Hejka! Jejku, to najdłuższa miniaturka, jaką wstawiam i zarazem ostatnia, jeśli chodzi o "Mrok". Chcę w niej poruszyć temat wydarzeń dziejących się pomiędzy 23 i 24 rozdziałem, przynajmniej w trzech początkowych wspominkach. Ostatnia natomiast jest kontynuacją wydarzeń po rozdziale 24. Sama końcówka wyszła mi dość marnie, ale z pozostałych retrospekcji jestem w miarę zadowolona. Czy wam miniaturka przypadnie do gustu... Sami ocenicie, jak przeczytacie. Miłej lektury!
Marisa Pov
~~*~~
— Nie jestem
do końca przekonana… — Robię skwaszoną minę.
Luke
zaproponował mi wspólną przejażdżkę. Chciałam się wyrwać z mojego "więzienia",
więc wydawała mi się to dobra opcja. Nawet, jeśli muszę ten czas spędzić z tym
aroganckim typkiem. Ma umówioną wizytę na wykonanie tatuażu u znajomego tatuażysty.
Jednak zaczynam żałować tej decyzji w momencie, gdy proponuje wykonanie dziary
również dla mnie.
— Nigdy nie
zrobiłaś niczego szalonego w życiu? — Uśmiecha się kpiąco.
— Pewnie, że
zrobiłam. — Krzyżuję ręce na piersi.
— Wymień
chociaż jedną ryzykowną decyzję. — Blondyn nie daje za wygraną.
Zaczynam się
intensywnie nad tym zastanawiać. W dzieciństwie odstawiałam wiele głupich akcji
razem z Lauren, jednak żadna z nich nie zasługuje na miano "szalonej" w oczach
wymagającego Hemmingsa. Nie chcę się poddać, więc główkuję dalej. Przecież musi
coś takiego być… Gdy mam westchnąć z rezygnacją, przypominają mi się momenty z
jego udziałem…
— Wymienię
nawet trzy. Pierwsze to postawienie się tamtym bandziorom i przywalenie jednemu
z nich. Za drugim razem wbiegłam do budynku ratować przyjaciółkę po wybuchu, w
sierocińcu. A trzecia sytuacja to przetrwanie strzelaniny na cmentarzu.
Potrzebujesz więcej? — Kąciki moich ust unoszą się w triumfalnym uśmiechu.
— Wygrałaś.
Dowodzisz tym, że gdyby nie my, już dawno wąchałabyś kwiatki od spodu. — Nie da
mi długo nacieszyć się zwycięstwem.
Przewracam
teatralnie oczami na tę kąśliwą, choć trafną uwagę. Sporo im zawdzięczam, lecz
nie musi tego, aż tak podkreślać. Chce mnie sprowokować do kłótni czy podjęcia
szalonej decyzji, która tym razem nie wiąże się ze śmiercią? Przyjmuję wyzwanie.
— Dobra,
jakie miejsca są według ciebie najlepsze na pierwszy tatuaż dla osoby, która
nie jest zbyt odporna na ból?
— Pomyślmy,
tutaj byłoby najlepiej. — Przejeżdża dłonią po zewnętrznej stronie, a potem wewnętrznej, mojego
przedramienia. — Ewentualnie tu. — Przenosi rękę na wierzchnią część ud.
Wzdrygam się. — Może jeszcze tu byłoby znośnie. — Schyla się, dotyka mojej
łydki, po czym błądzi dłonią, wracając do poprzedniej pozycji.
Jego dotyk
sprawia, że czuję na ciele przyjemne mrowienie. Pojawia się też dziwny ucisk w
podbrzuszu. Przygryzam wargę, napawając się tym przyjemnym doznaniem. Jest
arogancki i czasami wredny, ale jego bliskość sprawia, iż moje ciało dziwnie
reaguje. Stoi zaledwie krok ode mnie, lecz ta odległość zdaje się zmniejszać.
Spoglądam na niego po chwili. Czuję, że mój oddech jest ciężki, a policzki
oblewa rumieniec.
— Coś nie
tak? — Przejeżdża dłonią wzdłuż mojego ramienia.
Zdaje się, że
jego lodowate spojrzenie topnieje, zmieniając się we wzburzone morze, które
całkowicie mnie pochłania. Niedobrze, muszę odwrócić wzrok, bo całkiem odpłynę.
— To kiedy
zaczynamy? — Wlepiam spojrzenie w podłogę.
— Najpierw
wybierz wzór. Chcesz, żeby coś mówił o tobie czy był jedynie ozdobą? Jak dla
mnie powinien w jakiś sposób opisywać właściciela, być symboliczny.
— Już chyba
wiem. — W głowie pojawia mi się pewien pomysł.
Decyduję się
na wykonanie autorskiego wzoru. Jest to łańcuch, który łączy dwa serca z
różnych stron, wykonany na wnętrzu przedramienia. Dla mnie oznacza to ciągłe utrzymywanie kontaktu z rodzicami, bo
według mnie wciąż tu są, choć ich nie widzę. Łańcuch jest mocny, podobnie jak
nasze więzi, których nawet śmierć nie przełamie. Luke natomiast wyrabia sobie krzyż na kręgosłupie. Twierdzi, że symbolizuje on ciężar jego grzechów, które dźwiga na swych barkach.
~~*~~
Luke Pov
~~*~~
— Jejku, jak
tu pięknie. — Rozciągający się przed nami widok urzeka moją towarzyszkę.
Wychodzimy
właśnie zza drzew, a naszym oczom ukazuje się niewielki strumyczek, przy brzegu
którego leży wiele, różnego kształtu kamieni. W kryształowej tafli wody można
się przejrzeć, jak w lusterku. Obok znajduje się piękna polana, usłana
różnokolorowymi kwiatami. Za nami rozciąga się natomiast gęsty las. Uwielbiam
to miejsce, mam do niego ogromny sentyment. Jedne z najszczęśliwszych chwil
swojego życia spędziłem właśnie tutaj. Można rzec, że umiejscowione jest
pomiędzy Upper Myall i Woodstown.
— Mało ludzi
o nim wie, więc mamy spokój. — Oznajmiam.
— Nie wiedzą,
co tracą. W każdym razie my z niego skorzystamy. — Dziewczyna przysiada obok
strumienia, po czym zanurza w nim dłoń.
Siadam obok
niej, przyglądając się brunetce uważnie. Na jej twarz wstępuje lekki uśmiech.
Częściej powinna to robić, lecz przeze mnie ma mało powodów do radości. Niech
chociaż na chwilę oderwie się od tego wszystkiego, zapomni o przykrościach,
jakie ją spotykają i spędzi tu miło czas. Może to niewiele, ale naprawę swoich
błędów trzeba od czegoś zacząć. Pieniądze nie wszystko załatwią, ona potrzebuje
też wsparcia mentalnego, żeby odzyskać psychiczną równowagę. Ma przyjaciół, ale
nie może teraz się z nimi spotykać, więc ja muszę ich chwilowo zastąpić. Jestem
jej winien to i znacznie więcej… Ona zasługuje na szczęście. Czasem mnie
irytuje, ma ciężki charakter, lecz to przeze mnie taka jest. Ja tak ją
ukierunkowałem. Zniszczyłem ją, odbierając wszystko, co kochała. Chcę jej to
wynagrodzić również, żeby samemu poczuć się lepiej. Może dzięki temu poczucie
winy zmaleje i senne koszmary z udziałem Turnerów znikną? Mam taką nadzieję.
Potrzebuję też zdobyć zaufanie Marisy. Śmiertelna gra "Crossa" rozpoczęła się trzy miesiące temu. Nie wykończył nikogo z mojej ekipy poza Calumem, jednak niektórych
moich informatorów, posiadających coś na niego, już tak. Bawi się ze mną,
odbierając jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Stawka jest zbyt wysoka — życie
mojej "rodziny", więc muszę zaryzykować. Teraz Matt czuje presję. Wie, że
Turner jest ze mną i mogę wyciągnąć od niej dowody. Czy to powód, dla którego
ściga ją Jonathan? Czyżby mu się odwdzięczał? Ciekawe czy sama Marisa zdaje
sobie sprawę, jak cenną wiedzę posiada. Naprawdę ma te dokumenty czy to ściema?
Może nie wie o nich, bo Patric jej nie powiedział lub jest świetną aktorką.
Muszę zaryzykować i się dowiedzieć. Skoro jej rodzice zginęli dla tej wiedzy to
wątpię, iż przymusem czy groźbą coś się z niej wyciągnie. Zdaje się nie mieć
pojęcia, o co chodzi. Jeżeli zdobędę jej zaufanie, mogę wyciągnąć te dowody bez
żadnych szkód. Nie chcę jej już więcej krzywdzić. Dosyć zrobiłem…
Poza tym nie
wiem, co to za dziwne uczucie, ale gdy patrzę na nią i widzę szczęście
wymalowane na jej twarzy, sam jestem uradowany. Kiedy jest smutna, mnie natomiast ogarnia złość. Czy zaczynam coś do niej czuć? Nie, nie mogę… Jestem najgorszym,
co ją w życiu spotkało. Muszę trzymać Turner na dystans, być wredny, ale z umiarem,
by się do mnie nie zniechęciła na tyle, że nie da mi dowodów ojca, obciążających "Crossa", bo cały mój plan pogrążenia go, szlag trafi. Jednak z każdym kolejnym
dniem, który z nią spędzam, coraz trudniej mi być uszczypliwym względem niej.
Do tego męczy mnie ukrywanie przed Marisą prawdy — co tak naprawdę spotkało jej
rodziców. Jeśli się dowie, znienawidzi mnie, a wtedy wszystko stracone. I tak, w końcu to rozpracuje, a nastąpi to szybciej dzięki tropom podsyłanym
przez "Crossa". Prędzej czy później doprowadzą ją do prawdy. Przed tym muszę
dobrać się do dowodów i pogrążyć Matthew. Wtedy mogę odejść, jeśli nie będzie
chciała mnie widzieć lub nawet pozwolę się zabić, abyśmy oboje poczuli ulgę. Będę
pewny, iż moi przyjaciele sobie poradzą, bo wyeliminuję zagrożenie, więc stanę
się zbędny. Nie będę ich niszczyć i dłużej odbierać marzeń moich przyjaciół. Cierpliwości…
Muszę wytrzymać… Już jestem blisko celu.
— Co się tak
gapisz? — Brunetka chlapie mi wodą prosto w twarz.
— Od tego mam
chyba oczy, co nie? — Uśmiecham się, przecierając buźkę rękawem bluzy.
— Po co tak
właściwie mnie tutaj przywiozłeś i skąd znasz to miejsce?
— Kiedyś
przyjeżdżałem tu biwakować z ojcem i b… — Zawieszam się. Przecież nie mogę
powiedzieć jej o tym, iż Jonathan to mój brat. — Bardzo mi się tu spodobało. —
Staram się jakoś wybrnąć. — Ostatnio sprawy się komplikują. Wiem, że jako
dziewczyna wolałabyś pewnie szaleć na zakupach z Aileen, ale jesteś
poszukiwana. To chyba lepsze niż bezczynne siedzenie w czterech ścianach? —
Szturcham ją lekko.
— Wcale nie.
Nie jestem jakąś miłośniczką zakupów, bardziej wolę takie urokliwe miejsca.
Można tu odpocząć, pomyśleć, wyciszyć się. Dziwne, że taki groźny typ zapuszcza
się jeszcze w te rejony. — Odwzajemnia gest.
— Pozory
mylą, prawda? Po co ktoś ma poznać twoje słabości czy zainteresowania, jeśli
jest to zbędne lub może je wykorzystać przeciwko tobie? Wszyscy widzicie we
mnie poszukiwanego, groźnego gangstera i dobrze. Tylko nieliczni, którzy mnie
lepiej poznają, wiedzą, że to tylko maska. Ja też jestem człowiekiem, który ma
swoje marzenia czy rozterki, a nie potworem. Po prostu nie dzielę się tym z
każdym. — Trochę się rozgaduję.
— Zaszczyt
mnie w takim razie kopnął, skoro mogę poznać cię bliżej i przekonać się, jaki
jesteś naprawdę, buraku! — Dziewczyna próbuje wstać, lecz jej nogi ślizgają się
na mokrych kamieniach i upada prosto na mnie.
Przyglądam się
jej urzekającym, piwnym oczom ze zbyt małej odległości, jaka nas dzieli. Klatka piersiowa dziewczyny przylega do mojej, przez co mogę poczuć, jak zaczyna szybciej
oddychać.
— Przepraszam…
— Ledwo udaje jej się wydukać.
— Nie wiedziałem,
że aż tak na mnie lecisz. — Uśmiecham się głupkowato.
Chcę jakoś
obrócić zaistniałą sytuację w żart, aby odwrócić uwagę towarzyszki. Jestem
pewien, że po tym podniesie się, a następnie odskoczy ode mnie, zawstydzona. Na to liczę,
gdyż mając ją tak blisko siebie, niemal stykając się z nią wargami, czuję, że
mogę nie wytrzymać i zrobić coś głupiego, co zniechęci ją do mnie. Jej malinowe
usta kuszą, żeby złożyć na nich pocałunek, lecz nie chcę tego robić, a już
zwłaszcza bez jej zgody. Gdybym nie odebrał jej rodziców, pewnie nigdy byśmy się
nie spotkali. Ona byłaby szczęśliwa, a ja dalej taki sam. Nie będę
wykorzystywał takich okazji. Nie zranię jej już bardziej. Nie mam zamiaru
budować własnego szczęścia jej kosztem. Jeśli faktycznie zaczyna mi na niej
zależeć, dla jej dobra muszę pozostać tylko chwilowym obrońcą lub kolegą, jeśli
zechce.
— Dosłownie i
w przenośni. — Dodaję po chwili.
Brunetka
zachowuje się tak, jak zakładam. Odsuwa się ode mnie speszona, lekko
zaróżowiona na policzkach.
— Głupol. — Tylko
tyle jest w stanie powiedzieć, po czym odwraca wzrok, zawstydzona.
~~*~~
Marisa Pov
~~*~~
— Myślałeś
kiedyś, jak ułożyłoby się twoje życie, gdybyś nie został gangsterem? — Pytam.
— Nie ma
sensu się nad tym rozwodzić. Czasu nie można cofnąć, a gdybanie to niepotrzebne
dywagacje. Lepiej skupić się na tym, co teraz. Sprawić, by twoje życie nabrało
barw, jeśli przez nieprzyjemne wydarzenia jest szare. Znajduje się w twoich rękach i tylko ty możesz je zmienić. Lepiej poświęcić czas, w którym
zastanawiasz się, "co by było, gdyby" na działanie. — Blondyn upija łyk
whiskey.
Ma sporo racji, lecz ostatnio coraz częściej o tym myślę. Śmierć moich rodziców
może nie być wypadkiem, inaczej nie byłoby tej tajemnicy do odkrycia. Gdyby
dało się tego jakoś uniknąć. Czy mogłam coś zrobić, by ich uratować? To nie daje
mi spokoju.
— Ziemia do
Marisy. — Z zamyśleń budzi mnie głos Luke’a.
Kręcę głową,
chcąc pozbyć się negatywnych odczuć. Może świeże powietrze pomoże? Ruszam swój
tyłek z pokoju Hemmingsa, by przewietrzyć głowę na dworze. Niestety, wymijając
chłopaka, szturcham go ręką i wytrącam
mu przypadkowo drinka z ręki, którego zawartość wylewa się na biały t-shirt "Mroku".
—
Przepraszam. — Mówię, wciąż będąc zamyślona.
— Luz,
przebiorę się. — Nawet nie krępuje go moja obecność, ściąga koszulkę, ukazując
wyrzeźbioną klatkę piersiową.
Ten widok
działa na mnie, jak kubeł zimnej wody. Od razu zakrywam oczy dłońmi, zawstydzona.
— No wiesz,
mogłeś poczekać aż wyjdę. — Oburzam się.
Nie otrzymuję
odpowiedzi. Postanawiam przyglądać się chłopakowi spomiędzy palców. Tatuaże pokrywają dużą powierzchnię jego klaty i pleców. Poza nimi coś innego
przykuwa moją uwagę — liczne blizny.
— Skąd masz
tyle szram. — Otwieram szeroko buzię, ze zdziwienia.
— Naprawdę
cię to ciekawi? — Chłopak przestaje grzebać w szafie.
Kiwam głową
na potwierdzenie tych słów, co wywołuje nieopisany wyraz na twarzy blondyna.
Zamyka on drzwiczki mebla, po czym kładzie się na łóżku, jedynie w czarnych
szortach.
— Dobra, ale
coś za coś. Mnie również zastanawia, skąd wzięły się twoje blizny. — Klepie
dłonią miejsce obok siebie.
Zmieszana
podchodzę do posłania, a potem ostrożnie na nim siadam. Chcę zachować spory
dystans, jednak chłopak zmniejsza go do minimum, znacznie się przybliżając.
— Zasady tej
gry są proste. Nie zadajemy pytań o ślady na psychice, a jedynie o te fizyczne,
które widzimy. Dotykasz tej szramy, której historię chcesz poznać, a ja
odpowiadam. Raz ja, raz ty. — Wyjaśnia.
Przełykam
głośno ślinę. Nie lubię opowiadać o sobie nawet przyjaciołom, a co dopiero
obcym. Luke też jest skrytą osobą, lecz to okazja, by jeszcze bliżej się poznać.
Trzeba się przełamać.
— Dobra,
zaczynam. — Oświadczam.
Wypatruję
bliznę, która interesuje mnie w tej chwili najbardziej. Przejeżdżam delikatnie
po prawej piersi mężczyzny. Hemmings uśmiecha się, jakby na samo wspomnienie,
które pewnie pojawia się w jego głowie.
— To nie jest
żadna mrożąca krew w żyłach historia. Jest wręcz do bólu nudna. Kiedyś z
Calumem szliśmy na drinka. Oczywiście, przed oczami pojawiła nam się niezła
sztuka. Dziewczyna, jak marzenie. Długie blond włosy, niebieskie oczy…
— Nie
wdawajmy się w takie szczegóły. — Przewracam teatralnie oczami.
— W każdym
razie to był typ Caluma, więc poleciał za nią, jak szalony. Tak się rozpychał
łapami, że odepchnął mnie na pobliską, leciwą siatkę, z której wystawały ostre
krańce. Zdołałem się utrzymać na nogach, ale piersią zawadziłem o tę siatkę i
widzisz tego efekt. — Przez chwilę na jego twarzy pojawia się grymas. — Wciąż
pamiętam każde słowo, gdy się tłumaczył, jak zobaczył mnie zakrwawionego. —
Wzdycha. — Moja kolej.
Jego dłoń od
razu wędruje w okolice mojego lewego kolana i śladu na nim pozostawionego.
Przez jego kojący dotyk ledwo mogę pozbierać myśli i wydusić z siebie słowa.
Nienawidzę, a także uwielbiam tą grę jednocześnie.
— To
wydarzenie jest związane z moją przyjaciółką. Kiedy zamieszkałam w sierocińcu,
od razu zaprzyjaźniłam się z Catią. Raz poszłyśmy na plac zabaw. Huśtawki były
prowizoryczne, czyli opona i łańcuch. Niestety, ta, którą wybrałyśmy, była już na
granicy wytrzymałości. Catia rozbujała mnie mocno i wskoczyła na oponę. Jak się
można domyślić, łańcuch pękł. Ona prawie straciłaby oko, a ja oberwałam w kolano
oraz potłukłam sobie tyłek.
— Chciałbym
to zobaczyć. — Chłopak zanosi się śmiechem. — Twoja kolej. — Oświadcza, gdy
udaje mu się opanować.
Moją uwagę
przykuwa blizna, znajdująca się na jego prawym udzie. Kieruję dłoń w stronę
szramy i przejeżdżam po niej kciukiem kilka razy. Wyraz twarzy Luke’a zmienia
się na poważny.
— To było
jedno ze zleceń… Powiedzmy, że przeliczyłem się trochę i go nie doceniłem.
Kiedy już miałem dokończyć robotę, chwycił kawałek szkła z rozbitego stolika,
po czym wbił mi go w udo. Niewiele brakowało, żeby uszkodził tętnicę. Jednak
zadanie wykonałem, ale miałem masę bólu i sprzątania. — Skraca opowieść, by nie
przerazić mnie drastycznymi szczegółami.
Liczę się z
tym, iż nie każda jego rana powstała w zabawnych okolicznościach. Mimo tego, słuchanie o zbrodni wywołuje we mnie strach. Blondyn opowiada o tym tak
spokojnie, jak o pogodzie. Zapada głucha cisza. Wciąż nie jestem w stanie się
odezwać. Wiem, chcę go w ten sposób lepiej poznać. Popełnił w życiu wiele
błędów, a to jeden z nich. Jednak nie wydaje się do końca zły. Pomaga mi,
chroni, co może nie jest bezinteresowne, lecz kupowanie ubrań, telefonu albo
zapewnienie mi jakiejś rozrywki to już jego dobra wola. Kto wie, może dzięki
tej grze poznam jego pobudki.
— Teraz ty… —
Chwytam jego dłoń i kieruję w swoją stronę. — Może ta? — Przejeżdżam ręką
Hemmingsa po bliźnie na obojczyku.
Chcę jakoś
rozładować napięcie. Moje historie są lżejsze od jego, więc będą neutralizować
te ciężkiego kalibru. Nie chcę przestawać tylko dobrze go poznać, nawet jeśli
to oznacza wysłuchanie opowieści o wielu zbrodniach. Lepiej się poznamy to i
bardziej sobie zaufamy. Tylko mam nadzieję, że wystarczy mi blizn do końca tej
gry. Pierwszy raz się do czegoś przydają i żałuję, iż nie mam ich więcej. Po
części przypominają o głupocie, po części są jak wojenne trofea.
— Opowiadaj.
— Chłopak również nie ma zamiaru przerywać gry.
~~*~~
Luke Pov
~~*~~
Co ja
właściwie tutaj robię? Zamiast bawić się w berka z gliniarzami, siedzę u Lacey.
Po sytuacji, jaka miała miejsce kilka minut temu z Marisą, nie chcę przebywać w
willi. Niech dziewczyna się uspokoi, wytrzeźwieje i przemyśli sprawę. Jeździłem
przez jakiś czas po mieście, aż w końcu postanowiłem odwiedzić blondynkę. Swój
adres podała mi przez telefon. Chyba chcę się przekonać, iż Turner nie znaczy
dla mnie zbyt wiele.
Dziewczyna od
razu przechodzi do rzeczy. Siada na mnie okrakiem i zaczyna składać gorące
pocałunki wzdłuż mojego obojczyka. Nie przeszkadza jej, że jesteśmy na fotelu w
salonie. Moje dłonie instynktownie wędrują na uda blondynki, wspinając się
coraz wyżej. Lacey odnajduje drogę pocałunkami do moich ust. Łączymy wargi
łapczywie, bardziej, jak zwierzęta niż ludzie, łaknąc bliskości. Przerywamy tę czynność
tylko na chwilę, by wzajemnie pozbyć się górnych części garderoby. Nie wiem,
jakim cudem, ale zamiast twarzy Lacey, widzę Marisę. Chcę przetrzeć oczy, by
się upewnić, czy to tylko przywidzenie, lecz dziewczyna ponownie łączy nasze
usta w krótkich pocałunkach. Lekko odsuwam ją od siebie. Napotykam jej
zdziwione spojrzenie.
— Co jest?
— Wybacz,
Lacey, ale nie mogę… Nie chodzi tutaj o ciebie, po prostu ja… — Nawet nie wiem,
jak to wytłumaczyć.
— Wolałbyś,
żebym była kimś innym? — Uśmiecha się.
Dziewczyna
trafia w sedno. Nie rozumiem tego. Kiedy Turner zaczęła dla mnie tyle znaczyć,
że nie chcę już nawet tknąć żadnej innej kobiety? Nie mam pojęcia. Myślę tylko
o brunetce i jej zawiedzionym wyraźnie twarzy, gdy zostawiłem ją samą w pokoju,
kompletnie pijaną. Co się ze mną dzieje?
Lacey schodzi
z moich kolan, po czym podnosi z podłogi swój top, który na siebie zakłada. Zapala
papierosa i siada naprzeciwko mnie, na drugim fotelu. Cały czas czuję na sobie
jej wzrok, co pomału zaczyna być denerwujące.
— Sam nie
wiem… Ostatnio moje myśli krążą wokół jednej osoby. Nawet teraz, gdy jestem z
tobą. — Zapewne jeszcze bardziej się pogrążam.
— Zależy ci
na niej. Szczęściara… — Zaciąga się, a następnie wypuszcza dym z ust. — Jest tego
warta? Opowiedz o niej.
To pytanie
wydaje się łatwe, ale znalezienie odpowiedzi sprawia mi trudność. Próbuję
utrzymać swoją znajomość z Turner na poziomie koleżeństwa, żeby jej nie ranić,
a właśnie dzisiaj to zadaje jej cios.
— Jest dość
specyficzna. Bardzo często się złości, nasze pierwsze spotkanie to komedia
pomyłek, na każdym kroku szuka sposobności, żeby mi dogryźć. To jej mechanizm
obronny przed bliskością drugiego człowieka. Kiedy się ją bliżej pozna, można
dostrzec, jak strachliwą i zranioną jest osobą. Brak jej radości życia, rzadko się
uśmiecha, ale gdy to robi, sam się raduję. Przyciąga kłopoty, jak magnes, więc
mogę być księciem na białym rumaku, który ratuje ją z tarapatów. Czasem
zachowuje się dziecinnie, ale ma to swój urok. Nie mogę się przy niej nudzić, choć chwilami naprawdę mnie irytuje. Przyznaję, że nie znam jej zbyt
długo, ale dzięki niej doświadczam rzeczy, których wcześniej nie znałem. —
Opowiadam rozmarzony.
— Już
rozumiem, zakochałeś się.
— Co? To nieprawda.
— Nie chcę dopuścić tego do wiadomości.
— Możesz
zaprzeczać, ale wystarczy spojrzeć na ciebie, gdy o niej wspominasz. Nie
przestajesz się uśmiechać, jesteś nieobecny, pomimo jakichś trudności, usprawiedliwiasz ją. Spoko, rozumiem sytuację. Może kiedyś i ja znajdę faceta,
który będzie wpatrzony we mnie, jak w obrazek, podobnie, jak ty w opisywaną przez
ciebie dziewczynę.
Tak bardzo
chcę uniknąć tego uczucia. To najgorszy moment na jakiekolwiek miłosne
wyznania. Z resztą ona nigdy mnie nie zaakceptuje. Sam fakt, że przeze mnie
cierpi niewyobrażalnie i większość życia spędziła w sierocińcu, przemawia za
tym, iż nie mamy najmniejszych szans być razem. Po prostu muszę to zagłuszyć, zabić w sobie, by nikogo więcej nie zranić. Jednak to nie jest łatwe…
— Wpadłem po
uszy…
~~*~~
Aww miniaturka urocza. Cieszę się że mogłam przeczytać więcej o tym, co dzieje się między Marisą a Lukiem, bo w rozdziałach było mało takich momentów, a szkoda. Tych dwoje ewidentnie od samego początku ciągnie do siebie, tylko że oboje uparcie to wypierają. Rozumiem Lukea, że nie chce skrzywdzić jeszcze bardziej Marisy. W końcu zna przykrą prawdę o jej rodzicach. Gdyby jej o tym powiedział, znienawidziłaby go.
OdpowiedzUsuńMaggie
Między rozdziałami 23-24 to pominęłam, bo skupiłam się bardziej na akcji niż wątku romantycznym (w końcu piszę thriller), ale tu postanowiłam to nadrobić. Najgorzej jest ukrywać prawdę przed osobą, w której się zakochało, ale wyrządziło się jej już dość krzywd, by liczyć na coś więcej...
UsuńDziękuję za opinię!
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May