sięgają aż do pleców. Kilka kosmyków okala twarz ofiary. Oczy ma przymknięte, a klatka piersiowa nieznacznie się porusza. Nie jest odziany w żaden strój, a ręce związane ma za plecami. Raczej nie opuszcza pokoju, gdyż wokół niego dostrzegam odchody. Po tatuażach łatwo można rozpoznać człowieka, ale w tym wypadku jest to raczej niemożliwe. Są kompletnie zdarte, zapewne w wyniku długotrwałych tortur.

— Mamy go. — Dobiega głos z radia.



2 komentarze:

  1. Sądząc po opowieści Parkera wnioskuję, że Cross mógł zrobić coś jego żonie, a nawet ją zabić. Parker wypowiadał się w sposób, jakby jego żony już z nim nie było. Być może to jest jeden z powodów, dla których chce zamknąć Crossa raz na zawsze.
    Moment przeszukiwań magazynu Crossa był emocjonujący również dla mnie. Z każdym akapitem narastała we mnie coraz większa ciekawość. Szczerze mówiąc myślałam, że policjanci nic nie znajdą w magazynie. Może gdyby Marisa nie odezwała się, faktycznie tak by się stało. Jestem pewna, że osoba, która została znaleziona, to Luke

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie mogę odpowiedzieć, ponieważ to byłby za duży spojler. Dowiesz się w swoim czasie, kochana! :D
      O, cieszę się, że przeszukiwanie magazynu okazało się emocjonującym przeżyciem. Już się obawiałam, iż wyszłam z wprawy i rozdziały wyglądają na pisane "na siłę".
      Dziękuję za opinię!
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń