poniedziałek, 31 października 2016

Chapter 10


Cały czas w głowie mam jedynie treść kartki przyczepionej do tamtego kamienia. „Za słabo się starasz”. Co to może znaczyć? Chodzi o to, że zbyt łagodnie potraktowałam wczoraj Blair? Nie, to nie to. Staram się pojąć cel nieznanej mi osoby. Po co właściwie wysyła mi jakieś wiadomości i kto to jest? Czyżby ten tajemniczy informator i ten chłopak, co mnie śledzi, byli jedną osobą? Już wcześniej zakładałam tą opcję. Jeżeli on i tym razem wysłał mi wiadomość i to w dość kontrowersyjny sposób, znaczy, że chodzi mu o „Mrok”. „Za słabo się staram”, bo go nie zabiłam? Nie miałam z nim najmniejszych szans. Z resztą on powiedział, że to nie jego sprawka, ale jest gangsterem. Jednak nie widzę powodów, aby miał mnie okłamywać. Chcę odsunąć się od głupawych akcji, które mogą okazać się samobójcze i dyskretnie „powęszyć”. Ten koleś najwyraźniej nie zamierza dać mi spokoju. Najwyżej zignoruję jego wiadomości, ale to będzie trudne przy jego specyficznym sposobie wysyłania karteczek.
Ten dzień zapowiada się na chłodny. Słońce od czasu do czasu wygląda zza szarych obłoków. Zimny i porywisty wiatr towarzyszy mi i Catii przez całą drogę do szkoły. Idziemy dość szybko, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Cisza ustaje dopiero w szkolnych murach.
— Wczoraj nie chciałaś o tym rozmawiać, ale powiedz, chociaż teraz, co tam się stało? — Rudowłosa zadaje to samo pytanie, którym nękała mnie wczoraj.
— Nie miałam siły ani nerwów, by o tym rozmawiać. Jakiemuś idiocie najwyraźniej się nudziło i postanowił wybić szybę akurat wtedy, gdy rozmawiałam z Blair. — Odpowiadam.
— Jakim trzeba być kretynem, żeby wybijać okno w sierocińcu. Mało tego, przy tym oknie stałyście wy, czyli normalne osoby. Chociaż Blair raczej do tych normalnych bym nie zaliczała. — Na to stwierdzenie Ruda wybucha śmiechem.
— I tu masz rację. Do tego mnie ostrzegałaś, a ja cię nie słuchałam. Kto by pomyślał, że z niej taka wredna i mściwa żmija.
— Właśnie! I jak zakończyła się ta sprawa z nożem? — Dostrzegam wyraźnie zaciekawienie na twarzy przyjaciółki.
— Ten czubek przynajmniej wyświadczył mi przysługę. — Uśmiecham się szeroko. — Tak nastraszył Blair tym wybiciem okna, że od razu przyznała się pani Allen do fałszywego oskarżenia mnie.
— Pewnie myślała, iż to ty nasłałaś kogoś, żeby wybił tą szybę i ją wystraszył. Uznała twoją zemstę za gorszą i ustąpiła.
— Dziękuję, nieznajomy. — Mówię z wdzięcznością.
Zatrzymujemy się z Catią przy szafkach. Rudowłosa od razu zaczyna szperać w poszukiwaniu książek na pierwszą lekcję. Dziewczyna opróżnia całą półkę, a jej wzrastająca irytacja jest trochę zabawna.
— Marisa, masz książkę od biologii? — Przyjaciółka pyta wyraźnie oburzona.
— Wyrzuciłaś całą zawartość szafki na podłogę i nie znalazłaś? — Chichoczę. — Mam, zaraz ci ją dam.
Po otwarciu drzwiczek od swojej szafki wytrzeszczam oczy z niedowierzania. To, co widzę wprawia mnie w osłupienie. Ktoś stroi sobie ze mnie żarty? Cały regał wymalowany jest na czerwono. Niestety, po zapachu wykluczam farbę, a po konsystencji przestaję myśleć, że to może być ketchup. Jest tylko jedna ciecz na świecie, o takim zapachu i konsystencji — krew. Przełykam głośno ślinę. Blair dała sobie spokój z żarcikami, więc od razu ją wykluczam. Moje myśli wkraczają na zupełnie inne tory, gdy dostrzegam napis na drzwiczkach szafki: „Z takim zapałem nigdy się nie zemścisz. Chyba rodzice nie znaczyli dla ciebie tak wiele, skoro nie chcesz ich pomścić”.
Ta wiadomość sprawia, że cała zaczynam się trząść ze złości. Jak ten pieprzony gnojek może uważać, iż rodzice nie byli dla mnie wartościowi?! Kochałam ich ponad życie, a ktoś w jedną chwilę mi ich odebrał. Chcę rewanżu, jak niczego innego na świecie, ale poszłam ostatnio złym tropem i wróciłam do punktu wyjścia. Ten gość nawet nie próbuje mi pomóc tylko podaje fałszywe informacje i liczy, że zabiję kogoś, kto nie miał nic wspólnego ze śmiercią moich rodziców? Sama się w tym wszystkim gubię. Nie wiem, komu mam zaufać.
— Co tak długo szukasz tej książki? — Catia wyrywa mnie z przemyśleń.
Widząc jak przyjaciółka zamyka swoją szafkę i zaczyna się zbliżać do mnie, instynktownie zatrzaskuję drzwiczki.
— Co ty robisz?
— Jednak nie mam podręcznika do biologii. — Oddycham z ulgą, gdyż zdaję sobie sprawę, że Catia nie zauważa, w jakim stanie znajduje się wnętrze mojej szafki.
— Wcześniej twierdziłaś inaczej. — Spogląda na mnie podejrzliwie.
— Tak, ale sprawdziłam i okazało się, iż nie mam tej książki. — Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek osoby z naszej klasy.
Mam ochotę podskoczyć do samego nieba na widok wysokiej brunetki o piwnych oczach i śniadej cerze. Dziewczyna pewnym siebie krokiem zbliża się do swojej szafki, która znajduje się nieopodal mojej.
— Bridget! — Podbiegam do niej. — Masz może książkę od biologii?
— Tak.
— Pożyczyłabyś Catii? Ma dzisiaj odpowiedź, a swoją gdzieś zapodziała.
— Pewnie. — Dziewczyna wyciąga podręcznik z szafki, po czym wręcza go Rudej.
— Dziękuję, życie mi ratujesz. — Catherine obdarowuje brunetkę promiennym uśmiechem.

***
Lekcja biologii dłuży się w nieskończoność. Współczuję mojej przyjaciółce, gdyż musi męczyć się przy tej odpowiedzi. Plan jest ułożony niefortunnie, ponieważ to już ostatnia lekcja. Zawsze męczymy się na niej niemiłosiernie.
Nauczycielka jest bardzo wymagająca. Tę pięćdziesięciopięcio-letnią kobietę wszyscy uznają za „zło wcielone”. Jej długie blond włosy zaczynają już siwieć. Być może to wina uczniów, być może starzenia się. Posiada przenikliwe spojrzenie, którym obdarowuje w tym momencie Catię. Jest dość szczupła, ubrana w elegancką, czarną sukienkę. Na nogach ma czarne, na oko dziesięciocentymetrowe szpilki.
Czując wibracje mojego telefonu od razu wkładam rękę do kieszeni jeansów, aby wyjąć urządzenie. Na wyświetlaczu dostrzegam, że numer jest nieznany. Normalnie odrzuciłabym połączenie, ale odnoszę dziwne wrażenie, iż powinnam je odebrać.
Podnoszę rękę do góry tak, żeby nauczycielka mogła zwrócić na to uwagę.
— Coś się dzieje, panno Turner? — Pyta.
— Mogę odebrać? — Pokazuję jej telefon. — Dzwoni do mnie przełożona sierocińca. — Okłamuję ją.
Kobieta skinieniem głowy daje mi znak, że mogę opuścić klasę. W pośpiechu wychodzę na korytarz. Przeciągam palcem po ekranie i przykładam smartfon do ucha.
— Słucham?
— Słuchanie to za mało. Trzeba jeszcze rozumieć, co ktoś do ciebie mówi. — Odzywa się męski głos po drugiej stronie. — Jesteś cholernie tchórzliwa. Jak ty chcesz się zemścić, skoro po kilku słowach strach cię oblatuje?
— To ty ufajdałeś mi krwią całą szafkę, psychopato!
— Ameryki tym nie odkryłaś, jednak brawo za błyskotliwość, jestem pod cholernym wrażeniem. Ta krew jest zwierzęca, ale następnym razem może być ludzka, jak tylko sobie zażyczysz.
— Chory popapraniec! Zły trop mi podałeś. Co cię w ogóle obchodzi moja rodzina?! — Wybucham złością.
— Powiedzmy, że lubię się bawić w dobrego wujka. Czemu uważasz, że podałem ci złe informacje? Uwierzyłaś w jego śmieszne tłumaczenia? — Mówi prześmiewczo.
— A nawet, jeśli. Nie miał powodu, by mnie okłamywać.
— Pomyśl trochę, to jest gangster.
— Gdyby był winny to nie tłumaczyłby się jakiejś dziewczynie, która próbowała go zabić.
— Jakbym powiedział ci, że jestem baletnicą, też byś uwierzyła?
— Odpuszczam sobie tropienie tego kolesia, ponieważ jest niewinny. — Mój ton głosu jest stanowczy. — To koniec.
— Mylisz się, to dopiero początek.
— Co masz na myśli?
— Przekonasz się.
Poziom mojej irytacji drastycznie wzrasta. Jeżeli ten koleś myśli, że mnie przestraszy to grubo się myli. Nie jestem jakimś pierwszym lepszym smarkaczem, którego można przerazić jednym słowem.
Nagle dźwięk przewracającego się plastikowego kosza na śmieci za moimi plecami sprawia, że gwałtownie się odwracam. Dostrzegam jedynie kawałek rękawa czarnej bluzy zza rogu jednego z korytarzy.
— To ty? — Pytam.
Gdy do mojego ucha dociera dźwięk zakończonego połączenia, chowam telefon do kieszeni. Głos w mojej głowie podpowiada mi, abym wracała do klasy. Chociaż bardzo chcę się wycofać i powrócić do sali, ciekawość skutecznie blokuje mi możliwość zawrócenia. Tak jakby cały korytarz wraz z pomieszczeniami, do których prowadzi, zostaje całkowicie pochłonięty przez ciemność. Nie ma tam nic, a jedynym rozwiązaniem jest teraz iść przed siebie — prosto do nieznajomego nadawcy.
Robię jeden głęboki oddech i ruszam w kierunku tajemniczego informatora. Niestety chyba i tym razem nie zamierza na mnie poczekać, gdyż do moich uszu dochodzi dźwięk kroków, który z każdą chwilą staje się coraz cichszy. Tym razem nie zamierzam pozwolić mu uciec i rzucam się do biegu za chłopakiem.
Nie rozumiem jego postępowania. Dlaczego cały czas ucieka? Nie może ze mną normalnie porozmawiać jak cywilizowany człowiek? Chociaż po jego dotychczasowym zachowaniu i tym telefonie przypuszczam, że nie jest do końca normalny. Jaką grę prowadzi? Ten chłopak postępuje w sposób nielogiczny. Trudno będzie przewidzieć jego następny ruch, skoro nie postępuje zgodnie z jakimś planem, tylko wszystko wymyśla na poczekaniu. Jeżeli teraz go zgubię, nie wiadomo kiedy znów się ze mną skontaktuje.
Jest tak blisko, że nie mogę łatwo odpuścić. Dzieli nas dosłownie połowa korytarza. Informator skręca w lewą alejkę, prowadzącą do szkolnych szafek. Przyśpieszam chód, aby móc, chociaż przez chwilę mu się przyjrzeć.
Gdy wyłaniam się zza rogu ściany, dostrzegam wysokiego chłopaka, ubranego w czarną bluzę z kapturem, który zarzucony jest na głowę, czarne pikowane spodnie oraz tego samego koloru znoszone trampki. Kiedy na chwilę obraca głowę, żeby zobaczyć, czy nadal go śledzę, zauważam kilka blond kosmyków wystających spod kaptura. Chłopak skutecznie maskuje swoją twarz. Spostrzegając mnie, tylko przyspiesza kroku, ale nadal nie zaczyna biec. Ma tak długie nogi, że jego jeden krok to moje dwa. Nie musi zbytnio się wysilać, by mnie zgubić.
Czuję się jakbym grała główną rolę w jakimś kiepskim filmie akcji, w którym tylko usiłuje się dorwać jedną poszukiwaną osobę, a od złapania tego kolesia zależy moje życie — tylko, że tak właśnie jest. Jednak to nie jest żadne kino akcji, a po skończonej scenie nie idziemy z ekipą na kawę. Pogoń zakończy się dopiero wtedy, jak jakimś cudem uda mi się go zatrzymać.
Wyłaniając się z kolejnego korytarza, doznaję szoku. Chłopak jakby znowu wyparowuje. Jedynie przy rzędzie szafek dostrzegam jednego z uczniów, który zapewne spóźnił się na zajęcia.
Pośpiesznie podchodzę do niego z nadzieją, że będzie w stanie mi pomóc.
— Hej. — Zaczynam. — Nie widziałeś przypadkiem takiego postawnego i bardzo wysokiego chłopaka, podobnej postury do twojej i do tego ubranego w czarną bluzę, jak ta, którą masz na sobie, identyczne spodnie i… — Do mojej głowy powoli zaczynają wpływać podejrzenia po przyjrzeniu się chłopakowi. — Takich samych trampkach. Nawet włosy miał blond tak jak… ty.
— Hej, niestety nie widziałem, bo dopiero przyszedłem. A teraz wybacz, ale już jestem spóźniony na lekcje.
— Poczekaj. — Łapię go za rękaw bluzy. — Jestem pewna, że to ty!
— Laska, nie wiem, o co ci chodzi, ale albo najwyraźniej mnie z kimś pomyliłaś, albo jesteś jakaś szurnięta. — Bez problemu Andrew wyszarpuje się z mojego uścisku i odchodzi w stronę swojej klasy.
Nie wiem za jak głupią uważa mnie ten typek, lecz ja nie dam się nabrać na jego sztuczki.
— Słuchaj, dupku. — Wypowiadam to z ogromną nutką irytacji w głosie. — Gówno mnie obchodzi, że spóźniłeś się na lekcje, a po twoim ociąganiu się z pójściem do sali widać, jak bardzo ci zwisa przedmiot, który w tym momencie cię omija. Wyjaśnij mi tylko, czego chcesz ode mnie i od tego całego „Mroku”, że nasyłasz nas na siebie?
— Ja, co robię? — Na usta chłopaka wstępuje drwiący uśmieszek.
— Nie udawaj i skończ robić ze mnie idiotkę!
— Nie muszę nic robić, bo sama się ośmieszasz bez niczyjej pomocy.
Bezczelność i arogancja tego chama doprowadza mnie do szału. Jestem tykającą bombą zegarową, która lada chwila może eksplodować. Mam ogromną ochotę go spoliczkować, ale to nic mi nie da. Jedynie stoję i wpatruję się w niego z mordem w oczach.
— Poznam prawdę prędzej czy później, a wtedy pożałujesz. — Syczę przez zaciśnięte zęby.
— Już się boję. Nie mam pojęcia, co sobie uroiłaś w tej chorej główce, ale mało mnie to obchodzi. Chcesz poznać prawdę? Jesteś jakaś opętana. Idź najlepiej do psychiatry, przysłużysz się tym wielu osobom. — Rusza przed siebie, puka do sali z numerem 20, a kiedy słyszy ciche „proszę”, znika za drzwiami.
Wracam powolnym krokiem do swojej klasy, gdyż nauczycielka biologii będzie się niecierpliwić, a nawet może mnie zapytać z bieżącej lekcji. I tak muszę się jej jakoś wytłumaczyć z tak długiej „rozmowy telefonicznej”. Zapewne wygląda przez drzwi sali zajęciowej i wie, że nie ma mnie przed klasą. To najmniej istotne w tym momencie.
Ten gość jeszcze pożałuje, że ze mną zadziera. Czy to on jest tym informatorem? Ciężko powiedzieć, ale jakie jest inne wytłumaczenie tej całej sytuacji? Niby tamten koleś ubrał się tak samo jak Andrew, żeby go w to wszystko wrobić? Czy jest na tyle sprytny i zarazem perfidny? Ten chłoptaś przewraca moje życie do góry nogami. Daje mi nadzieję, a potem wyskakuje z fałszywymi informacjami i nasyła mnie na jakiegoś zbira. Co jeśli jednak jest on wiarygodnym źródłem, powiedział mi prawdę, a ja uwierzyłam jakiemuś przestępcy?
Cała droga powrotna do sali zajmuje mi o wiele dłużej, ale to dlatego że teraz nie śpieszy mi się ani trochę. Pukam do drzwi i wchodzę do klasy.
— Jak miło, że raczyła pani wrócić przed końcem zajęć. Skoro tak interesuje cię biologia to przygotujesz referat na następną lekcję z dzisiejszego tematu.
— Ale ja…
— Czy coś jest jeszcze niezrozumiałe?
— Nie, ależ skąd. — Mówię to z przekąsem, siadając w swojej ławce. — Suka. — Wypowiadam tak cicho, że tylko ja mogę to usłyszeć.

***
Po usłyszeniu zbawczego dzwonka, obwieszczającego koniec lekcji na dzisiaj, wszyscy uczniowie w euforii opuszczają teren szkoły. Razem z Catią wychodzimy, jako ostatnie, wyklinając już głośniej na znienawidzoną nauczycielkę biologii.
— Ta szmata wstawiła mi dwójkę za to, że się produkowałam połowę lekcji. Stwierdziła, iż opowiedziałam jej niezłą bajeczkę, a większych głupot w życiu nie słyszała. Myślałam, że mnie coś rozsadzi od środka! — Ruda z oburzenia wymachuje rękoma, o mało nie uderzając mnie jedną z nich w twarz.
— Uważaj trochę!
— Sorki, ale tak mnie to stare próchno wkurzyło…
— Mnie też, a do tego dowaliła mi jakiś zasrany referat. Niech sama sobie go pisze. Nie mam na to czasu. Do tego pan Collins zapowiedział na jutro kartkówkę z matematyki. — Wzdycham ciężko.
— Na śmierć o niej zapomniałam! — Catia łapie się za głowę.
— Dlatego dzisiaj idę na korepetycje do Christiana. — Oznajmiam przyjaciółce z ulgą. Wiem, że Hoover wszystko mi dokładnie wytłumaczy, bo matematyka była jego ulubionym przedmiotem.
— Też bym się wybrała, ale obiecałam pomóc tym młodszym dzieciakom w sierocińcu z geografią, bo sobie biedactwa nie radzą.
— Tak chętnie im pomagasz, a później sama zawalasz niektóre przedmioty, ponieważ nie masz czasu się uczyć. Proszę cię, przyłóż się, chociaż do tej kartkówki. Przysiądź do tego materiału w przerwach między pomaganiem tym dzieciakom. — Patrzę na nią błagalnym spojrzeniem. — Też powinny zrozumieć, że musisz się uczyć. Masz za dobre serce, a te małe potwory to wykorzystują, zabierając ci cały wolny czas.
— Marisa, za co ty tak bardzo nienawidzisz dzieciaków?
— Ja naprawdę kocham dzieci, ale czasem potrafią być okrutne. Przecież wiesz, że chcę zostać psychologiem dziecięcym!
— To musisz trochę zmienić podejście. — Chichocze. — Przyjdź kiedyś ze mną do świetlicy i pomóż, chociaż jednemu dziecku w pracy domowej. Ich radość jest największą nagrodą za pomoc, jaką się im udzieli.
— Może i masz rację, ale nie w tym tygodniu. A teraz wybacz, jestem już spóźniona. Christian nie będzie tak długo na mnie czekał. — Przytulam Catię na pożegnanie i skręcam w przeciwległą uliczkę.
Przyśpieszam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się u przyjaciela. Jest zmęczony po pracy, ale mimo to zgadza się mi pomóc, więc muszę dotrzeć do jego mieszkania jak najszybciej. Źle się z tym czuję, że dodatkowo go męczę, jednak sama nie potrafię zrozumieć ostatnich trzech tematów, a dla Christiana to pestka. Kiedyś mu się za to odwdzięczę.
Czy jednak dam radę się skupić na nauce? Moje myśli nadal krążą nad sprawą „Mroku”, "Crossa" i informatora. Chcę dowiedzieć się, co wspólnego mają z moimi rodzicami, dlaczego akurat jeden nasyła mnie na drugiego. Spotkanie ich to nie zbieg okoliczności tylko zamierzony cel. Kiedy znowu spotkam któregoś z nich? „Mrok” nie prędko, a może wcale? "Crossa" jeszcze nie spotkałam... Informator nęka mnie na każdym kroku, więc problemu nie ma. W sumie to nadal nie wiem, skąd zdobył mój numer. Jakim cudem mu się to udało? Może to ktoś znajomy? Z tym całym Andrew widuję się tylko na korytarzu. Jest zaledwie rok młodszy ode mnie i to synalek dyrektora. Wątpię, żeby miał mój numer telefonu. Zbyt dużo podejrzeń, zbyt mało dowodów.
Zatrzymuję się tuż przed wejściem na klatkę schodową. Dzwonię domofonem i czekam, aż Christian odbierze.
— Tak?
— Tu Marisa, wpuścisz mnie do środka?
Bez zbędnych słów pociągam za drzwi, a następnie wchodzę do środka. Tym razem już bez pośpiechu wchodzę po schodach. Nie ma ze mną Catii, więc nie mam się z kim ścigać, chociaż nawet gdyby tu była, to odpadłaby dość szybko.
Kiedy docieram na odpowiednie piętro, na moją twarz wstępuje szeroki uśmiech na widok przyjaciela. Podchodzę do niego i witam się, ściskając go mocno.
— Gotowa na korepetycje z bogiem matematyki?
— Bogowie nie powinni być skromni?
— Jestem tym seksownym wyjątkiem. — Chłopak próbuje oprzeć się o ścianę po jego lewej stronie, ale marnie mu to wychodzi i o mało nie ląduje na podłodze, tłukąc sobie cztery litery.
Na ten zabawny widok wybucham tak głośnym śmiechem, że pewnie wszyscy sąsiedzi wykręcają właśnie numer na policję, że na tym piętrze dzieją się dziwne rzeczy.
— Popracuj trochę nad lądowaniem, bogu wszystkich wpadek.
— To mnie złapiesz, mięśniaku. Dobra dość żartów, chodź do salonu. — Skinieniem dłoni zaprasza w kierunku najbliższego pomieszczenia.
Posłusznie wykonuję jego polecenie i siadam na jednym z krzeseł. Wyciągam z torby książkę od matematyki i zeszyt, a następnie czekam, aż przyjaciel zajmie miejsce obok mnie.
Ma dziwne poczucie humoru, ale ten facet jest naprawdę w porządku. Kiedy trzeba, zachowuje się jak dżentelmen i zawsze służy pomocą. Powie prawdę, nawet najbardziej bolesną, bo nienawidzi kłamstw.
— Gotowa? — Christian siada obok mnie, stawiając przed nami dwa kubki gorącej herbaty.
— To będą najdłuższe godziny korepetycji mojego życia.
— Przynajmniej w dobrym towarzystwie. Otwórz zeszyt na ostatniej stronie i powiedz, czego dokładnie nie rozumiesz.




Hejo! Głupio wstawiać rozdział po tak długim czasie, ale przynajmniej dobrze, że w ogóle jest opublikowany. :P Nic nie mogę na to poradzić, bo przygotowania do matury skutecznie zabierają mi czas i siłę. Mam trochę do nadrobienia u was i postaram się zajrzeć na wasze blogi jak najszybciej. W każdym razie jak przez chwilę myślałam nad tą opowieścią, przypomniały mi się wasze komentarze. W informacji "Uwaga" pod stronami dodałam małe sprostowanie. Jeżeli chodzi o to, że moje opo dla niektórych jest "czarno-białe" jest ciekawe. Sama nigdy go tak nie widziałam, ale chcę poznać różne punkty widzenia, więc będę nad tym myślała i spróbuję na nie popatrzeć również z waszej perspektywy. :) Nie wiem kiedy wstawię tutaj kolejny rozdział, bo jedynie przepisałam do worda to, co napisałam we wrześniu w kolejce do lekarza. W każdym razie może uda mi się coś naskrobać w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca i wybaczycie mi wstawianie tych rozdziałów po dość długim czasie i sporą nieobecność u was. :P

6 komentarzy:

  1. Hejo kochana! :3
    Przynajmniej u Ciebie jestem na bieżąco xd
    Rozdział jak zawsze zaczął się tak niewinnie :D
    Przy szafkach na serio nie sądziłam, że coś się wydarzy. Jaki był mój szok, kiedy okazało się, że Marisa ma wysmarowaną szafkę. I to w dodatku krwią. Po raz kolejny zastanawiam się, kim jest ten chłopak i przede wszystkim jakim cudem... wie tyle o bohaterce? No wie, gdzie ma szafkę, a nawet zna jej numer telefonu... Musi być to ktoś, kto ją dobrze zna. I w sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby tym kolesiem okazał się ten Andrew. Jednak z drugiej strony niekoniecznie musi być to on. Wyglądało na to, że chłopak na serio nie wiedział o co chodzi Marisie. No chyba że jest tak doskonałym aktorem ;)
    Nie muszę chyba mówić, że chciałabym, żeby tajemniczy informator pojawił się nawet i w kolejnym rozdziale. Bardzo mnie zaintrygował, a na pewien sposób go polubiłam. Cóż... Nic nie poradzę na to, że ciągnie mnie do takich osób xd
    Christian to wspaniały kolega! Nie każdy będąc zmęczonym po pracy zechciałby udzielić korepetycji. I to jeszcze z matematyki! Chłopak ma u mnie wielkiego plusa, bo ja z matematyki jestem raczej noga xd
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i przede wszystkim na tajemniczego gostka. No i nie zapominam tutaj o Mroku. Mam nadzieję, że on też jeszcze nie raz zawita :D
    Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe przynajmniej u mnie! xD
      Jakoś zawsze rozdział zaczynam niewinnie, a potem staram się wprowadzić akcję, choć nie zawsze to wychodzi. xD
      Nie chcę za dużo zdradzać, więc nie powinnam raczej wypowiadać się na temat Andrew. Akurat to jak powolnie Marisa przyglądała mu się i mówiła po kolei, że jest ubrany i ma podobną fryzurę do tego, kogo widziała, tak mnie śmieszyła. xD
      Też nienawidzę matematyki, ale trzeba się z nią zaprzyjaźnić (przynajmniej do matury). xD Christian mimo zmęczenia stara się pomóc przyjaciołom, gdyż są jedynym, co ma. :D
      Informator... wiem, że bardzo chcesz go zobaczyć w następnym rozdziale, ale kto wie. xD
      O Mroku nie mogę zapomnieć! :P Też mi się wydaje, iż nie raz jeszcze zawita. :)
      Dziękuję za opinię kochana. :*

      Usuń
  2. Niezła agentka z tej Blair, skoro tak szybko przyznała się do kłamstwa… Ale skoro pomyślała, że to wybicie okna to nie przypadek, a próba zastraszenia jej, to w sumie rzeczywiście mogła przez to pęknąć. Choć przyznam, że nie sądziłam, że jest taka lękliwa :D Rżnie cwaniarę, a jak przyjdzie co do czego, to ucieka podkulonym ogonem.

    Nie mogę pozbyć się wrażenia, że ten „informator” chce w coś wrobić Marisę. Nie wierzę w bajeczkę o „dobrym wujku” bo to się w ogóle kupy nie trzyma. Jak dla mnie facet bardzo by chciał, żeby Marisa zabiła Mroka (nie wiem jak to odmieniać, haha :D), bo on sam ma z nim jakieś zatargi. A śmierć rodziców Marisy może być tylko wymówką, żeby przekonać ją do zabójstwa. Znalazł po prostu kogoś, kogo może łatwo zmanipulować, zasiać nienawiść do Mroka i przekonać, by wykonał czarną robotę za niego. Proste i logiczne, chociaż nie jestem pewna, czy dobrze myślę. Na razie na to mi wygląda, ale kto wie, co dla nas przygotowałaś ;)
    W każdym razie robi się coraz ciekawiej. Marisa wydaje mi się taką postacią, której łatwo coś wmówić, łatwo do wielu rzeczy przekonać i obawiam się, że niebawem wpadnie przez to w kłopoty. No bo skoro wystarczyła jedna wiadomość, by w środku nocy poszła do parku zabić mordercę rodziców, to co będzie dalej? Nie wróżę jej chyba długiego życia :D

    I jakoś nie wydaje mi się, żeby to ten Andrew był tajemniczym informatorem. Wiem, że miał takie same ciuchy, ale… czuję, że to nie on xD

    Moje zastrzeżenia:D :
    „Jeżeli teraz go zgubię, niewiadomo kiedy znów się ze mną skontaktuje” – nie wiadomo
    „Spostrzegając mnie, tylko przyspiesza swojego kroku” – a może przyspieszać krok kogoś innego? Wiadomo, że swój więc usunęłabym to „swojego’ ;)
    „wpatruję się w niego z nożami w oczach” – nożami w oczach? Trochę to... dziwne :D

    Na koniec jeszcze powiem, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej. Przynajmniej moim zdaniem. Gdy nie ma fragmentów, w którym bohaterka zachowuje się tak strasznie głupio, irracjonalnie i gdy akcja nie pędzi za szybko to opowiadanie jest naprawdę ciekawe i przyjemnie się to czyta. Myślę, że naprawdę ma potencjał, więc życzę Ci dużo weny i przede wszystkim chęci, żeby to ciągnąć;)
    Pozdrawiam i ściskam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet sama nie wiem, co mam odpisać. xD Jakoś nic więcej na temat Blair mówić nie trzeba, bo trafiłaś tutaj w sedno. xD
      A może jednak informator jest dobrym wujkiem? xD Powiedzieć nie mogę, ale widzę, że czujna jesteś. ;p Marisa to bardzo łatwowierna dziewczyna, której można wmówić wszystko. :) Przez to nie raz wpakuje się w kłopoty, ale cóż na to poradzić? :P
      "Nie wróżę jej chyba długiego życia :D" - powaliłaś mnie tym hahahahaha. xDDD
      Czy Andrew jest tym informatorem... Przekonasz się później.
      Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy. ^^ Nie mam pojęcia jak właśnie zmienić to "z nożami w oczach", bo nie raz próbowałam... ;/
      Miło słyszeć, że jednak do końca ta pisanina nie jest taka beznadziejna, jednak wiele jej jeszcze brakuje. xD Staram się jakoś to poprawiać i już nie pisać tak bardzo głupiego zachowania Marisy, ale to jest trudne, gdyż ona jest zbyt naiwna. xD
      Mam nadzieję, że uda mi się to opowiadania skończyć i nie zawieść. :)
      Dziękuję kochana za opinię! :*

      Usuń
    2. Jakby informator chciał dla niej dobrze, to by jej nie wysyłał w ręce Mroka xD

      Może na "z mordem w oczach?" ;D

      Ja nigdy nie uważałam, że jest beznadziejna ;) I Ty też tak nie myśl! ;)

      Usuń
    3. To ja już lepiej nic nie piszę, bo mogę za dużo zdradzić. xD
      Dziękuję kochana! "Z mordem w oczach" pasuje idealnie!!
      Hehehehe dziękuję, choć mam pewne wątpliwości, co do tego opowiadania. xD Bardzo krytycznie oceniam wszystkie swoje prace, może nawet zbyt. :P

      Usuń