Promienie słoneczne, które
wdzierają się do pomieszczenia i rażą niemiłosiernie moje zamknięte powieki, sprawiają, że pomału je otwieram. Najpierw jedna przyzwyczaja się do światła,
później druga. Szkoda marnować na spanie tak słoneczny dzień. I oczywiście, dzień tak znienawidzony przez wszystkich uczniów. Dwudziesty siódmy stycznia, czyli początek roku szkolnego. Przechodzę powolnie z pozycji
leżącej do siedzącej. Wstaję jeszcze lekko zaspana podchodząc do drewnianej
szafy.
Jest mała, lecz dość solidna, gdyż na ubrania moje i mojej współlokatorki wystarcza. Zbytnich luksusów nie
mamy, jednakże nie można narzekać. Poza szafą posiadamy stolik, przy którym zwykle odrabiamy
lekcje oraz dwa, twarde łóżka z białą pościelą. W tym pokoju jest tylko jedno,
małe okno. Ściany są pomalowane w odcieniach szarości natomiast sufit — bieli. Na podłoga położone są panele imitujące drewno. Sierociniec nie rozpieszcza swoich podopiecznych, ale nie zapewnia im też spartańskich warunków. Mieszkam tu od śmierci rodziców. Nie mam w
rodzinie nikogo, kto może się mną zająć, dlatego muszę przebywać tutaj.
Dlaczego akurat Woodstown? Cóż, w Sydney nie ma już miejsc, a co innego w tej mieścinie.
Przynajmniej tyle, że posiadam dach nad głową. Nie ma co narzekać.
Otwieram dość powoli,
delikatnie drzwiczki szafy i rozpoczynam wertowanie ubrań. Jakiejś wielkiej
kolekcji tutaj nie mam. Wyjmuję pierwsze lepsze, czarne spodnie oraz białą
koszulę, do tego ręcznik i kosmetyczkę. Po wzięciu tych niezbędnych rzeczy w
dłonie, udaję się do łazienki. Niestety, posiadamy tylko trzy na całe piętro.
Zazwyczaj przysypiam, a potem muszę długo czekać, aż kolejka zmaleje, gdyż większość podopiecznych okupuje wszystkie toalety w niedogodnych momentach. To
zabiera niezwykle dużo czasu, gdyż na drugim piętrze mieszkają dziewczyny
mające od szesnastu do prawie osiemnastu lat. Zanim załatwią swoje sprawy, mijają godziny. Oczywiście, doprowadzają mnie tym do szału, ale nic nie mogę na
to poradzić. Podchodząc do drzwi najbliżej ubikacji i mocno chwytając za klamkę modlę się "bądź wolna". Kolejki przed toaletą niby nie ma, lecz w środku może już ktoś być.
W tym dniu najwidoczniej szczęście się do mnie uśmiecha, ponieważ łazienka jest
pusta. W przeciwieństwie do innych dziewczyn, ja załatwiam swoje potrzeby dwa
razy krócej. Może jest to spowodowane tym, że nie nakładam na twarz pięć
kilogramów makijażu tylko śladowe ilości. Zdejmuję z siebie piżamę i kładę obok, na jakimś krześle. Wchodzę do kabiny prysznicowej i odkręcam wodę, której krople pomału opadają na moje ciało. Wychodząc po dłuższej chwili, wycieram się
ręcznikiem i zakładam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Owijam włosy w
ręcznik, a następnie robię delikatny makijaż. Jedno mogę
przyznać po tych wszystkich latach ―
Lauren miała rację.
Przez te prawie osiem lat mój
wygląd znacznie się poprawił. Jestem dojrzała, mam dość długie, zgrabne nogi oraz
widoczny dekolt. Z moją przyjaciółką nie mam jak się porównać, gdyż od tamtej
tragicznej nocy nie widziałyśmy się już nigdy więcej. Nasz kontakt całkowicie
się urwał. Bardzo tego żałuję. Każdego dnia chcę do niej zadzwonić i
porozmawiać, ale brakuje mi odwagi. Po tylu latach ciszy mam nagle do niej
wydzwaniać?
Zrezygnowana biorę szpargały w dłonie i opuszczam łazienkę. Ruszam w stronę swojego pokoju,
aby się spakować. Będąc już na miejscu, składam piżamę i wrzucam ją do szafy
oraz doprowadzam swoją pościel do ładu. Kosmetyczkę chowam pod łóżkiem, jak
zawsze. Następnie spod niego wyjmuję małą, czarną torebkę, do której chowam
notes, długopis i telefon. Więcej na przywitanie roku szkolnego mi nie jest
potrzebne. Trzeba tylko zapisać sobie plan lekcji. Te lata minęły mi jak z
bicza strzelił. Trudno w to uwierzyć, że jestem już w trzeciej klasie liceum.
―
A ty jeszcze tutaj? ― To pytanie przerywa moje myśli.
Spoglądam na rudowłosą
dziewczynę wzrostem podobną do mnie. Ubrana jest w czarną sukienkę na
ramiączkach. Jej piwne oczy bacznie mi się przyglądają.
―
Przyszłam po ciebie i torebkę. ― Uśmiecham się.
―
I zamierzasz iść do szkoły z ręcznikiem na głowie? ― Moja współlokatorka
wybucha głośnym śmiechem.
―
A co nie mogę? ― Krzyżuję ręce na piersi.
―
Zdejmij go i zakładaj buty. Nie mamy czasu. ― Catia siada na swoim łóżku i zaczyna
zakładać czarne szpilki.
Wykonuję polecenie
przyjaciółki. Jeszcze mokre włosy opadają na moje ramiona. Nie ma co się
przejmować ich wilgotnością, wyschną mi po drodze. Podchodzę do łóżka i siadam
na nim. Pośpiesznie zakładam na nogi czarne koturny.
―
Nie powinnaś założyć przynajmniej spódniczki? ― Dziwi się ruda.
―
Nie widzę takiej potrzeby. ― Oznajmiam. ― Lepiej już chodźmy, bo zaczną bez nas.
Dziewczyna jedynie wzrusza
ramionami. Wychodzimy z pokoju, zamykając ostrożnie dębowe drzwi, aby nie narobić hałasu. Moja przyjaciółka nic na to
nie poradzi, że wolę bardziej chodzić w spodniach. Nigdy nie ubieram sukienek i szpilek. Nie posiadam takowych, gdyż są mi zbędne. Po
opuszczeniu terenu sierocińca nareszcie czuję wolność. Wiatr lekko mierzwi moje
mokre włosy, a promienie słoneczne je rozświetlają. Przynajmniej pogoda pomoże
mi wysuszyć czuprynę.
Dzisiejszego dnia ulice Woodstown są całkowicie zapełnione. Korki wydają się być kilometrowe. Na
chodnikach ludzie wpadają na siebie. Robią to jednak w wielkim pośpiechu i nie
zwracają większej uwagi, z kim się zderzają.
―
Nie ma to jak tłoczny poniedziałek. ― Rozpoczynam całkowicie znudzona.
―
To zwykły dzień tygodnia, jak każdy.
―
No niby tak, ale początki tygodnia są najcięższe. ― Oświadczam z boleścią.
―
Myśl o czymś innym. Mnie motywuje to, że od przyszłego tygodnia
rozpoczynam treningi Muay thai.
― Niemal śpiewająco wypowiada ostatnie dwa słowa.
―
Sama nie wiem po co Ci to. ― Mówię nie rozumiejąc zapału przyjaciółki.
― Pasjonuję się tajskimi sztukami walk. Poza tym przyda mi się do
samoobrony. ― Rudowłosa uroczo się uśmiecha.
―
W tym mieście, żeby przetrwać nie wystarczy znać jakiś śmiesznych sztuk
walki. Musisz mieć broń. ― Nie za bardzo popieram koleżankę.
―
Przesadzasz.
Niestety mam rację. To miasto
jest podobne do Sydney, jeśli chodzi o przestępczość. Tutaj również działają
gangi. Brutalnie mordują, gwałcą i nie wiadomo, co jeszcze robią. Zwykli
mieszkańcy żyją w ciągłym strachu, a policja jest bezradna. Każdego wieczoru
ginie kilka osób w niewyjaśnionych okolicznościach. Strach, jaki włada tym
miastem do końca zapuszcza swoje korzenie w każdym z mieszkańców.
Starają się wracać z pracy o wczesnych porach i nie wychodzą z domu po zmroku.
Jednak w wielu przypadkach na niewiele się to zdaje.
Wzdycham głośno. Przyglądając
się mijanym przez nas ulicom zauważam, że już prawie jesteśmy na miejscu.
―
Dobra nieważne. Nie było tematu. ― Odzywam się po dłuższej chwili.
Przechodząc przez parking, w
kierunku głównego placu, dostrzegamy grube beżowo-brązowe mury szkoły. Dopiero z
bliższej odległości w oczy rzuca się zbiorowisko uczniów. Jesteśmy troszeczkę
spóźnione, ale to nic. Nie lubię tych dłużących się przemówień i mam ogromną
nadzieję, że sporą ich część przegapiamy. Historia szkoły, jej dobre i złe dni
oraz wybitni uczniowie. Co roku to samo. Można się tym przejeść.
Wzrokiem staram się wyszukać
przynajmniej jednej osoby z mojej klasy. Nie jest to proste, gdyż wszyscy
uczestnicy są wymieszani. Nie chcąc się przeciskać przez masę ludzi, odpuszczam
i staję sobie na uboczu z Catią. Wyczekujemy dogodnego momentu, kiedy nasz
szanowny dyrektor przestanie pierniczyć tyle od rzeczy i pozwoli nam wejść do
środka. Nie należę do osób cierpliwych, a przedłużanie przemówienia
starszawego, siwego i zapełnionego zmarszczkami na twarzy człowieka, przyprawia
mnie o ból głowy. Krzyżuję ręce na piersi i zaczynam nerwowo tupać jedną nogą.
―
Jeśli ten stary piernik zaraz nie skończy, pójdę stąd na kawę i wrócę za
trzy godziny. Może wtedy się wyrobi. ― Szepczę rudowłosej.
Dziewczyna stara się
powstrzymać przed wybuchnięciem głośnym śmiechem, spoglądając na staruszka,
który od dawna powinien być na emeryturze. Taki człowiek może nawijać cały
dzień bez końca. Niestety my tyle czasu nie mamy, więc z łaski swojej może przyspieszyć swoje przemówienie, pomijając nieistotne fakty.
―
Widzę, że złośnica nie w humorze. ― Słyszę za sobą.
Odwracam się, rzucając tylko
groźne spojrzenie w stronę Jordana. Wyższy o prawie całą głowę ode mnie,
umięśniony blondyn z morskimi oczami, w których nie jedna dziewczyna tonie, staje obok mnie w eleganckim, czarnym garniturze.
―
Ale się odpicowałeś. ― Śmieję się cicho, żeby nie zwracać na nas uwagi.
―
No wiem, że wyglądam seksownie. Nie mam nic innego, a poza tym w
ostatnim roku szkolnym trzeba wyglądać przyzwoicie. Chociaż ten jeden raz.
W sumie to ma rację. Powinnam
się jakoś specjalnie wyszykować, ale nie chciało mi się. Na maturze może
zobaczą mnie w spódniczce. Jeszcze się zastanowię. O ile będzie mnie na nią
stać. To jest najgorsze. Wszyscy w klasie mają to, czego zapragną. Posiadają
bogatszych czy biedniejszych rodziców. I mimo wszystko tego nie doceniają. Ja,
Jordan i Catia nie mamy rodziców, wychowujemy się w jednym sierocińcu i
wiemy, czym jest prawdziwe nieszczęście. Nie lamentujemy, jak większość osób w
naszej klasie, że rodzice nie chcą im kupić jakiegoś nowego gadżetu. Obrażają się
na nich za to miesiącami. Jak można być tak niewdzięcznym? Gdyby zabrakło im
rodziców i zmuszeni by byli mieszkać w domu dziecka, inaczej by podchodzili do
całej sprawy. W wakacje letnie pracujemy dorywczo na zmywaku z przyjaciółką. To, co
zarabiamy, wydajemy na najpotrzebniejsze rzeczy, jakimi są ubrania. Na telefony
długo zbierałyśmy i kupiłyśmy je sobie w zeszłym roku. Do tego rudowłosa
odkładała jeszcze na kursy swojego ulubionego sportu Muay thai ― dopiero teraz
udaje jej się uzbierać wystarczającą ilość pieniędzy, by uczęszczać na treningi. Jordan
skończył osiemnaście lat na początku stycznia i od razu wyprowadził się do naszego
przyjaciela, Christiana. On również wychowywał się z nami w bidulu. Skończył już
szkołę i aktualnie pracuje. Jordan nie dość, że znajduje się w klasie maturalnej, to po szkole musi od razu iść do pracy. Wraca późnym wieczorem i odrabia
lekcje. Mało czasu ma na sen. Bardzo mu współczuję. Najlepiej miał w wakacje.
Przynajmniej czynsz opłaca na pół z Christianem. Z reszty pieniędzy, jakie im
zostają, stać ich na normalnie życie. Ja kończę osiemnaście lat za miesiąc, a
Catia dopiero w grudniu! Do naszej wyprowadzki jest więc sporo czasu. Swoje
pieniądze, które zarobiłam w poprzednim roku odłożyłam na wynajęcie jakiegoś
mieszkania. Nie jest tego wiele, ale zawsze coś. Potem muszę znaleźć
pracę i męczyć się jak Jordan. Nasze życie nie jest usłane różami. To nas różni
od rówieśników. Ich ręce są nieskalane pracą. Mają dłonie gładkie
niczym pergamin. Z tegoż powodu łatwo im wydawać pieniądze rodziców. Jakby
zarobili własne, ciężko byłoby im je wydać. Mimo tak beznadziejnej sytuacji, w
jakiej stawia nas los, jesteśmy szczęśliwi, bo mamy siebie. Jesteśmy
przyjaciółmi do grobowej deski. Łączy nas wspólne cierpienie, spowodowane
brakiem rodziców i zrozumienia. Dzięki temu nasza przyjaźń jest jeszcze
silniejsza. Wiemy, na swoich doświadczeniach, ile druga osoba musiała w życiu przejść.
Mamy szacunek do pracy, innych ludzi i pieniędzy, w przeciwieństwie do
niektórych. Nie brak nam pokory i dyscypliny. Musimy sobie radzić odkąd zabrakło
nam rodziców. Zaradność, pracowitość, oddanie, lojalność, słowność ― to nas cechuje. Nie
załamują nas niepowodzenia i nigdy nie się nie poddajemy, tylko idziemy dalej, z
podniesionymi głowami. Za to bardzo cenię sobie moich przyjaciół. To nasze
podobieństwo, ból i cierpienie, które przeżywamy.
―
Ziemia do Marisy! ― Przyjaciółka przywraca mnie do rzeczywistości. ― Już możemy wejść do szkoły.
Uśmieszek pojawia się na mojej
twarzy. Wreszcie koniec biadolenia. Zostają same formalności związane z
przywitaniem przez wychowawcę i podaniem nam planu lekcji. Bardzo mnie ta
wiadomość cieszy.
―
Odprowadzisz damy do ławek? ― Pytam, chwytając przyjaciela za rękę.
Catia robi to samo z drugiej
strony.
―
Pewnie.
Ruszamy pewnym siebie krokiem
w stronę głównego wejścia. Już mało kto jest na zewnątrz, więc możemy bez
przepychania się wejść swobodnie do środka. Nowo pomalowane ściany koloru
zielonego, gdzieniegdzie posiadają jakieś wzorki, które przypominają mewy. Wchodząc na pierwsze piętro po
schodach pokrytych kafelkami, czuję satysfakcję. Spowodowana jest pewnie tym, że
już niewiele zostaje mi do ukończenia tej szkoły. Trzeba dzielnie przebrnąć
przez matury z jak najlepszymi wynikami, a potem wybrać się na studia.
Interesującym mnie kierunkiem
jest psychologia. Chcę w przyszłości pracować jako psycholog dziecięcy.
Najchętniej podejmę pracę z dziećmi, które straciły rodzinę. W ten sposób
będę mogła im pomóc. Wiem, przez co przechodzą, co ułatwia współpracę z nimi. Znaleźlibyśmy wspólny język i jakoś doszlibyśmy do porozumienia.
Zamieszkałabym sobie w jakiejś kamienicy z Catią i razem opłacałybyśmy
rachunki. Najlepiej, żeby to była ta sama kamienica, w której zamieszkują
Jordan i Christian. Zapewne urządzalibyśmy sobie wieczorne maratony filmowe z
popcornem, chipsami i browarami. Oczywiście, nie przesadzając z trunkami
alkoholowymi. Żeby te plany mogły się spełnić w przyszłości, najpierw muszę zdać
maturę i skończyć studia. To moja motywacja do nauki. Wezmę się do pracy,
dostanę na te studia i je ukończę z dobrym wynikiem. Mam cel, do którego będę
dożyć wszystkimi możliwymi siłami. Chcę pomagać dzieciakom, które cierpią z powodu utraty bliskich, pokazać im, że nie są z tym wszystkim same.
Nam takiego wsparcia brakowało. Musieliśmy radzić sobie sami. Nie chcę dopuścić
do takiej sytuacji z przyszłymi pokoleniami osieroconych dzieci. Jak sama
przestępczość w Woodstown sugeruje, liczba sierot będzie wzrastała. Nie mogą
tracić nadziei na normalnie życie. Będą potrzebowały wsparcia, którym zamierzam
być za kilka lat.
Przekraczając próg naszej
klasy, jestem zmuszona puścić rękę blondyna. Zajmuję swoje miejsce, w ostatniej
ławce od ściany, a obok mnie siedzi Catia i potem Jordan. Ławki są jednoosobowe
więc siedzimy w pewnej odległości od siebie, lecz w tym samym, ostatnim rzędzie.
Mimo wszystko możemy sobie przesyłać sygnały gestami, jak dotychczas. Przyglądam się uważnie wszystkim tu obecnym. Dwadzieścia osiem osób
zajmuje pomału wyznaczone miejsca. Dziewczyny ubrane są w sukienki bądź
spódniczki, wszystkie maja długie, rozpuszczone włosy. Ja jestem jedynym
egzemplarzem w spodniach. Jakoś mi to nie przeszkadza. Chłopcy natomiast przyodziani w garnitury, bądź spodnie ze zwykłymi, granatowymi koszulami robią wrażenie. Wszyscy mają
krótko ścięte włosy. Cała klasa jest gotowa i zdeterminowana. Chcemy posiąść
całą wiedzę, która pomoże nam w życiu i ruszyć z nią naprzód.
Do klasy właśnie przybywa nasz
wychowawca, prof. Richard Collins. Nie musi on czekać, aż zajmiemy swoje
miejsca, gdyż wszyscy już siedzimy na nich. Mężczyzna po
pięćdziesiątce, mający włosy koloru czarnego oraz niebieskie oczy, ubrany jest w
granatowy garnitur. Uczy nas matematyki. To przykładny wychowawca, który wymaga
od nas wiedzy ze swojego przedmiotu, jak inni nauczyciele. Nie traktuje nas
specjalnie z uwagi na to, iż jesteśmy jego klasą. Wspiera nas duchowo, kiedy
chodzimy się poprawiać na trójki, czwórki i piątki, ale ze swojego przedmiotu nie
odpuszcza. Wyciska z nas solidną wiedzę. Właśnie mniej więcej z tego powodu
jesteśmy jedną z najlepszych klas w szkole. Posiadamy najwyższą średnią. Nie ma
u nas ucznia ze średnią poniżej 4.0. Ambitni, rządni wiedzy, młodzi i
zdeterminowani ―
to właśnie my.
―
Witajcie moi kochani w tym szczególnym roku. ― Zaczyna wychowawca. ― Nazywam go
szczególnym, ponieważ jest on ostatnim. Wyznaczy waszą dalszą drogę.
Jestem niezmiernie dumny, że możemy się tutaj spotkać wszyscy w
komplecie. Nie mogę sobie wymarzyć lepszej klasy i żal mi się z wami rozstawać.
Odwróćcie się i spójrzcie na zdjęcia za wami. ― Na te słowa wszystkie głowy kierują się w miejsce, które polecił profesor.
Na lekko wyblakłej, żółtej ścianie
widnieją zdjęcia wszystkich klas, jakich do tej pory, prof. Collins był
wychowawcą.
―
Oni wszyscy byli moimi wychowankami. ― Kontynuuje. ― To cudowne dzieci, które są na
studiach, bądź pracują. Za niedługo i wasze zdjęcie klasowe zostanie tu
umieszczone. Spójrzcie na mnie. ― Wydaje kolejne polecenie, które realizujemy. ―
Żadna moja klasa nie miała średniej poniżej 4.0. Jesteście spadkobiercami tej
tradycji i mam nadzieję, że i w tym roku ją kontynuujecie. Nie zawiedźcie mnie.
Zróbcie wszystko, by zdać maturę z jak najlepszymi wynikami oraz zakończyć
szkołę z dobrymi ocenami. Wszyscy nauczyciele chcą w tym pomóc. Przygotowywaliśmy
was do tego od dwóch lat. Teraz czas na powtórki. Mógłbym tak nawijać cały
dzień, ale pewnie bym was zanudził. Rozpiszę plan lekcji na tablicy i w tym
dniu to będzie wszystko. ― Nauczyciel bierze jeden z mazaków i rozpoczyna wypisywanie wszystkich przedmiotów, jakie będziemy mieli jutro.
Siedem lekcji. Następne dni
wyglądają podobnie. Więc się zaczyna. Ostatnie podrygi, końcowe przygotowania
do matury. Ten czas zlatuje naprawdę szybko. Teraz stajemy przed
najtrudniejszymi wyborami. To dopiero po zdaniu jakże ciężkich egzaminów, ale
trzeba być i na to gotowym. Wierzę, że sobie poradzimy. Innej opcji nie ma.
―
A więc plan wygląda tak. ― Wychowawca wskazuje ręką na tablicę. ― Może on oczywiście ulec zmianie. Czy macie jeszcze jakieś dodatkowe pytania?
Cała klasa siedzi cicho, jak
myszy pod miotłą. Nikt nie raczy się odezwać. Najwyraźniej jeszcze trochę minie, nim wrócimy do szkolnego trybu i chcemy skorzystać jeszcze z dostępu do słońca, skoro utrzymuje
się na niebie. Nie zasłaniają go żadne chmury.
―
W takim razie widzimy się jutro. Do zobaczenia.
Dwadzieścia osiem krzeseł
gwałtownie się odsuwa, tworząc spory hałas. Nic na to nie poradzimy. Wsuwamy je z
powrotem, po czym ruszamy ku wyjściu.
―
To teraz idziemy do kawiarni? ― Pyta Catia.
―
No raczej. ― Odpowiadam.
Znowu chwytamy za ręce naszego
przyjaciela. To musi dziwnie wyglądać w oczach pozostałych uczniów, którzy nas
nie znają, ale nie dbamy o to. Jordan idzie dumnie z ogromnym uśmieszkiem na
twarzy, którym wywołuje u nas śmiech.
―
Przyda się tu jeszcze Christian. — Rozpoczynam. ― Jakoś nie mogę przywyknąć do tego, że już
skończył szkołę i nie czeka na nas przy wyjściu.
―
Niestety, pracuje. Dorosłe życie jest trudniejsze niż może się wydawać.
Musimy się z tym pomału oswoić. Mamy jeszcze trochę czasu, ale to tylko
miesiące. Potem trzeba zacząć pracować i studiować jednocześnie. ― Wypowiada ruda
zbolałym głosem.
―
Zgadzam się z tobą. Mamy jeszcze trochę czasu do tego. ― Uśmiecham się. ― Lepiej przyspieszmy,
bo zamkną kawiarnię zanim tam zajdziemy.
Przyjaciele przyznają mi rację
skinieniem głów i zwiększają tempo kroku. Tym razem przy drzwiach zebrany jest
spory tłum. Przeciskanie się przez gromadę uczniów powoduje, że gubię Catię i
Jordana. Jakimś cudem udaje mi się wydostać na zewnątrz, zgnieciona przez grupę
chłopaków. Opieram się o jeden z filarów i czekam, aż z tłumu wyjdą moi
przyjaciele. Wyłaniają się dosłownie chwilę później. Przepełnieni dobrymi
humorami, kierujemy się w stronę naszej ulubionej kawiarni
"Delicious". Nazwa trochę przesadzona, ale mają naprawdę dobrą kawę.
Do tego, oczywiście, bogaty wybór deserów. Na samą myśl o ciastach, babeczkach,
pączkach i innych specjałach czuję, jak mój żołądek domaga się skosztowania
kilku tych rozmaitych pyszności. Dopiero w tej chwili, uświadamiam sobie, że nie
jadłam śniadania, bo było o zbyt wczesnej porze. Do szkoły ledwo udało mi się
przygotować, ale na posiłek czasu nie starczyło. Coś za coś. Wybrałam dłuższy
sen kosztem śniadania. Cały czas tak robię i jestem do tego przyzwyczajona. Nic
nie poradzę na to, iż śpioch ze mnie. Widok dość obszernego, kremowego budynku
z ogromną, białą filiżanką na samym środku budowli przyprawia mnie o zachwyt.
Rozdział pierwszy właśnie się pojawia. Niestety mam teraz mało czasu przez naukę, ale akurat kilka rozdziałów napisałam o wiele wcześniej. xD Trzeba wprowadzić trochę nudnych postów, aby potem mogła pojawić się jakaś akcja. :P Ten wyjątkowo udał mi się pod jednym względem — nudny jak flaki z olejem. xD W każdym razie zbliżają się ferie (mam je ostatnia, ale to tylko szczegół), a co to oznacza? Nadrabianie zaległości na waszych blogach, ponieważ trochę się ich nazbierało. Największe zaległości mam u Taka Miłość i CM Pattzy, za co przepraszam kochane, ale w czasie ferii nadrobię wszystko. To samo tyczy się pozostałych czytelników. Przyjaciółka głównej bohaterki nie bez powodu nazywana jest "Ruda". Postać stworzona na cześć mojej czytelniczki. :)
Nie lubię nudnych rozdziałów, ale ten aż tak bardzo nie przymulał, żebym siedziała i patrzyła skupiona w ekran bez żadnego wielkiego uśmiechu.
OdpowiedzUsuńChyba znalazłam coś wspólnego ze mną - mój wychowawca też uczy mnie matematyki, nie jestem cierpliwa i nie lubię sukienek oraz szpilek. Ciekawa jestem ile jest takich kobiet na świecie. xD
Rozdział niesamowity no i nie zawiodłaś mnie. :D A gdy patrzyłam na te opisy to po prostu wow. Powinnaś napisać książkę. XD
Czekam na drugi z niecierpliwością. Dalej życzę ogromnej dawki weny. c;
No niestety nudne rozdziały też muszą być xD Trochę się bałam, że ten zanudzi czytelników na śmierć, ale oddycham z ulgą xD Ciekawe czy kolejne nie doprowadzą Cię kochana do wniosku, iż to jednak totalna nuda :P Mało jest dziewczyn, które nie lubią sukienek oraz szpilek (ja też akurat należę do tej mniejszości) :P Trafiłam z tą matematyką w czuły punkt xD Dziękuję bardzo za wiarę i słowa wsparcia!! Jesteś kochana!! :)
UsuńNajpierw zaciekawił mnie opis.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jest to zwykła historia. Potem przyszła kolej na reszte. Przede wszystkim podoba mi się Twój styl. Czyta się przyjemnie i widać, że piszesz z pasją. A to robi nie każdy. Wiadomo nie zawsze ma się czas na pisanie, ale ty się starasz i to naprawdę widać. Stworzone przez Ciebie postacie i miejsca są naprawdę ciekawe. Niewiele się działo dzisiaj, ale pozwoliłaś poznać bohaterkę. Wydaje mi się iż sporo dałaś bohaterce od siebie. Wielu autorów tak robi ale nie każdy umie dokłądnie odtworzyć własne "ja". Chociaż mogę się mylić. Po za tym historia ma wiele ciekawych i intrygujących wątków.Ogółem naprawdę możesz być z siebie dumna. Szczególnie te opisy, emocje i uczucia. Wszystko w jaki sposób wyraża się bohaterka jest naprawdę fantastyczne. I przede wszystkim wie czego chce od życia. Nie jest zagubioną dzierlatką która nie wie po co żyje na świecie. Osobiście pozostaje pod wrażeniem.
Życzę weny i pozdrawiam.
www.autorska-strefa.blogspot.com
Dziękuję bardzo :) Pisanie to moja pasja i wkładam w to całe serce ;D
UsuńBłędnie zapisujesz dialogi. Brak spacji, stawiasz kropki tam gdzie nie powinno ich być, a małą literę po kropce. Już wyjaśniam o co mi chodzi.
OdpowiedzUsuń"-A co nie mogę?- krzyżuję ręce na piersi." - poprawny zapis to "- (spacja) A co nie mogę? (spacja) - Krzyżuję ręce na piersi".
Małych liter w dialogach używasz, gdy jest to dokończeniem wypowiedzi, odnosi się do wypowiadanych słów, np: powiedział, zapytał, spytał, zadał pytanie, przynudzał, mówił. Natomiast jeśli osoba wypowiadająca się coś robi, np: krzyżuję łapska, chwyta za telefon, włącza telewizor, to jest to po kropce i z dużej litery.
Jest bardzo dużo powtórzeń, takich typu "odkręcam wodę", kawałek dalej "krople wody". To samo ze śladowymi ilościami makijażu - dwa razy wspominasz o tym samym. Rozumiem, że bohaterka ma już taki styl, że jojczy i powtarza się po kilka razy?
Nie wydaje mi się, że dobrze oddałaś klimat domu dziecka. Nie przesadzajmy, że jest to taka ruina, zwłaszcza w Ameryce. To nie kraj trzeciego świata. Sprawdź dokładnie jakie są warunki w państwie o jakim piszesz, by nie tworzyć fantasty w obyczajówce.
Początek nudny. Ostatnio odnoszę wrażenie, że za dużo osób zaczyna od "poszłam się umyć, ubrać, spakować, umalować..." Czy ona to robiła jakoś specjalnie, wyjątkowo? Nie. To po co o tym 30% rozdziału? Taki zapychacz?
"- Musisz mieć broń - nie za bardzo popieram koleżankę"
Poprawka:
- Musisz mieć broń.
Nie za bardzo popieram koleżankę.
Po prostu mówi koleżanka, a nie popiera główna bohaterka, czemu więc napisałaś tak jakby ona sama to mówiła, a potem o sobie mówiła "koleżanka"?
Nie należy do osób cierpliwych, a sama tak przedłużyła przemówienie początkowe, że... znacznie bardziej chyba niż ten dyrektor.
Już nie przesadzajmy tak o tych gładkich dłoniach i o szacunku dzieci z domu dziecka. Tam też są dzieci z patologi, które nie szanują niczego i idą w ślady rodziców. Brak mi więc tutaj realizmu. Chodziłam do szkoły nieopodal domu dziecka i wiesz co? Palili, klęli, dostawali kieszonkowe, ubiorówkę. Jeśli tak jest w Polsce, to w Ameryce tym bardziej.
Bidul nie ma funduszy? Wiesz ile taka placówka dostaje na każde dziecko? Sprawdzałaś?
Aby wynajmować mieszkanie, pracować i płacić rachunki trzeba jej matury i studiów? Nie do końca tak jest. No chyba, że chodzi jej konkretnie o tę pracę, to wtedy tak, musi coś skończyć, ale czy akurat studia? Może starczy liceum i jakiś kurs.
Wszyscy chcą zdobyć całą wiedzę świata. Nie przesadzajmy. Chyba zawsze się trafi jakiś nieambitny, nie? A jeśli nie, to maja cholernie nudną klasę, najprawdopodobniej składającą się z samych kujonów i nudziarzy.
Tacy biedni, ale po kawiarniach się rozbijają?
Brak opisów postaci, tych głównych, np nie wiem jak wyglądają jej przyjaciele, jak się zachowują gdy mówią.
Widać, że na opowiadanie masz pomysł, ale póki co jestem na nie. Każdemu opowiadaniu daje szansę do kilku rozdziałów, u ciebie to jest dopiero pierwszy, ale ten brak realizmu mnie przeraża, zwłaszcza, że opowiadanie dzieje się w naszych czasach, w XXI wieku, tak? Jest też nudna narracja. Nie każdy rozdział musi być taki mega mocny itd, ale u ciebie bohaterowie się nie popisali, są po prostu nudni. Czekam aż to ulegnie zmianie.
Ale to tylko moje zdanie, każdy ma inny typ i niektórzy mogą być twoim opowiadaniem zachwyceni. Mnie brakuje tego czegoś, jakiegoś powera, takiego jaja mi brak.
Pozdrawiam
takamilosc.blogspot.com
Rozumiem, że nie wszystkim moje opko przypadnie do gustu, ponieważ każdy jest inny. Ja nie piszę obyczajowej opowieści tylko thriller xD Mimo, iż te miasta faktycznie istnieją to kreuję je i wszystko w nich według upodobania. Faktów nie sprawdzam, bo opowieść jest moja i mogę pisać w niej wszystko jak uważam :) Jeśli chodzi o źle postawione przecinki czy powtórzenia odpowiem jedynie, że jestem tylko człowiekiem i mam prawo popełniać błędy, ponieważ nikt nie jest idealny. Staram się je korygować, ale nie wszystkie wyłapię od razu. Pisząc więcej i czytając poprawiamy swoją pisownię. Trzeba na to trochę czasu :) Jestem jedynie amatorką, która umieszcza swoje prace na blogosferze. Przecież nie piszę ich na ocenę czy na jakiś konkurs :P Mimo wszystko dziękuję za opinię. Uzasadniona krytyka pomaga doskonalić nas samych ^^
UsuńAkurat błędy zdarzają się każdemu i to normalne. Sama nie ogarniam interpunkcji, więc napisałam ci tylko o tym co wiem.
UsuńNajbardziej mnie jednak razi taka przekłamana rzeczywistość - czerń i biel.
Przekłamana? Pokazuję tutaj jak dziewczyna to sobie wyobraża, ale wszystko wygląda inaczej :) Trzeba stwarzać pozory xD Ja nie opisuję naszej rzeczywistości tylko akurat tą, którą wymyśliłam :P
UsuńE, nie powiedziałabym, że było tak nudno. Dało się przez to przejść. Może nie było znacznej akcji, ale jednak jakoś tam poznaliśmy życie Marisy po tej katastrofie, która ją spotkała (brakuje mi jednak opisów jej znajomych). Nie wszystko jednak jest czarne i białe, są też odcienie szarości. Wątpię, aby wszyscy z bidula byli mądrzy, sympatyczni i dobrzy. Niekiedy jest całkowicie odwrotnie. Uważam też, że dzieciaki z biedniejszych rodzin też mocno cenią wartość pieniądza i nie szastają kasą na lewo i prawo.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Marisa ma swoją grupę przyjaciół — to ważne, bo zawsze może liczyć na kogoś pomoc. Co do jej dawnej przyjaciółki to... Cóż, to nie tylko wina Marisy, że straciły kontakt. Louren i jej rodzice również mogli się nią zainteresować, a skoro tego nie zrobili, to może ich przyjaźń nie była tyle warta?
Czekam na dwójkę. Co do zaległości u mnie, to raczej ich nie masz, bo z blogiem startuję pierwszego lutego :)
Pozdrawiam, CM Pattzy!
No niestety nie jestem zbyt dobra w opisach i cały czas nad tym pracuję :P Ja nie pokazuję tutaj, że wszystkie dzieci z sierocińca są idealne :) Marisa ma takie wyobrażenie względem swoich przyjaciół, lecz oni nie są jedyni w tym bidulu xD A nawet tak myśląc można się bardzo pomylić :P To ja już chyba nie wyrabiam... xD
UsuńMasz sporo błędów w zapisie dialogów. Nie chcę się czepiać o to, bo pamiętam jak ja pisałam na samym początku mojej 'kariery z blogiem', ale wiem też, że opinie innych ludzi i takie wytyki mi bardzo pomogły. Bo bez tego nie zawsze wiemy na co zwrócić większą uwagę, co zmienić, nad czym popracować. A pracy jednak trochę przed tobą jest;) Przede wszystkim dialogi. Nie używaj - (dywiz) chociaż szybko się go pisze. Zamiast tego wstawiaj pauzę lub półpauzę czyli te dłuższe kreseczki. Po nich MUSI być spacja. Np. to:
OdpowiedzUsuń-Ale się odpicowałeś- śmieję się cicho, żeby nie zwracać na nas uwagi.
powinno wyglądać:
— Ale się odpicowałeś! — śmieję się cicho, żeby nie zwracać na nas uwagi.
Ten wykrzyknik dodałam, bo moim zdaniem tak brzmi to lepiej. Radziłabym też zaznajomić się z dodawaniem akapitów. Tekst jest bardziej przejrzysty i przyjemniej się czyta. Tym bardziej, że masz dość długie opisy i aż się czasem prosi, żeby zacząć coś od nowej linii, nowego akapitu. Wtedy lepiej się czyta taki słup tekstu ;)
Trochę zgadzam się z Taka Miłość odnośnie charakterów tych dzieciaków. Tutaj wszyscy się wydają tacy grzeczni, fajni, mili i aż dziwne, że bohaterka nie chce tam zostawać! Ale mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach pokażesz tło, które nie będzie ani czarne, ani białe. Bo rozumiem, że w jednym rozdziale, naraz nie da się wszystkiego opisać, także nie dziwię się, że jeszcze tego nie ma:D Ale mam nadzieję, że będzie. I że ta historia będzie bogata w różne wątki i wydarzenia.
Nie wiem co więcej napisać, więc po prostu poczekam na nowy rozdział;)
A, i lepiej brzmi "tajskie sztuki walki" niż "tajskie walki". Bo chodzi o sport, w tym wypadku boks, a nie jakieś tam walki. Więc to "sztuki" aż się prosi;D
Pozdrawiam! ;**
No jeszcze sporo pracy przede mną. Wytykanie błędów pomaga nam się poprawiać i w pełni się z tym zgadzam :) Nad akapitami i pauzami :P W jednym rozdziale wiadomo, że całej opowieści nie przedstawię :P Na ten moment wszystko wydaje się być idealne, ale czy na pewno? Uwielbiam stwarzać pozory :) Historia będzie posiadała dużo różnych wątków :D Napisałam "tajskie walki"? Omg myślałam, że "tajskie sztuki walki"... musiałam przypadkiem skasować w wordzie jak poprawki robiłam grr xD
UsuńChciałem tylko napisać Rudej, że co do zapisów dialogów, to ja chyba przestanę na to zwracać uwagę, bo nagminnie dużo osób pisze je błędnie, a gdy się ich powiadomi o tym, to uznają, że mają do tego prawo i w kolejnych rozdziałach i tak tego nie poprawiają. Nie chodzi mi o to, by od razu być perfekcjonistą, bo sam nie jestem, ale wydaje mi się, że ogarnięcie interpunkcji czy niektórych wyjątków ortograficznych albo stylistyki jest trudniejsze od zapamiętania by po myślniku postawić spację. Rudej polecam, by zobaczyła jak zapisują na Wattpadzie, bo tam to już mnie chyba nic nie zdziwi :)
UsuńMuszę jednak poprzeć koleżanki (o ile mogę tak panie Taką Miłość i Rudą nazwać). Przedstawiasz świat dzielony na czerń i biel co odbiera pole do popisu i także mam nadzieję, że to się zmieni po jakimś czasie. Kolejna sprawa to te miasta, które istnieją. Jeśli istnieją, a opowieść jest osadzona w naszych czasach, to powinno się zdobyć nieco informacji, by nie pleść pisanych banialuk. Ja jestem przeciwny pisaniu o czymś o czym nie ma się pojęcia, bo potem wychodzą różne kwiatki. Małolaty zaczynają pisać o grupce gówniarzy z NY, a edukacje mamy polską i nagle gdzieś tam walutą staję się Euro. Mnie osobiście to nieco zraża do opowiadania, bo zadaję sobie pytanie - po co autorka wybrała na miejsce akcji miasto, o którym nie ma bladego pojęcia? Jeśli chciałaś stworzyć własną rzeczywistość, odrębną, miasta o swoim ustroju, własnej polityce i systemie edukacyjnym, to mogłaś to uczynić od podstaw - zaczynając od nazwy. Dużo osób tworzy wyspy, które nie istnieją, takie państwa czy miasta i jest to dużo lepsze, moim zdaniem, niż przekłamanie rzeczywistości. Jeszcze lekkie oderwanie od rzeczywistości byłoby ok, ale bajerowanie czytelnika na każdym kroku, już niekoniecznie.
No i wypatrzyłem literówkę "potem musi zacząć pracować..." musisz, musimy, musiał. Wydaje mi się, że powinno być tam coś innego, ale nie musi.
To tyle i lecę do kolejnego, z nadzieją, że tam będzie barwniej, a nie czarno-biało.
Racje masz ty, Ruda i Taka Miłość. Staram się poprawiać wszystkie błędy i opisywać wszystko realne jednak nie jest to moją mocną strona (opisy ludzi i miejsc). Oczywiście już miasto z realnego zostało zmienione na wymyślone więc myślę, że teraz nie powinno być problemu. Dziękuję za zwrócenie uwagi na literówkę xD Dopiero teraz ją zauważyłam xD
UsuńKażdy ma odmienne zdanie. Może wyglądać to miasto jak czarno-białe choć ja tak nie uważam :)
Hejo kochana po raz kolejny! :3
OdpowiedzUsuńRozdział tak jak prolog bardzo mi się spodobał. Może dużo się nie działo. Było spokojnie, ale ciekawie. Dzięki takim rozdziałom bliżej poznajemy główną bohaterkę :D
Może to dopiero pierwszy rozdział, ale polubiłam Marisę. Już od samego początku przypadła mi do gustu :D Szkoda, że straciła kontakt z Lauren. Były przyjaciółkami. Przecież mogły do siebie dzwonić, czy coś. Ja ze swoją przyjaciółką nie potrafiłabym tak zerwać kontaktu. No ale z drugiej strony Marisa ma ciężką sytuację. Szkoda, że nie ma nikogo z rodziny, kto mógłby ją przyjąć :/
Dom dziecka ma też swoje zalety. Mam na myśli przyjaciół, których obecnie ma. To chyba w tym wszystkim najważniejsze :D
Hah. Też nie lubię tych kazań w szkole xD Ja mam już 2 nauczycieli, którzy dawno powinni być na emeryturze. A może i 3...?
Ooo. Marisa chce zostać psychologiem dziecięcym. To jak jak ja niedawno planowałam xD Jednak mamy ze sobą coś wspólnego :D
Nie mogę doczekać się, aż akcja w końcu się rozwinie :D Zanim przeczytałam ten rozdział to 2 razy obejrzałam zwiastun i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać xD
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Tak czasem bywa. Z jednymi traci się kontakt, ale spotykamy innych xD Właśnie takie trochę nudne rozdział pozwalają poznać bohaterów, a chcę przybliżyć czytelnikom postać Marisy. To faktycznie masz kochana coś z nią wspólnego :P Zwiastun posiada sporo podpowiedzi dotyczącej akcji xD Dziękuję bardzo !! :*
UsuńHejka :D
OdpowiedzUsuńZasadniczo, z punktu widzenia osoby, która ma rodziców, ciężko tak wczuć się w sytuację bohaterki, co jednak nie oznacza, że ma kretynów w klasie. No bo sorri, mają już po 17-18 lat, niech się wezmą za siebie i coś zarobią, a nie tylko Mamo daj, bo chcę! Trochę rozpuszczone to wszech towarzystwo.
Co jak co, ale przeżycie choćby jednego dnia w sierocińcu, to masakra. Jedna łazienka na całe piętro? I to jeszcze dla JEDNEJ osoby?! Czy oni mają coś takiego jak mózg?! Czy pomyśleli chociażby o tym, że tu ludzie będą żyć?
A tak poza tym... to makijaż można sobie robić w spokoju, do lusterka, a nie zajmować łazienkę innym. :/
Pozdrawiam :*
No właśnie. Trochę trudno przychodzi pisanie o takich rzeczach osobie, która tego nie doświadczyła. Mimo wszystko się staram ;) Nie przedstawiam tutaj świata idealnego jak miałam do tej pory w zwyczaju. Rozpuszczone dzieciaki, tragedie, morderstwa itd. xD Mogą, ale tutaj są wredne osoby i specjalnie zajmują łazienkę, aby inni musieli czekać xD
UsuńDziękuję za opinię :*