środa, 1 czerwca 2022

Prologue

Hejka! Tak, wiem, miałam nie rozpoczynać tego sequela, jednak coś mnie natchnęło i popełniłam prolog. Nic nie poradzę, moja wena jest strasznie kapryśna, jednak to chyba dobrze? Kto czekał na kolejne przygody "Mroku"? Odgryzą się, a może już są martwi?  Miłego czytania! Oprócz tego wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka! Oby ten rozdział był udanym prezentem. Jak przy okazji podoba wam się nowy zwiastun? :P


Godzina 13:18, Więzienie dla kobiet w Woodstown, 19 lat później.

Kolejny bezbarwny dzień, kolejna nieprzespana noc. W tym miejscu wszystko wyznaczone jest według planu. Każda osoba, bez wyjątku, musi się do niego stosować. Posiadamy dostęp do biblioteki, świeżego powietrza czy też możliwość zobaczenia się z bliskimi, jednak kraty w oknach i pilnujący nas strażnicy nie pozwalają zapomnieć, iż jesteśmy tylko zwierzętami w klatkach. Te warunki nijak mają się do normalności. Utrata wolności to najgorsze, co może człowieka spotkać. Pamięta o szczęśliwych i gorzkich chwilach spędzonych przed zostaniem więźniem. To niezwykle boli. Tutaj ma się dużo czasu na myślenie, przez co nachodzą nas refleksje — co z naszymi najbliższymi? Kiedy wreszcie uda się stąd wyrwać? Wszystko zrobię inaczej, gdy opuszczę mury. — Mimo deklaracji i tak nie potrafią już powrócić do życia w społeczeństwie. Nie mija dużo czasu, zanim ponownie witamy ich w naszych skromnych progach.
Nie mam pojęcia, co jest gorsze. Odsiadka za faktycznie popełnione zbrodnie z myślą, że można było uniknąć głupich błędów, czy może utrata swoich bezcennych lat młodości za niewinność? Ta świadomość wykańcza człowieka najbardziej. Wie, że nie powinno go być w tym obrzydliwym miejscu, z przerażającymi ludźmi, a mimo tego musi nauczyć się z nimi egzystować. Z tej klatki już nigdy się nie wydostanie.
Wiem, iż jedna informacja może to zmienić. Skoro samej nie udało mi się popełnić samobójstwa kilka lat temu, może oni zapewnią mi szybką śmierć? Wystarczy tylko podać tę jedną informację — gdzie ukryte są dokumenty obciążające "Crossa". Jednak mój ojciec do samego końca nie chciał wyjawić tym oprychom prawdy. Wiedział, że mogłam zaprowadzić ich do schowka, ale wolał poświęcić życie swoje i mamy, żeby tylko dowody pozostały bezpieczne. Kto teraz z nich skorzysta? Coś wątpię, żeby zawarte tam informacje wystarczyły na skazanie go… Jednak "Cross" boi się i zaczyna wykonywać nerwowe ruchy, byle dorwać dokumenty. Sama ich nie przejrzałam, byłam dzieckiem i nie interesowało mnie, jakie teczki ojciec każe mi ukrywać. Przekupywał mnie górami słodyczy, gdy tylko dobrze wykonałam swoje zadanie. Teraz naprawdę żałuję, bo przynajmniej miałabym stuprocentową pewność, że gra jest warta świeczki.
Drzwi od celi odsuwają się. Za nimi staje szczupła, wysoka blondynka w średnim wieku, przyodziana w mundur. Rzuca mi krótkie, podejrzliwe spojrzenie błękitnymi oczami, po czym oznajmia:
— Turner, masz gościa.
Już nie dziwi mnie jej reakcja. Odkąd tu jestem, jeszcze nikt mnie nie odwiedził. W ciągu tych dwudziestu zakichanych lat, w pierdlu, nie miałam ani jednej osoby, która chciałaby zobaczyć, jak się miewam. Co tak nagle?
— Kto to? — Zadaję pytanie.
— Dowiesz się na miejscu, wstawaj.
Niechętnie wykonuję jej polecenie. Podchodzę do kobiety, która skuwa moje ręce na czas wizyty. Następnie podążam za nią wąskim, ciemnym korytarzem, w akompaniamencie niezadowolonych kobiecych głosów, które chcą zamienić się ze mną miejscami. Sama chętnie to zrobię, gdyż nie mam ochoty z nikim się spotkać. Jedynie niewielka cząstka mojej osoby jest ciekawa, kto postanawia ze mną porozmawiać. Skręcamy w lewy korytarz. Na jego końcu strażniczka otwiera drzwi. Opuszczamy mój blok, kierując się do kolejnego pomieszczenia, na wprost nas.
Za mosiężnymi drzwiami, dostrzegam stolik oraz dwa krzesła. Jedno z nich zajmuje czarnoskóry mężczyzna ubrany w jeansy i flanelową koszulę. Jego głowę ozdabia jedynie łysina, a twarz pokrywają liczne zmarszczki. Na buzi nieznajomego nie widnieje ślad zarostu. Nawet nie raczy spojrzeć na nas, tkwi w jednej pozycji, jakby przyglądając się drugiemu krzesełku, które jest aktualnie puste.
— Masz dziesięć minut. — Oświadcza strażniczka.
— Zostaw nas samych. — Ton jego głosu jest szorstki.
— Nie mogę, wiesz jakie są przepisy, Ethan. — Kobieta chwyta mnie za ramię i ciągnie w stronę stolika.
Zajmuję miejsce naprzeciwko mężczyzny. Nie odzywam się, po prostu patrzę tępo w stolik, dając do zrozumienia, że nie mam nic do powiedzenia nieznajomemu. To żaden z moich byłych przyjaciół czy "towarzyszy". Czego ode mnie chce? W sumie mało ważne…
— Ten jeden raz, Gina. Poradzę sobie. — Facet nie daje za wygraną.
— Lepiej, żeby przełożeni się o tym nie dowiedzieli, bo będę mieć przesrane. — Niechętnie kieruje się w stronę drzwi.
— Dzięki, jestem twoim dłużnikiem.
— Wiem. — Prycha, po czym opuszcza pomieszczenie.
Nastaje głucha cisza. Jestem tutaj po raz pierwszy, ale to miejsce nie sprawia dobrego wrażenia. Całkowicie pozostaje w odcieniach szarości, jakby chcąc dobić więźniów, w końcu za mało smętnych kolorów tutaj mamy.
— Dość ponure miejsce, nie męczy cię? Tak w ogóle, jestem Ethan Parker. — Rozgląda się po pomieszczeniu swymi piwnymi oczami.
— A mam jakiś wybór? To od dawna jest mój nowy dom…
— Może nie na długo. Wiem, że siedzisz tutaj niewinnie. Pewna osoba bardzo chce cię złamać. Musisz mieć coś cennego, skoro jeszcze żyjesz i gnijesz tutaj, a nie w ziemi. — Od razu przechodzi do rzeczy.
— Niech zgadnę, jesteś jego kolejną zabaweczką? — Kręcę głową z rozbawieniem.
— Wręcz przeciwnie, jego najgorszym koszmarem, z którego nie może się obudzić.
Nieznajomy zgrywa pewnego siebie, jednak nie ze mną te numery. Spoglądam na jego gładko ogoloną twarz. Nie ukazuje ona żadnych emocji. Przeszywający wzrok rozmówcy zdaje się przewiercać mnie na wylot.
— Powiedz swojemu szefowi, że mu się udało. Zniszczył mnie, ale i tak nie zdradzę, gdzie jest to, czego szuka.
— Sam jestem sobie szefem. Możemy pomóc sobie nawzajem i pozbyć się tego plugastwa. — Niezrażony, kontynuuje rozmowę.
— Pozbyć? Jego? Niemożliwe… To Australia żyje dla niego. Nie istnieje miejsce, żeby bezpiecznie się ukryć. Wszędzie ma swoich kretów, nie rozumiesz tego? Jesteś naiwny, jeśli myślisz, że możesz coś zdziałać. — Kręcę głową z niedowierzaniem.
— To da się zrobić, jednak nie samemu. Potrzebujemy zaufanych osób oraz dowodów. Musisz tylko mi uwierzyć.
— Wierzyłam już zbyt wielu osobom i jak skończyłam? Rozejrzyj się, to jest moja rzeczywistość. Już nigdy więcej nie mam zamiaru wpakować się w jakiekolwiek bagno. Nawet nie będę miała na to szansy, bo zgniję w tym pierdlu.
— Wyciągnę cię stąd, ale musisz współpracować. — Jest nawet przekonujący.
— Podziękuję. Z nim nie da się wygrać. Jeśli faktycznie dla niego nie pracujesz to kompletnie zwariowałeś, jeżeli myślisz, że z nim wygrasz.
Drzwi się otwierają, a ja pierwszy raz cieszę się na widok strażniczki. Jest moim wybawieniem, gdyż dalsza rozmowa z tym panem nie ma najmniejszego sensu. Od razu wstaję, nie czekając na reakcję mężczyzny. Kieruję się w stronę blondynki.
— Koniec odwiedzin. — Chwyta mnie za ramię.
Zostawiam niechcianego gościa w ponurym pomieszczeniu, posłusznie podążając za strażniczką do mojej celi. Droga ta mija mi niezwykle szybko. To niemal ja ciągnę za sobą Ginę, chcąc natychmiast znaleźć się za swoimi kratami. Gdy wreszcie tam docieramy, kobieta mnie rozkuwa, zamyka drzwi, po czym odchodzi.
Zastaję na miejscu również moją współlokatorkę. Najwyraźniej jej widzenie również dobiegło końca. Nawet nie raczy na mnie spojrzeć, leży odwrócona twarzą do ściany, czyli jak każdego dnia. Przynajmniej tyle, że mi nie przeszkadza ani nie denerwuje. Jest jak duch — pojawia się i znika.
Siadam na pryczy, podciągam kolana pod brodę, a następnie poddaję się rozmyślaniom. Ten koleś jest jakiś dziwny. Może to po prostu dobry aktor i kolejny pachołek "Crossa", mający mnie przekonać do wyjawienia tajemnicy? Nie sprawia wrażenia kogoś złego, jednak jest w nim coś, co mnie niepokoi. Jeśli mówi prawdę, co takiego ma do Matthew? Raczej to nie byle pierdółka, skoro fatyguje się do mnie. Jestem jego ostatnią deską ratunku? W takim razie jest bez szans. "Cross" bawił się nami, jak dziećmi wiele lat temu, teraz nic się nie zmieni. Nie wiem, czy pozostali nawet żyją. Może jestem tutaj sama? I dlaczego teraz? Po dwudziestu latach nagle ktoś się pojawia. Czy to ma jakieś znaczenie?
Przykładam prawą dłoń do szyi, gładząc "pamiątkę", jaka pozostaje mi po próbie samobójczej. Towarzyszka mych ostatnich lat. Za każdym razem, kiedy budzi się we mnie nadzieja, że mogę coś zmienić i odgryźć się za wszystkie wyrządzone krzywdy, dotykam tej szramy. Przypomina mi ona, iż z "Crossem" nie da się wygrać. Chcę się odegrać, ale to nie ma sensu. Moja chęć poznania prawdy prowadzi jedynie do więziennej celi, a jego pragnienie zemsty to droga w jedną stronę do piachu.


2 komentarze:

  1. Omg 19 lat! Jestem taka podekscytowana, że po takim czasie będzie można poznać dalsze losy Marisy. Jest to okropna dziura między jej latami młodzieńczymi a tym, ile ma teraz lat. Strasznie ciekawi mnie, kim jest mężczyzna, który odwiedził bohaterkę i dlaczego pojawił się akurat teraz? Dlaczego nie przyszedł wcześniej?Czego chce od Marisy?

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, data dość ważna, ale o tym później. xD
      Wszystko w swoim czasie, ale tutaj nikt nie pomaga bezinteresownie.
      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń