niedziela, 1 maja 2022

Miniaturka 4

Hejka! Jejku, to najdłuższa miniaturka, jaką wstawiam i zarazem ostatnia, jeśli chodzi o "Mrok". Chcę w niej poruszyć temat wydarzeń dziejących się pomiędzy 23 i 24 rozdziałem, przynajmniej w trzech początkowych wspominkach. Ostatnia natomiast jest kontynuacją wydarzeń po rozdziale 24. Sama końcówka wyszła mi dość marnie, ale z pozostałych retrospekcji jestem w miarę zadowolona. Czy wam miniaturka przypadnie do gustu... Sami ocenicie, jak przeczytacie. Miłej lektury!

Marisa Pov

~~*~~

— Nie jestem do końca przekonana… — Robię skwaszoną minę.

Luke zaproponował mi wspólną przejażdżkę. Chciałam się wyrwać z mojego "więzienia", więc wydawała mi się to dobra opcja. Nawet, jeśli muszę ten czas spędzić z tym aroganckim typkiem. Ma umówioną wizytę na wykonanie tatuażu u znajomego tatuażysty. Jednak zaczynam żałować tej decyzji w momencie, gdy proponuje wykonanie dziary również dla mnie.

— Nigdy nie zrobiłaś niczego szalonego w życiu? — Uśmiecha się kpiąco.

— Pewnie, że zrobiłam. — Krzyżuję ręce na piersi.

— Wymień chociaż jedną ryzykowną decyzję. — Blondyn nie daje za wygraną.

Zaczynam się intensywnie nad tym zastanawiać. W dzieciństwie odstawiałam wiele głupich akcji razem z Lauren, jednak żadna z nich nie zasługuje na miano "szalonej" w oczach wymagającego Hemmingsa. Nie chcę się poddać, więc główkuję dalej. Przecież musi coś takiego być… Gdy mam westchnąć z rezygnacją, przypominają mi się momenty z jego udziałem…

— Wymienię nawet trzy. Pierwsze to postawienie się tamtym bandziorom i przywalenie jednemu z nich. Za drugim razem wbiegłam do budynku ratować przyjaciółkę po wybuchu, w sierocińcu. A trzecia sytuacja to przetrwanie strzelaniny na cmentarzu. Potrzebujesz więcej? — Kąciki moich ust unoszą się w triumfalnym uśmiechu.

— Wygrałaś. Dowodzisz tym, że gdyby nie my, już dawno wąchałabyś kwiatki od spodu. — Nie da mi długo nacieszyć się zwycięstwem.

Przewracam teatralnie oczami na tę kąśliwą, choć trafną uwagę. Sporo im zawdzięczam, lecz nie musi tego, aż tak podkreślać. Chce mnie sprowokować do kłótni czy podjęcia szalonej decyzji, która tym razem nie wiąże się ze śmiercią? Przyjmuję wyzwanie.

— Dobra, jakie miejsca są według ciebie najlepsze na pierwszy tatuaż dla osoby, która nie jest zbyt odporna na ból?

— Pomyślmy, tutaj byłoby najlepiej. — Przejeżdża dłonią po zewnętrznej stronie, a potem wewnętrznej, mojego przedramienia. — Ewentualnie tu. — Przenosi rękę na wierzchnią część ud. Wzdrygam się. — Może jeszcze tu byłoby znośnie. — Schyla się, dotyka mojej łydki, po czym błądzi dłonią, wracając do poprzedniej pozycji.

Jego dotyk sprawia, że czuję na ciele przyjemne mrowienie. Pojawia się też dziwny ucisk w podbrzuszu. Przygryzam wargę, napawając się tym przyjemnym doznaniem. Jest arogancki i czasami wredny, ale jego bliskość sprawia, iż moje ciało dziwnie reaguje. Stoi zaledwie krok ode mnie, lecz ta odległość zdaje się zmniejszać. Spoglądam na niego po chwili. Czuję, że mój oddech jest ciężki, a policzki oblewa rumieniec.

— Coś nie tak? — Przejeżdża dłonią wzdłuż mojego ramienia.

Zdaje się, że jego lodowate spojrzenie topnieje, zmieniając się we wzburzone morze, które całkowicie mnie pochłania. Niedobrze, muszę odwrócić wzrok, bo całkiem odpłynę.

— To kiedy zaczynamy? — Wlepiam spojrzenie w podłogę.

— Najpierw wybierz wzór. Chcesz, żeby coś mówił o tobie czy był jedynie ozdobą? Jak dla mnie powinien w jakiś sposób opisywać właściciela, być symboliczny.

— Już chyba wiem. — W głowie pojawia mi się pewien pomysł.

Decyduję się na wykonanie autorskiego wzoru. Jest to łańcuch, który łączy dwa serca z różnych stron, wykonany na wnętrzu przedramienia. Dla mnie oznacza to ciągłe utrzymywanie kontaktu z rodzicami, bo według mnie wciąż tu są, choć ich nie widzę. Łańcuch jest mocny, podobnie jak nasze więzi, których nawet śmierć nie przełamie. Luke natomiast wyrabia sobie krzyż na kręgosłupie. Twierdzi, że symbolizuje on ciężar jego grzechów, które dźwiga na swych barkach.

~~*~~

Luke Pov

~~*~~

— Jejku, jak tu pięknie. — Rozciągający się przed nami widok urzeka moją towarzyszkę.

Wychodzimy właśnie zza drzew, a naszym oczom ukazuje się niewielki strumyczek, przy brzegu którego leży wiele, różnego kształtu kamieni. W kryształowej tafli wody można się przejrzeć, jak w lusterku. Obok znajduje się piękna polana, usłana różnokolorowymi kwiatami. Za nami rozciąga się natomiast gęsty las. Uwielbiam to miejsce, mam do niego ogromny sentyment. Jedne z najszczęśliwszych chwil swojego życia spędziłem właśnie tutaj. Można rzec, że umiejscowione jest pomiędzy Upper Myall i Woodstown.

— Mało ludzi o nim wie, więc mamy spokój. — Oznajmiam.

— Nie wiedzą, co tracą. W każdym razie my z niego skorzystamy. — Dziewczyna przysiada obok strumienia, po czym zanurza w nim dłoń.

Siadam obok niej, przyglądając się brunetce uważnie. Na jej twarz wstępuje lekki uśmiech. Częściej powinna to robić, lecz przeze mnie ma mało powodów do radości. Niech chociaż na chwilę oderwie się od tego wszystkiego, zapomni o przykrościach, jakie ją spotykają i spędzi tu miło czas. Może to niewiele, ale naprawę swoich błędów trzeba od czegoś zacząć. Pieniądze nie wszystko załatwią, ona potrzebuje też wsparcia mentalnego, żeby odzyskać psychiczną równowagę. Ma przyjaciół, ale nie może teraz się z nimi spotykać, więc ja muszę ich chwilowo zastąpić. Jestem jej winien to i znacznie więcej… Ona zasługuje na szczęście. Czasem mnie irytuje, ma ciężki charakter, lecz to przeze mnie taka jest. Ja tak ją ukierunkowałem. Zniszczyłem ją, odbierając wszystko, co kochała. Chcę jej to wynagrodzić również, żeby samemu poczuć się lepiej. Może dzięki temu poczucie winy zmaleje i senne koszmary z udziałem Turnerów znikną? Mam taką nadzieję. Potrzebuję też zdobyć zaufanie Marisy. Śmiertelna gra "Crossa" rozpoczęła się trzy miesiące temu. Nie wykończył nikogo z mojej ekipy poza Calumem, jednak niektórych moich informatorów, posiadających coś na niego, już tak. Bawi się ze mną, odbierając jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Stawka jest zbyt wysoka — życie mojej "rodziny", więc muszę zaryzykować. Teraz Matt czuje presję. Wie, że Turner jest ze mną i mogę wyciągnąć od niej dowody. Czy to powód, dla którego ściga ją Jonathan? Czyżby mu się odwdzięczał? Ciekawe czy sama Marisa zdaje sobie sprawę, jak cenną wiedzę posiada. Naprawdę ma te dokumenty czy to ściema? Może nie wie o nich, bo Patric jej nie powiedział lub jest świetną aktorką. Muszę zaryzykować i się dowiedzieć. Skoro jej rodzice zginęli dla tej wiedzy to wątpię, iż przymusem czy groźbą coś się z niej wyciągnie. Zdaje się nie mieć pojęcia, o co chodzi. Jeżeli zdobędę jej zaufanie, mogę wyciągnąć te dowody bez żadnych szkód. Nie chcę jej już więcej krzywdzić. Dosyć zrobiłem…

Poza tym nie wiem, co to za dziwne uczucie, ale gdy patrzę na nią i widzę szczęście wymalowane na jej twarzy, sam jestem uradowany. Kiedy jest smutna, mnie natomiast ogarnia złość. Czy zaczynam coś do niej czuć? Nie, nie mogę… Jestem najgorszym, co ją w życiu spotkało. Muszę trzymać Turner na dystans, być wredny, ale z umiarem, by się do mnie nie zniechęciła na tyle, że nie da mi dowodów ojca, obciążających "Crossa", bo cały mój plan pogrążenia go, szlag trafi. Jednak z każdym kolejnym dniem, który z nią spędzam, coraz trudniej mi być uszczypliwym względem niej. Do tego męczy mnie ukrywanie przed Marisą prawdy — co tak naprawdę spotkało jej rodziców. Jeśli się dowie, znienawidzi mnie, a wtedy wszystko stracone. I tak, w końcu to rozpracuje, a nastąpi to szybciej dzięki tropom podsyłanym przez "Crossa". Prędzej czy później doprowadzą ją do prawdy. Przed tym muszę dobrać się do dowodów i pogrążyć Matthew. Wtedy mogę odejść, jeśli nie będzie chciała mnie widzieć lub nawet pozwolę się zabić, abyśmy oboje poczuli ulgę. Będę pewny, iż moi przyjaciele sobie poradzą, bo wyeliminuję zagrożenie, więc stanę się zbędny. Nie będę ich niszczyć i dłużej odbierać marzeń moich przyjaciół. Cierpliwości… Muszę wytrzymać… Już jestem blisko celu.

— Co się tak gapisz? — Brunetka chlapie mi wodą prosto w twarz.

— Od tego mam chyba oczy, co nie? — Uśmiecham się, przecierając buźkę rękawem bluzy.

— Po co tak właściwie mnie tutaj przywiozłeś i skąd znasz to miejsce?

— Kiedyś przyjeżdżałem tu biwakować z ojcem i b… — Zawieszam się. Przecież nie mogę powiedzieć jej o tym, iż Jonathan to mój brat. — Bardzo mi się tu spodobało. — Staram się jakoś wybrnąć. — Ostatnio sprawy się komplikują. Wiem, że jako dziewczyna wolałabyś pewnie szaleć na zakupach z Aileen, ale jesteś poszukiwana. To chyba lepsze niż bezczynne siedzenie w czterech ścianach? — Szturcham ją lekko.

— Wcale nie. Nie jestem jakąś miłośniczką zakupów, bardziej wolę takie urokliwe miejsca. Można tu odpocząć, pomyśleć, wyciszyć się. Dziwne, że taki groźny typ zapuszcza się jeszcze w te rejony. — Odwzajemnia gest.

— Pozory mylą, prawda? Po co ktoś ma poznać twoje słabości czy zainteresowania, jeśli jest to zbędne lub może je wykorzystać przeciwko tobie? Wszyscy widzicie we mnie poszukiwanego, groźnego gangstera i dobrze. Tylko nieliczni, którzy mnie lepiej poznają, wiedzą, że to tylko maska. Ja też jestem człowiekiem, który ma swoje marzenia czy rozterki, a nie potworem. Po prostu nie dzielę się tym z każdym. — Trochę się rozgaduję.

— Zaszczyt mnie w takim razie kopnął, skoro mogę poznać cię bliżej i przekonać się, jaki jesteś naprawdę, buraku! — Dziewczyna próbuje wstać, lecz jej nogi ślizgają się na mokrych kamieniach i upada prosto na mnie.

Przyglądam się jej urzekającym, piwnym oczom ze zbyt małej odległości, jaka nas dzieli. Klatka piersiowa dziewczyny przylega do mojej, przez co mogę poczuć, jak zaczyna szybciej oddychać.

— Przepraszam… — Ledwo udaje jej się wydukać.

— Nie wiedziałem, że aż tak na mnie lecisz. — Uśmiecham się głupkowato.

Chcę jakoś obrócić zaistniałą sytuację w żart, aby odwrócić uwagę towarzyszki. Jestem pewien, że po tym podniesie się, a następnie odskoczy ode mnie, zawstydzona. Na to liczę, gdyż mając ją tak blisko siebie, niemal stykając się z nią wargami, czuję, że mogę nie wytrzymać i zrobić coś głupiego, co zniechęci ją do mnie. Jej malinowe usta kuszą, żeby złożyć na nich pocałunek, lecz nie chcę tego robić, a już zwłaszcza bez jej zgody. Gdybym nie odebrał jej rodziców, pewnie nigdy byśmy się nie spotkali. Ona byłaby szczęśliwa, a ja dalej taki sam. Nie będę wykorzystywał takich okazji. Nie zranię jej już bardziej. Nie mam zamiaru budować własnego szczęścia jej kosztem. Jeśli faktycznie zaczyna mi na niej zależeć, dla jej dobra muszę pozostać tylko chwilowym obrońcą lub kolegą, jeśli zechce.

— Dosłownie i w przenośni. — Dodaję po chwili.

Brunetka zachowuje się tak, jak zakładam. Odsuwa się ode mnie speszona, lekko zaróżowiona na policzkach.

— Głupol. — Tylko tyle jest w stanie powiedzieć, po czym odwraca wzrok, zawstydzona.

~~*~~ 

Marisa Pov

~~*~~

— Myślałeś kiedyś, jak ułożyłoby się twoje życie, gdybyś nie został gangsterem? — Pytam.

— Nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Czasu nie można cofnąć, a gdybanie to niepotrzebne dywagacje. Lepiej skupić się na tym, co teraz. Sprawić, by twoje życie nabrało barw, jeśli przez nieprzyjemne wydarzenia jest szare. Znajduje się w twoich rękach i tylko ty możesz je zmienić. Lepiej poświęcić czas, w którym zastanawiasz się, "co by było, gdyby" na działanie. — Blondyn upija łyk whiskey.

Ma sporo racji, lecz ostatnio coraz częściej o tym myślę. Śmierć moich rodziców może nie być wypadkiem, inaczej nie byłoby tej tajemnicy do odkrycia. Gdyby dało się tego jakoś uniknąć. Czy mogłam coś zrobić, by ich uratować? To nie daje mi spokoju.

— Ziemia do Marisy. — Z zamyśleń budzi mnie głos Luke’a.

Kręcę głową, chcąc pozbyć się negatywnych odczuć. Może świeże powietrze pomoże? Ruszam swój tyłek z pokoju Hemmingsa, by przewietrzyć głowę na dworze. Niestety, wymijając chłopaka, szturcham go ręką  i wytrącam mu przypadkowo drinka z ręki, którego zawartość wylewa się na biały t-shirt "Mroku".

— Przepraszam. — Mówię, wciąż będąc zamyślona.

— Luz, przebiorę się. — Nawet nie krępuje go moja obecność, ściąga koszulkę, ukazując wyrzeźbioną klatkę piersiową.

Ten widok działa na mnie, jak kubeł zimnej wody. Od razu zakrywam oczy dłońmi, zawstydzona.

— No wiesz, mogłeś poczekać aż wyjdę. — Oburzam się.

Nie otrzymuję odpowiedzi. Postanawiam przyglądać się chłopakowi spomiędzy palców. Tatuaże pokrywają dużą powierzchnię jego klaty i pleców. Poza nimi coś innego przykuwa moją uwagę — liczne blizny.

— Skąd masz tyle szram. — Otwieram szeroko buzię, ze zdziwienia.

— Naprawdę cię to ciekawi? — Chłopak przestaje grzebać w szafie.

Kiwam głową na potwierdzenie tych słów, co wywołuje nieopisany wyraz na twarzy blondyna. Zamyka on drzwiczki mebla, po czym kładzie się na łóżku, jedynie w czarnych szortach.

— Dobra, ale coś za coś. Mnie również zastanawia, skąd wzięły się twoje blizny. — Klepie dłonią miejsce obok siebie.

Zmieszana podchodzę do posłania, a potem ostrożnie na nim siadam. Chcę zachować spory dystans, jednak chłopak zmniejsza go do minimum, znacznie się przybliżając.

— Zasady tej gry są proste. Nie zadajemy pytań o ślady na psychice, a jedynie o te fizyczne, które widzimy. Dotykasz tej szramy, której historię chcesz poznać, a ja odpowiadam. Raz ja, raz ty. — Wyjaśnia.

Przełykam głośno ślinę. Nie lubię opowiadać o sobie nawet przyjaciołom, a co dopiero obcym. Luke też jest skrytą osobą, lecz to okazja, by jeszcze bliżej się poznać. Trzeba się przełamać.

— Dobra, zaczynam. — Oświadczam.

Wypatruję bliznę, która interesuje mnie w tej chwili najbardziej. Przejeżdżam delikatnie po prawej piersi mężczyzny. Hemmings uśmiecha się, jakby na samo wspomnienie, które pewnie pojawia się w jego głowie.

— To nie jest żadna mrożąca krew w żyłach historia. Jest wręcz do bólu nudna. Kiedyś z Calumem szliśmy na drinka. Oczywiście, przed oczami pojawiła nam się niezła sztuka. Dziewczyna, jak marzenie. Długie blond włosy, niebieskie oczy…

— Nie wdawajmy się w takie szczegóły. — Przewracam teatralnie oczami.

— W każdym razie to był typ Caluma, więc poleciał za nią, jak szalony. Tak się rozpychał łapami, że odepchnął mnie na pobliską, leciwą siatkę, z której wystawały ostre krańce. Zdołałem się utrzymać na nogach, ale piersią zawadziłem o tę siatkę i widzisz tego efekt. — Przez chwilę na jego twarzy pojawia się grymas. — Wciąż pamiętam każde słowo, gdy się tłumaczył, jak zobaczył mnie zakrwawionego. — Wzdycha. — Moja kolej.

Jego dłoń od razu wędruje w okolice mojego lewego kolana i śladu na nim pozostawionego. Przez jego kojący dotyk ledwo mogę pozbierać myśli i wydusić z siebie słowa. Nienawidzę, a także uwielbiam tą grę jednocześnie.

— To wydarzenie jest związane z moją przyjaciółką. Kiedy zamieszkałam w sierocińcu, od razu zaprzyjaźniłam się z Catią. Raz poszłyśmy na plac zabaw. Huśtawki były prowizoryczne, czyli opona i łańcuch. Niestety, ta, którą wybrałyśmy, była już na granicy wytrzymałości. Catia rozbujała mnie mocno i wskoczyła na oponę. Jak się można domyślić, łańcuch pękł. Ona prawie straciłaby oko, a ja oberwałam w kolano oraz potłukłam sobie tyłek.

— Chciałbym to zobaczyć. — Chłopak zanosi się śmiechem. — Twoja kolej. — Oświadcza, gdy udaje mu się opanować.

Moją uwagę przykuwa blizna, znajdująca się na jego prawym udzie. Kieruję dłoń w stronę szramy i przejeżdżam po niej kciukiem kilka razy. Wyraz twarzy Luke’a zmienia się na poważny.

— To było jedno ze zleceń… Powiedzmy, że przeliczyłem się trochę i go nie doceniłem. Kiedy już miałem dokończyć robotę, chwycił kawałek szkła z rozbitego stolika, po czym wbił mi go w udo. Niewiele brakowało, żeby uszkodził tętnicę. Jednak zadanie wykonałem, ale miałem masę bólu i sprzątania. — Skraca opowieść, by nie przerazić mnie drastycznymi szczegółami.

Liczę się z tym, iż nie każda jego rana powstała w zabawnych okolicznościach. Mimo tego, słuchanie o zbrodni wywołuje we mnie strach. Blondyn opowiada o tym tak spokojnie, jak o pogodzie. Zapada głucha cisza. Wciąż nie jestem w stanie się odezwać. Wiem, chcę go w ten sposób lepiej poznać. Popełnił w życiu wiele błędów, a to jeden z nich. Jednak nie wydaje się do końca zły. Pomaga mi, chroni, co może nie jest bezinteresowne, lecz kupowanie ubrań, telefonu albo zapewnienie mi jakiejś rozrywki to już jego dobra wola. Kto wie, może dzięki tej grze poznam jego pobudki.

— Teraz ty… — Chwytam jego dłoń i kieruję w swoją stronę. — Może ta? — Przejeżdżam ręką Hemmingsa po bliźnie na obojczyku.

Chcę jakoś rozładować napięcie. Moje historie są lżejsze od jego, więc będą neutralizować te ciężkiego kalibru. Nie chcę przestawać tylko dobrze go poznać, nawet jeśli to oznacza wysłuchanie opowieści o wielu zbrodniach. Lepiej się poznamy to i bardziej sobie zaufamy. Tylko mam nadzieję, że wystarczy mi blizn do końca tej gry. Pierwszy raz się do czegoś przydają i żałuję, iż nie mam ich więcej. Po części przypominają o głupocie, po części są jak wojenne trofea.

— Opowiadaj. — Chłopak również nie ma zamiaru przerywać gry.

~~*~~

Luke Pov

~~*~~

Co ja właściwie tutaj robię? Zamiast bawić się w berka z gliniarzami, siedzę u Lacey. Po sytuacji, jaka miała miejsce kilka minut temu z Marisą, nie chcę przebywać w willi. Niech dziewczyna się uspokoi, wytrzeźwieje i przemyśli sprawę. Jeździłem przez jakiś czas po mieście, aż w końcu postanowiłem odwiedzić blondynkę. Swój adres podała mi przez telefon. Chyba chcę się przekonać, iż Turner nie znaczy dla mnie zbyt wiele.

Dziewczyna od razu przechodzi do rzeczy. Siada na mnie okrakiem i zaczyna składać gorące pocałunki wzdłuż mojego obojczyka. Nie przeszkadza jej, że jesteśmy na fotelu w salonie. Moje dłonie instynktownie wędrują na uda blondynki, wspinając się coraz wyżej. Lacey odnajduje drogę pocałunkami do moich ust. Łączymy wargi łapczywie, bardziej, jak zwierzęta niż ludzie, łaknąc bliskości. Przerywamy tę czynność tylko na chwilę, by wzajemnie pozbyć się górnych części garderoby. Nie wiem, jakim cudem, ale zamiast twarzy Lacey, widzę Marisę. Chcę przetrzeć oczy, by się upewnić, czy to tylko przywidzenie, lecz dziewczyna ponownie łączy nasze usta w krótkich pocałunkach. Lekko odsuwam ją od siebie. Napotykam jej zdziwione spojrzenie.

— Co jest?

— Wybacz, Lacey, ale nie mogę… Nie chodzi tutaj o ciebie, po prostu ja… — Nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć.

— Wolałbyś, żebym była kimś innym? — Uśmiecha się.

Dziewczyna trafia w sedno. Nie rozumiem tego. Kiedy Turner zaczęła dla mnie tyle znaczyć, że nie chcę już nawet tknąć żadnej innej kobiety? Nie mam pojęcia. Myślę tylko o brunetce i jej zawiedzionym wyraźnie twarzy, gdy zostawiłem ją samą w pokoju, kompletnie pijaną. Co się ze mną dzieje?

Lacey schodzi z moich kolan, po czym podnosi z podłogi swój top, który na siebie zakłada. Zapala papierosa i siada naprzeciwko mnie, na drugim fotelu. Cały czas czuję na sobie jej wzrok, co pomału zaczyna być denerwujące.

— Sam nie wiem… Ostatnio moje myśli krążą wokół jednej osoby. Nawet teraz, gdy jestem z tobą. — Zapewne jeszcze bardziej się pogrążam.

— Zależy ci na niej. Szczęściara… — Zaciąga się, a następnie wypuszcza dym z ust. — Jest tego warta? Opowiedz o niej.

To pytanie wydaje się łatwe, ale znalezienie odpowiedzi sprawia mi trudność. Próbuję utrzymać swoją znajomość z Turner na poziomie koleżeństwa, żeby jej nie ranić, a właśnie dzisiaj to zadaje jej cios.

— Jest dość specyficzna. Bardzo często się złości, nasze pierwsze spotkanie to komedia pomyłek, na każdym kroku szuka sposobności, żeby mi dogryźć. To jej mechanizm obronny przed bliskością drugiego człowieka. Kiedy się ją bliżej pozna, można dostrzec, jak strachliwą i zranioną jest osobą. Brak jej radości życia, rzadko się uśmiecha, ale gdy to robi, sam się raduję. Przyciąga kłopoty, jak magnes, więc mogę być księciem na białym rumaku, który ratuje ją z tarapatów. Czasem zachowuje się dziecinnie, ale ma to swój urok. Nie mogę się przy niej nudzić, choć chwilami naprawdę mnie irytuje. Przyznaję, że nie znam jej zbyt długo, ale dzięki niej doświadczam rzeczy, których wcześniej nie znałem. — Opowiadam rozmarzony.

— Już rozumiem, zakochałeś się.

— Co? To nieprawda. — Nie chcę dopuścić tego do wiadomości.

— Możesz zaprzeczać, ale wystarczy spojrzeć na ciebie, gdy o niej wspominasz. Nie przestajesz się uśmiechać, jesteś nieobecny, pomimo jakichś trudności, usprawiedliwiasz ją. Spoko, rozumiem sytuację. Może kiedyś i ja znajdę faceta, który będzie wpatrzony we mnie, jak w obrazek, podobnie, jak ty w opisywaną przez ciebie dziewczynę.

Tak bardzo chcę uniknąć tego uczucia. To najgorszy moment na jakiekolwiek miłosne wyznania. Z resztą ona nigdy mnie nie zaakceptuje. Sam fakt, że przeze mnie cierpi niewyobrażalnie i większość życia spędziła w sierocińcu, przemawia za tym, iż nie mamy najmniejszych szans być razem. Po prostu muszę to zagłuszyć, zabić w sobie, by nikogo więcej nie zranić. Jednak to nie jest łatwe…

— Wpadłem po uszy…

~~*~~


2 komentarze:

  1. Aww miniaturka urocza. Cieszę się że mogłam przeczytać więcej o tym, co dzieje się między Marisą a Lukiem, bo w rozdziałach było mało takich momentów, a szkoda. Tych dwoje ewidentnie od samego początku ciągnie do siebie, tylko że oboje uparcie to wypierają. Rozumiem Lukea, że nie chce skrzywdzić jeszcze bardziej Marisy. W końcu zna przykrą prawdę o jej rodzicach. Gdyby jej o tym powiedział, znienawidziłaby go.

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między rozdziałami 23-24 to pominęłam, bo skupiłam się bardziej na akcji niż wątku romantycznym (w końcu piszę thriller), ale tu postanowiłam to nadrobić. Najgorzej jest ukrywać prawdę przed osobą, w której się zakochało, ale wyrządziło się jej już dość krzywd, by liczyć na coś więcej...
      Dziękuję za opinię!
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń