Siedzę w domu mojej najlepszej
przyjaciółki, Lauren. Dość często do niej przychodzę po lekcjach i zostaję do
późna. Zarówno moim jak i jej rodzicom to nie przeszkadza. Głównie coś tam
sobie rysujemy na kartkach, śpiewamy lub przebieramy się w ciuchy pani Bailey.
To nam odpowiada. W końcu jesteśmy dziećmi. Co prawda, Lauren jest ode mnie
starsza o trzy lata, ale mimo wszystko świetnie się dogadujemy.
—
Zobacz, co mam! — Krzyczy uradowana.
— Jakieś pisemko dla starych bab. Przeglądniemy? — Widzę szyderczy uśmiech malujący się na
jej twarzy.
— Tak! Dowiemy się, o czym będziemy plotkować w
przyszłości, ile zmarszczek nam prawdopodobnie wyskoczy. — Ledwo powstrzymuję wybuch śmiechu.
Zerkam trochę na zegarek, a
trochę na przyjaciółkę. To młoda, ładna, zgrabna blondynka o
szmaragdowozielonych oczach. Czasem przy niej czuję się taka mała i brzydka.
—
Czy coś się stało? — Pyta, widząc moją naglą zmianę nastroju.
Chwilę patrzę się przed siebie, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. To zwykłe kompleksy dziecka, które stara się już
dorosnąć. Nadal jednak jestem jeszcze dzieckiem i nie wyrastam z dziecinnych
zabaw w piaskownicy. Udawanie z koleżanką starszych i dojrzalszych przed
chłopakami, aż tak nam nie wychodzi. Przynajmniej mnie. Lauren akurat radzi
sobie świetnie. Ma znakomite kontakty z chłopakami, ubiera się jak
gimnazjalistka w obcisłe, krótkie spódniczki oraz koszulki z dużymi dekoltami i
do tego jest ładna. Jedynym minusem, którego nie widać na pierwszy rzut oka
jest zamiłowanie do starych, dziecinnych zabaw. To głównie łączy nas obydwie.
Kiedy dorośniemy? Nie mam zielonego pojęcia.
—
Hm? — Krzyżuje ręce na piersi czekając, aż udzielę odpowiedzi.
— Nie, nic. Zastanawiam się, co teraz robią moi rodzice. Siedzą w domu
czy jeszcze w pracy. — Odpowiadam.
W sumie to również mnie
ciekawi. Do mojej przyjaciółki przychodzę po szkole również z tego powodu. Nie
chcę przesiadywać sama w pustym domu. Ogarnia mnie strach w niektórych
pomieszczeniach, których wolę unikać.
—
Nie mam pojęcia. Podobnie mnie zastanawia, co porabia mój brat. — Pociera brodę palcami.
—
Jestem bardzo częstym gościem w tym domu, jednakże nie miałam okazji go
poznać.
—
Ciągle pracuje i nie ma praktycznie czasu na przesiadywanie w domu. Rodzice nie są z niego dumni, ale dla mnie jest idolem. — Opowiada o nim z tak pełnym przekonaniem, że nie można w to nie uwierzyć.
Dość szybko wracamy do
przeglądania kobiecego magazynu. Znajdują się w nim głównie najcenniejsze
porady, jak pozbyć się zmarszczek, na co wybuchamy głośnym śmiechem, jakieś
domowe metody medyczne oraz przepisy na różne ciasta, którymi najbardziej się
zachwycamy. Na zdjęciu wszystko wygląda ładnie.
—
Dziewczynki macie może ochotę napić się czegoś? — Pyta mama Lauren stojąca przy drzwiach.
—
Może soku? — Przyjaciółka spogląda w moją stronę, a ja tylko przytakuję.
Wieczór zapowiada się bardzo
miło. Po przewertowaniu całego pisma, postanawiamy przejrzeć internetowe
źródła zawierające informacje na temat naszej mieściny. Trzeba lepiej ją poznać, skoro mieszkamy tutaj już tyle lat. Przeglądając każdą kolejną stronę zaczynamy
żałować podjętej decyzji. Artykuły o morderstwach i gwałtach w Sydney wyskakują najczęściej.
—
Co za brutalne zwierzęta mogły zrobić coś takiego? Ludźmi się ich nie da
nazwać. — Pytam, zapoznając się z krótką wiadomością o kolejnej makabrycznej zbrodni.
Artykuł ukazuje nieciekawą treść — brutalnie pobita i
zgwałcona dziewczyna, niewiele starsza od nas. Miała może z szesnaście lat... Jedynie zostają wstawione filmiki z wypowiedzią rodziców bądź zdjęcia zmarłej, pochodzące zapewne z albumu. Rodziciele dziewczyny twierdzą, że wyszła na imprezę, z której nie wróciła.
Nawet nie jest nam dane doczytać tego do końca, gdyż czyjaś ręka zamyka laptopa
z ogłuszającym łoskotem.
—
Co wy czytacie? — Głos mamy Lauren jest oburzony.
—
No my... my... —
Lauren zaczyna, ale zdanie nie chce przejść przez jej gardło — ... Szukamy
informacji o naszym mieście, żeby się czegoś o nim dowiedzieć i... — Przełyka głośno ślinę — I wyskakują właśnie
takie artykuły na temat Sydney.
—
Nigdy więcej nie przeglądajcie takich stron, zrozumiano?
Przytakuję razem z Lauren
rozzłoszczonej kobiecie. Pani Bailey chcąc mieć pewność, że jej posłuchamy, zabiera ze sobą laptop. Z przyjaciółką siedzimy dłuższą chwilę, zastanawiając
się nad tym, co właśnie kilka minut temu przeczytałyśmy. Sydney to nie jest
kolorowe miasteczko, jak wszyscy myślą. Zaczynam mieć lekkie obawy czy wracać
dzisiaj do domu. Po drodze może kręcić się wiele niebezpiecznych typów. Nie
chcę okazywać przyjaciółce zmartwienia tym i staram się na nią nie patrzeć.
Mój wzrok przelatuje po całym
pokoju. Począwszy od dębowych drzwi wejściowych przez ogromną szafę na ubrania
oraz nieopodal niej, jednoosobowe łóżko z kolorową pościelą, aż po biurko, przy
którym siedzimy na obrotowych krzesłach. Za blatem znajduje się jedno, małe
okno. Również moim oczom nie umyka duży, puchaty, koloru białego dywan na samym
środku pokoju. Ściany w odcieniach beżu dają temu pomieszczeniu łagodny wygląd. Znam
ten pokój jak własną kieszeń, w końcu z Lauren najczęściej tutaj przesiadujemy.
—
Marisa... spójrz na mnie.
— Mówi spokojnie.
Pomału, ale niechętnie kieruję
wzrok w stronę przyjaciółki. Oczywiście robię to tak wolno, żeby wydłużyć
chwilę, zanim spotkają się nasze oczy. Mój wzrok wspina się po niej, lustrując
moją koleżankę na wylot. Czarne, obcisłe spodnie leżą na niej doskonale,
następnie biały top z czarnym nadrukiem: "Keep Calm And Press
Ctrl+Alt+Del". Złoty łańcuszek umiejscowiony na szyi z inicjałami
"L&M", oznaczającymi "Lauren&Matthew". Matt to brat
Lauren. Podarował jej ten naszyjnik rok temu na urodziny. To jej najcenniejszy
skarb. Przejeżdżam wzrokiem po jej dwóch, złotych kłosach, docierając na kolejny
przystanek, jakim są jej drobne usta oraz zarumienione policzki. Potem również
dość mały nosek. Zaraz po uszach docieram do jej szmaragdowych oczu. Spoglądam
w nie lekko wystraszona.
—
Może jednak chcesz zostać u nas na noc? — Jej głos jest bardzo przejęty.
—
Rodzice to by mnie chyba za to zabili. — Mówię. — Zajmijmy się lepiej przymierzaniem
ciuchów. — Podaję
propozycję mającą na celu zajęcie nas i naszych myśli.
—
W czym Ci to pomoże?!
— Lekko się oburza.
—
Nie będziemy myślały o tym, co przeczytałyśmy. To chyba logiczne. — Przewracam teatralnie
oczami.
Blondynka przytakuje, jednak tym razem chce przymierzać ciuchy swej rodzicielki. Obie
ruszamy w stronę korytarza. Przykładając rękę do białej ściany uświadamiam
sobie, że jestem blada niczym ona. Jestem przeciwieństwem opalonej Lauren.
Idziemy w kierunku schodów i nasłuchujemy. Rodzice mojej przyjaciółki
najwyraźniej przeprowadzają jakąś poważną rozmowę, która nas nie ciekawi.
Chcemy się tylko upewnić czy oboje są na dole. Wydaje się, że jest to rozmowa
na dłuższą chwilę więc bez pośpiechu idziemy do sypialni państwa Bailey.
Skrzypiące panele nam tego nie ułatwiają, bo zdradzają naszą obecność, ale w
tej chwili nie dbamy o to. Musimy jakoś odreagować. Nic innego nie przychodzi
mi do głowy. Mocno popycham drzwi, które otwierając się ukazują cel, do
którego dążymy. Lauren niemalże od razu podchodzi do szafy i szuka jakiejś
nowej kreacji swojej mamy. Po chwili wyciąga jakiś niebieski materiał i rzuca
nim prosto we mnie. Słaba orientacja po informacjach o naszym mieście sprawia,
że dostaję ubraniem prosto w twarz. Zielonooka od razu wpada w śmiech widząc
moją pretensjonalną minę po zdjęciu materiału.
— Cicho! Twoi rodzice mogą nas usłyszeć.
— Irytuję się.
—
Dobra... zakładaj to.
— Patrzy na mnie rozkazująco.
Przyglądam się niebieskiej,
rozkloszowanej sukience na ramiączkach. Pani Bailey sięga ona przed kolana.
Przełykam głośno ślinę, już wyobrażając sobie efekt i śmiejącą się z niego
przyjaciółkę. Niestety jej przeszywający wzrok nie znosi sprzeciwów. W każdym
razie zdejmuję z siebie jeansy i czarną bokserkę. Miejsce tych ubrań zastępuje
niebieska sukienka. Podchodzę do lustra, żeby zobaczyć jak wyglądam. Ta kiecka
najwyraźniej do mnie nie pasuje. Nie dość, że jest za duża to wyglądam w niej
jak straszydło. Blada cera, chuda jak patyk brunetka, która zamiast dobrze
ułożonych włosów na głowie ma szopę. Drobniutkie usta i nosek oraz piwne oczy
nie pasują do tej kreacji. Do tego jeszcze brak biustu. Na to, żeby mi urósł
akurat mam czas, ale czy mój wygląd się poprawi? Mam zbyt niską samoocenę.
—
Wiesz... może lepiej ty ją założysz?
— Pytam speszona wzrokiem Lauren.
Dziewczyna tylko wzdycha.
Niemal zrzucam z siebie niepasujący ciuch i podaję go przyjaciółce. Zakładam
na siebie własne ubrania i czekam, aż blondynka wyjdzie pokazując, jak na niej
wygląda sukienka. Gdy wreszcie dziewczyna pokazuje, jak leży na niej strój rodzicielki, jestem zdumiona. Oczywiście, ubranie jest na nią za duże, ale mimo
wszystko wygląda lepiej ode mnie. Ledwo widoczny dekolt i nienaganna figura
utrzymują na niej sukienkę w dobrym stanie. Jej opalenizna jest podkreślana
przez ciuch.
—
I co? Jak wyglądam? — Pyta, obracając się kilka razy wokół własnej osi.
—
Sto razy lepiej. — Odpowiadam.
Nie ukrywam, że czuję się
zazdrosna. Lauren, widząc moją minę rezygnuje z dalszego przymierzania ubrań,
przebiera się i wrzuca sukienkę mamy do szafy.
—
Zobaczysz, w przyszłości będziesz wyglądać pięknie. — Uśmiecha się. — Jesteś jeszcze
dzieckiem, ale niedługo staniesz się nastolatką. Wtedy dopiero zacznie się
wszystko zmieniać.
— Dzieckiem? Jestem prawie dorosła... I to ma być pocieszanie? — Mój ton brzmi pretensjonalnie.
— Oj tam, przesadzasz, z resztą mówię poważnie!
—
Która jest godzina? — Poszukuję wzrokiem zegarka.
—
Jest dokładnie 20:52. — Odpowiada Lauren patrząc na budzik przy łóżku.
—
No pięknie. Będę miała przerąbane w domu. Muszę już wracać. — Wybiegam z sypialni
państwa Bailey i zmierzam w kierunku pokoju blondynki.
Chwytam w dłoń swoją torbę, a
następnie przerzucam ją przez ramię. Rozglądam się czy na pewno mam wszystkie swoje rzeczy. W pośpiechu można zostawić niemalże wszystko. Schodzę z
Lauren po schodach na parter. Żegnam się z jej rodzicami i idę zakładać buty.
—
A może Cię odwieziemy? Jest już bardzo późno i wiesz... — Dziewczyna wygląda na
zmartwioną.
—
Dam sobie radę. Nie mieszkam znowu tak daleko. — Uśmiecham się.
Przytulam przyjaciółkę na
pożegnanie, a następnie opuszczam jej posiadłość. Idę dość szybkim tempem, rozglądając się na wszystkie strony. W powietrzu unosi się dźwięk syren, jakie
wydają wozy strażackie. Czyli musi gdzieś być pożar. Zbytniej uwagi na to nie
zwracam. Bardziej się boję napotkać kogoś obcego, chcącego zrobić mi krzywdę.
Nigdy więcej nie będę siedzieć u Lauren do tak późna! Moi rodzice pewnie się
martwią. Nie mam żadnych nieodebranych połączeń od nich, ale zapewne zaraz
zaczną wydzwaniać. Kiedy dotrę do domu, pewnie dostanę wieczny szlaban. Mijanie
kolejnych, ciemnych uliczek Sydney, gdzie w większości oświetla je tylko jedna
lampa, wzmaga mój strach. Zaciskam mocno ręce na torbie i nerwowo wodzę
wzrokiem, po każdym zakamarku, jaki kryje mijana przeze mnie uliczka. Nie widzę
praktycznie nic. Na szczęście drogę do domu znam na pamięć. Wcześniej nie
miałam obaw chodząc tędy całkiem sama po nocach, ale każdy człowiek zmieni nastawienie, po przeczytaniu o tylu makabrycznych morderstwach, a już bardziej
tym bardziej dziecko. W tej chwili panuje nade mną strach.
Znajdując się coraz bliżej
mojego domu, spostrzegam dym i słyszę coraz głośniej strażackie syreny. Czyżby
sąsiedzi coś wymyślili? Nie mam bladego pojęcia. Wyłaniając się z ostatniej
uliczki, staję jak wryta w ziemię.
Jestem przed moim domem, który
całkowicie jest zajęty ogniem. Uświadamiam sobie, że przecież moi rodzice muszą
być zrozpaczeni, patrząc na to, jak nasz budynek jest trawiony przez ogień.
Szybko przebiegam przez ulicę i się rozglądam. Nie ma ich. Nie widzę żadnego z
moich rodziców. Nie dostrzegam nigdzie ich znajomych twarzy. Przyglądam się
tylko strażakom oraz przerażonym sąsiadom, patrzącym jak mój dom całkowicie
ginie w płomieniach. Nie chcę stać bezczynnie, dlatego ruszam pewnym siebie
krokiem w stronę drzwi. Niestety, czyjaś silna ręka łapie mnie za ramię i
przyciąga do siebie.
—
Nie możesz tam wejść to zbyt niebezpieczne! — Strażak zaczyna na mnie krzyczeć.
—
Ale moi rodzice, oni wciąż tam są! — Wrzeszczę. — Puszczaj mnie! Muszę im pomóc! — Próbuję się wyrwać, jednak na próżno.
Postawny mundurowy przyciąga
mnie do siebie tak mocno, że aż się przewracam. Zdejmuję torbę, po czym kładę ją
na ziemi, wstaję i się otrzepuję.
—
Ratujcie ich! — Błagalnie patrzę na strażaka stojącego obok.
—
Nie możemy tam wejść, ogień jest zbyt wielki. — Odpowiada bez większych emocji.
Co czuję w tym momencie?
Bezsilność... Jestem tylko małym dzieckiem, które chce udawać bohaterkę. Mówię,
że chcę uratować rodziców, biegnę w stronę drzwi, jednak to i tak nic mi nie daje.
Przeszkadzam strażakom usiłującym ugasić pożar. Mogę jedynie stać i patrzeć na
przebieg wydarzeń. Mam tylko nadzieję, że szybko uda się zgasić szalejące pod
wpływem wiatru płomienie. Moi rodzice gdzieś się ukryli i nic im nie jest. Nie
może być inaczej, oni muszą żyć! Mają mnie, nie mogą teraz odejść, nie pozwalam
im. Ten wieczór dłuży się nieubłaganie. Jest najgorszym w moim życiu. Targają
mną skrajne emocje. Z jednej strony chcę iść i ratować rodziców, ale z drugiej się boję. Przyglądając się strażakom odnoszę wrażenie, iż nie robią
specjalnie nic, by uratować mych rodziców. Nie spieszą się, a nawet żaden nie
wchodzi do środka po dwójkę ludzi znajdujących się w środku. Ich praca nie
powinna polegać na patrzeniu i laniu wody, lecz na ratowaniu ludzkiego życia.
Co oni sobie wyobrażają? Gdyby znaleźli się na miejscu osób zamkniętych w
płonącej pułapce, bez możliwości wyjścia, też by tak myśleli. Jedynie moja bliska
sąsiadka, pani Jones, przełamuje się i podchodzi do mnie. Wtulam się mocno w
starszą kobietę, której głowę już dawno pokrywa siwa czupryna, a twarz zakryta
jest licznymi zmarszczkami. Chowam buzię w jej długiej, wzorzystej sukience
pachnącej różami.
—
Spokojnie dziecko, wszystko będzie dobrze. Zaraz wyciągną stamtąd twoich
rodziców. — Stara
się mnie pocieszać.
Jej słowa echem obijają się o
moje uszy. Wdzierają do moich myśli, starając zakryć najgorsze scenariusze,
których się spodziewam. Jako dziecko oglądam dużo telewizji i wiem, jak takie
pożary w większości się kończą. Ponad godzina mija, zanim pożar zostaje
całkowicie ugaszony. Dwóch strażaków wdziera się do mojego mieszkania w
poszukiwaniu małżeństwa. Ocaleli, na pewno ocaleli. Tylko te słowa chcę słyszeć
w głowie. Oddalam się nieco od sąsiadki i podchodzę bliżej domu nienadającego
się już do zamieszkania. Czekam z niecierpliwością, aż wyniosą z domu mamę i
tatę. Wyobrażam sobie ich całych i zdrowych z lekko osmolonymi ubraniami.
W tej właśnie chwili na
miejsce dociera karetka, a ratownicy wyruszają w ślad za strażakami, którzy
chwilę wcześniej wbiegli do mego domu. Czekam i czekam, z rękoma zaciśniętymi w
pięści. Za około dwie minuty faktycznie wyniesiono dwie osoby na noszach.
Biegnę w ich kierunku czując, że coś jest nie tak. Gdyby było dobrze, moi
rodzice nie byliby zawinięci w czarne worki. Kiedy docieram do celu, muszę się
przepychać przez umięśnionych mężczyzn, zanim docieram do ciał. Odsłaniam twarze,
lecz to co widzę, przekracza moje wszelkie oczekiwania.
—
Przykro mi, ale nikt nie przeżył. — Te słowa medyka dobijają mnie jeszcze bardziej.
Nie ma ich i już nigdy nie
będzie. Opuścili mnie, chociaż tak bardzo nie chciałam im na to pozwolić. Grunt całkiem
osuwa mi się spod stóp. Padam na kolana i wydobywam z siebie przeraźliwy krzyk.
Długo zastanawiałam się kiedy, zacznę publikować rozdziały, bo mam ich mało napisanych, ale trochę brakowało czasu i chęci do dalszego pisania. Jednak w Sylwestra troszeczkę się wypiło... i jako postanowienie noworoczne wybrałam publikację rozdziałów właśnie teraz. Nigdy nie pisałam blogów o 5 SOS, ale chciałam spróbować. :D Prolog wyszedł taki sobie, lecz nie chciałam go poprawiać w nieskończoność. xD
Podeszłam do opowiadania z dosyć znacznym dystansem, bo nie rozumiem fanfików, nie widzę sensu w nazywaniu bohaterów imionami ulubionych muzyków i innych takich. Może dlatego nie widzę tego sensu, bo już od dawien dawna nie jestem nastolatką i nie sikam w majty za żadnym aktorem czy piosenkarzem, choć przyznaję, że na niektórych panach zawieszam oko i uznaję ich za ładnych chłopców, albo przystojnych mężczyzn, w zależności od wieku takiego pana i typu jego urody.
OdpowiedzUsuńCo zaś się tyczy opowiadania, to wydaje mi się, że samą treść czytałoby się wygodniej, gdyby była bardziej przejrzysta - akapity i wyjustowanie, oraz koniecznie większe literki, bo takie mikruski szkodzą na moje paczadełka xD
Przejdę może teraz do treści. Rzuciło mi się w oczy dużo powtórzeń, ale chyba każdy ma z tym problem (ja na pewno mam). No, ale jednak trzymajmy się jakiś podstaw i jak już jest:
- Zastanawiam się co robi teraz mój brat - zastanawiała się (to bez tego zastanawiała drugiego, bo już sama powiedziała, że się zastanawia, więc jest to jasne samo przez się. Nie wiem czy dokładnie tak u ciebie brzmiało to zdanie, ale z pewnością jakoś podobnie).
Kolejna sprawa to wiek dziewczyn. Dzieliło ich trzy lata, a ta starsza ubierała się już jak gimnazjalistka. Czyli w której była klasie? Szóstej? Jeśli tak, to ta druga była w trzeciej, a więc czemu przewrażliwiona matka zabiera dziewczynkom laptopa, gdy te czytają wiadomości, ale nie martwi się tym, że siedzi u niej dziecko jakieś 10 letnie do niemal północy? Ja bym wygoniła smarka po dwudziestej pierwszej, albo zapytała się czy zadzwonić do jej matki i czy zostaje na noc. Tutaj kompletnie nie rozumiem poczynań tej kobiety.
Gdyby do mojej córki przychodziły koleżanki, które bez pytania włażą do mojej sypialni i grzebią w mojej szafie, to bym tak zjebała, że by w pięty poszło i przez co najmniej dwa miesiące za próg własnego domu nie wpuściła. Są po prostu jakieś zasady i nie wyobrażam sobie, by ktoś tak wychował dziecko, by u obcych grzebało po szafkach (wyjątkiem są szafki dziecięce, tego dziecka, do którego akurat przyszło).
Końcówka rozdziału jest jaka jest. Dziewczynka wraca do domu, chata się pali, a strażacy gaszą pożar. Nie uważam, że mężczyźni nic nie zrobili, bo jakby nie patrzeć otworzenie drzwi w takim wypadku, tylko powiększyłoby płomienie, bo dało dostęp do większej ilości powietrza i ogień by się rozprzestrzenił (prawa fizyki, niestety). W takim przypadku strażak i tak by nie wszedł do budynku zajętego ogniem, bo sam by stamtąd żywy nie wyszedł, a być może też ma żonę i dzieci - swoją rodzinę i to przede wszystkim o nich i o sobie musi myśleć, a nie o obcych ludziach. Zastanawiam się czy pożar był przypadkowy, czy to był wypadek, czy ktoś może podłożył tam ogień, no i co teraz będzie w dziewczynką? Mała wyprowadzi się do jakieś dalszej lub bliższej rodziny, pójdzie do domu dziecka, czy jakaś rodzina zastępcza ją przygarnie?
Pozdrawiam i czekam na next bo historia zaciekawia:
http://takamilosc.blogspot.com/
Ja również nie "sikam w majtki" za jakimiś gwiazdami muzycznymi, aktorami itd. Owszem lubię ich muzykę, ale nie piszczę jak mała dziewczynka, bo też mam swoje lata ;) Jednak chciałam o nich napisać, bo wydali mi się odpowiedni do tego opowiadania ^^ Z tymi powtórzeniami walczę cały czas i staram się je jakoś zmniejszać. Akurat dziewczynki wchodziły tam do sypialni rodziców Lauren, ale oczywiście gdyby nie chciała to znalazłyby inne zajęcie xD Jeśli chodzi o wiek, to Marisa jest w pierwszej klasie podstawówki, a Lauren w czwartej ;) Cieszę się, że zaciekawiłam ^^
UsuńTo może ja się wtrącę, bo ja także nie rozumiem idei tworzenia FF o gwiazdach. Jeszcze FF zbudowane na zgliszczach jakiegoś filmu, czy na fundamentach książki ma jakiś sens.
UsuńCo więc znaczy, że pasowali ci do tego opowiadania? Wyglądem? Jeśli tak, to dlaczego nie nazwałaś ich inaczej? Jeśli imionami, to dlaczego nie wybrałaś innych wizerunków? (Nie czepiam się, pytam z ciekawości, bo liczę na to, że w końcu ktoś mi wyjaśni ideę tworzenia FF o gwiazdorach).
Co do samego opowiadania, to zachowanie dziewczynek... coś mi tam nie pasowało, brakowało mi jakieś naturalności w tym, dziecinności.
Jednak już przy scenie pożaru się zrehabilitowałaś i zadziałała na mnie tak... emocjonalnie, a to chyba dobrze, bo wydaje mi się, że o to chodziło, by wzbudzić emocje, współczucie i poczucie takiej niesprawiedliwości świata oraz wiadomej przegranej w starciu z żywiołem, bo jak żywioł się uprze, to człowiek nie ważne w jak dobry sprzęt wyposażony nie jest w stanie z nim zwyciężyć.
Przy okazji informuję, że "Spróbuj" ponownie ruszyło i już są nowe rozdziały na blogu :)
Ktoś lubi dane gwiazdy i chce napisać historię o nich. Mnie nie wydaje się to dziwne. To ff jest poświęcone 5 SOS i nic tego nie zmieni :)
UsuńWiem, że popełniłam błąd i zachowanie dziewczynek nie było naturalne, ale każdy popełnia błędy. Z żywiołem nie można zwyciężyć :) Przynajmniej w scenie pożaru coś tam się udało xD Zawsze wolałam opisywać czyjeś uczucia :P
Wpadnę w wolnej chwili do ciebie Tysiu, bo teraz mam dużo nauki :D
Cieszę się, że znowu publikujesz i mam nadzieję, że uda ci się tę historię doprowadzić do końca. Od razu poproszę, żebyś informowała mnie o nowościach, bo nie widzę zakładki z Obserwatorami:D
OdpowiedzUsuńPierwsze co rzuciło mi się w oczy to brak wyjustowania. Jestem na to uczulona, więc apeluję - wyjustuj:D Będzie się przyjemniej czytało.
Podczas czytania nasunęło mi się do głowy, że sposób w jaki mówią te dziewczynki nie pasuje do ich wieku. Wątpię, że którekolwiek dziecko samo nazwałoby się dzieckiem. Pamiętam, że jak ja byłam mała, to strasznie się oburzałam na takie określenia. Ciągle mówiłam, że nie jestem już dzieckiem, że jestem nastolatką, albo niedługo będę dorosła itp. I myślę, że tak jest z większością dzieci. Dlatego, gdy dziewczynki kilkukrotnie się w ten sposób nazywały to w ogóle mi to nie pasowało. I to "jednakże"... znasz dziecko, które mówi w ten sposob?:D Albo dziewczynkę, która nazywa koleżankę "moja droga"? Jeśli piszesz z perspektywy dziecka, to spróbuj się w nie bardziej wczuć;)
Druga część bardzo mi się podobała. Oddałaś emocje dziewczynki, jej strach, głupią nadzieję, że rodzice jednak przeżyli. Aż sobie wyobraiłam jak ja bym się czuła na jej miejscu i... grr... okropna sprawa. To na pewno wpłynie na jej psychikę.
Ale zaskoczyło mnie jeszcze to, że rodzice tej koleżanki nie zamierzali odwieść gościa do domu. Myślę, że każdy odpowiedzialny człowiek nie puściłby dziecka w ciemną noc do domu samego. Tym bardziej, że miasto bezpieczne nie jest. To kompletny brak odpowiedzialności ze strony tych państwa.
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie! ;**
Dziękuję kochana za miłe słowa. Starałam się wczuć w to dziecko, ale jakoś mi nie wyszło xd No cóż faktycznie trochę tu przesadziłam, ale trudno xD Zakładka z obserwatorami jest w kolumnie po prawej stronie xD Te kolumny są małe i przez to za bardzo tego nie widać ;) Koszmar na sto procent odbije się na jej psychice, bo straciła dwie najbliższe jej osoby ^^
UsuńCześć! Ja jestem tu nowa, a przynajmniej nowa na Twoich blogach. Zacznę od szablonu — nie jest zły, ale jak dla mnie to za bardzo napaćkane. Może rozejrzyj się za jakimś innym albo zamów? No, chyba, że ten Tobie się podoba, to w porządku. Jak panie powyżej apeluję o wyjustowanie tekstu, bo taki poszarpany wygląda po prostu nieestetycznie i zniechęca do czytania. Z wyjustowanym tekstem zawsze ładniej! A jakby były akapity, to już w ogóle super! ;)
OdpowiedzUsuńJa akurat pisanie fanfików rozumiem, bo sama to robiłam. Całkiem fajna zabawa, trochę takie oddanie ulubionemu aktorowi, piosenkarzowi czy kogo się tam lubi. Wiadomo, o co mi chodziło XD. W każdym razie powiem słów kilka o zwiastunie, bo jestem nim oczarowana. Strasznie mi się podobał, a sceny dobrane idealnie, no i ta muzyka! Cudo! ;)
Trochę nie pasuje mi styl wypowiadania się dziewczynek do ich wieku i to, że Marisa tak długo u koleżanki siedziała. Mała przecież była, kto pozwala dziecku tak późno u kogoś siedzieć i wracać samej? I te strony… Jeśli to były jakieś strony z wiadomościami o mieście, to wątpię, aby takie zdjęcia publikowano. Raczej nie, bo to chronienie danych prywatnych, tak myślę, ale mogę się mylić. Poza tym, takie brutalne zdjęcia byłyby chyba jakoś ocenzurowane.
Druga część podoba mi się bardziej, była bardziej rzeczywista i prawdopodobna. Nic dziwnego, że strażnicy nie wchodzili, ale Marisa mała była i nie miała pojęcia, o tym, co musza robić, więc to akurat rozumiem, podoba mi się.
Było kilka niedociągnięć, ale ogólnie jest dobrze. Nikt przecież nie jest nieomylny. Czekam na jedyneczkę i pozdrawiam. I jeszcze raz proszę i wyjustowanie! :D
CM Pattzy
Szablon mam zamówiony i już spory czas na niego czekam xD Robiąc zwiastun starałam dobrać wszystko, żeby jakoś miało jak to się mówi "ręce i nogi" xD Właśnie ten styl wypowiedzi nie poszedł mi najlepiej jednak praktyka czyni mistrza i z czasem będzie szło to pisanie lepiej, a jeśli chodzi o wyjustowanie tekstu- zobaczymy ;)
UsuńZnalazłam ten blog całkiem przypadkiem, ale pomyślałam, że przeczytam. Jestem nieco rozczarowana faktem, że dodałaś na razie jedynie prolog, ale rozumiem, to początek.
OdpowiedzUsuńMiałam problem przez dłuższy czas, by odkryć, ile lat ma główna bohaterka. Znalazłam, że jej przyjaciółka jest o trzy lata starsza i początkowo myślałam, że może chodzi do gimnazjum (oczywiście, nadal mówię o głównej), ale nie do końca pasowało mi to do jej zachowania. W końcu wyłapałam, że nadal jest w podstawówce(?), ale chyba nie jestem tego pewna aż do teraz. W każdym razie, ustalone, że jest młoda. Rozumiem, że to ma być coś w stylu cofnięcia się w czasie, no nieważne.
Jestem jak najbardziej za wyrównaniem tekstu, ponieważ, nam - czytelnikom - wtedy jest po prostu łatwiej złapać kolejną linijkę, a tak to trzeba przez chwilę się zastanowić. Poza tym, wyjustowany post wygląda o wiele ładniej i przejrzyściej, dlatego radzę zastanowić się nad tym.
Znalazłam parę powtórzeń, drobne błędy lub źle postawione przecinki, ale nie jest z tym aż tak okropnie, by gryzło w oczy. W każdym razie, nie przeszkadza w czytaniu i da się rozszyfrować, o co ci w danym momencie chodziło i to jest najważniejsze. Trochę szkoda, że zakładka z bohaterami nie jest jeszcze gotowa, ponieważ uwielbiam oglądać jak kogo autor widzi i to mi jakoś ułatwia czytanie.
Chyba trochę nie rozumiem, po co ci zakładka z ważnymi datami. To znaczy, jasne, miło jest podkreślać istnienie czegoś takiego jak "urodziny opowiadania", ale wydaje mi się, że większy sens ma umieszczenie tego w bocznej kolumnie. Myślę, że niewiele możesz wcisnąć tam dat, przez co uznaję taką stronę za nieco opuszczoną i nieprzydatną. Ale to tylko moje zdanie.
Wracając do historii - niezwykle długi prolog z masą opisów i bez jakichkolwiek wyraźnych akapitów, przez co często czułam się zagubiona. Nie do końca popieram pomysł ze zdjęciami, ponieważ, to po prostu nie jest możliwe, by znaleźć coś takiego w sieci, no ale. Cóż, wierzę, że na przyszłość będziesz uważała na takie szczegóły.
Niezbyt spodobała mi się przyjaciółka głównej bohaterki, ale chyba tak po prostu mam. Już po prologu wydaje mi się, że będzie pełniła funkcję tej ładniejszej, ale głupiutkiej dziewczyny, która nieświadomie wkopuje główną w jakieś problemy. Mam nadzieję, że zmienisz moje zdanie na ten temat kolejnymi rozdziałami.
Pozostaje mi oczekiwanie na kolejny rozdział i, przy okazji, chcę zaprosić na swojego bloga (opis pozostawiłam w spamie):
http://29-tattoos.blogspot.com/
No cóż w przyszłości będę uważała na takie szczegóły. Jeśli chodzi o wyjustowanie tekstu- jeśli to ma pomóc czytelnikom to tak zrobię ;) W sprawie dziewczyn to dokładniej pokażą kolejne rozdziały ^^
UsuńJeejkuu ekstra !! Fajnie że z 5sos :)))
OdpowiedzUsuńJeejkuu ekstra !! Fajnie że z 5sos :)))
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj przez Katalog Euforia i jestem mile zaskoczona. Przeczuwałam, że to zaś głupie i źle napisane opko, a tu proszę! Tyle opisów, odczuć.. Jednym słowem - pięknie napisane. Jak prolog mnie tak zaskoczył, to ja nie wiem co będzie z kolejnymi rozdziałami. Czekam na 1 z niecierpliwością oraz życzę ogromnej dawki weny :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)Mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję kolejnymi rozdziałami :D
UsuńHejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńProlog interesujący. Ciekawy, ale i też smutny. Szczególnie koniec. Szkoda, że Marisa straciła rodziców (hahaha! Mówi to osoba, która zabiła rodziców swojej bohaterki xD). Najbardziej mnie w tym wszystkim zastanawia, dlaczego dom się palił. Ktoś go podpalił? Nie wiem. Przyczyna jakaś musiała być.
Nie dziwię się, że dziewczyny przeraziły się, kiedy przeczytały, co dzieje się w Sydney. Sama się przyznam, że jak wracam do domu, gdy jest ciemno, to mam pewne obawy. To pewnie przez moją wybujałą wyobraźnię xD
Jeszcze dzisiaj postaram się przeczytać rozdział 1 :D
Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
No niestety tak musiało być xD Sprawa domu jest zastanawiająca i ty najbardziej zwróciłaś na to uwagę kochana :P Dodam, że mam podobnie, ponieważ również kiedy wracam wieczorem mam pewne obawy xD Wybujała wyobraźnia górą!! ♥
UsuńTak jak mówię powoli zaczynam nadrabiać. Powiem Ci szczerze, że mimo tak długiego rozdziału nie jest on nużący co jest najważniejsze. Niejednokrotnie czytałam ff z długimi rozdziałami, które po prostu zniechęcały. Ale tutaj tak nie jest. Jest mi strasznie żal głównej bohaterki. Strata rodziców to coś co uderza w nas najbardziej. Mam nadzieję, że w nie długim czasie wszystko u Ciebie nadrobię.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie również na ff o Demi i Joe:
http://remember-you-and-me.blogspot.com/
Nie ma to, jak w porę zauważyć tutaj komentarz. xD
UsuńTo mój pierwszy blog, w którym są tak długie rozdziały. xD Cieszę się, że jednak nie zanudzają na śmierć.
Dziękuję za opinię. :*
Kiedyś sama pisałam różne fanficki. Na przykład "Tokio Hotel", czy z HP, a także z kilku anime. Ja nie widzę w tym nic złego, ponieważ to też jest dobry sposób na rozwijanie swoich umiejętności. ;)
OdpowiedzUsuńCo do prologu. Końcówka wyszła ci bardzo dobrze, poczułam te emocje. Reszta rozdziału była dla mnie taka sobie, był długi i chyba dla mnie ciut za długi, ale mimo to nie czytało się źle, masz już jakiś styl pisania wyrobiony, opisy wychodzą ci zgrabnie, chociaż o postaciach się nie wypowiem, bo jednak to tylko prolog.
Lecę do pierwszego rozdziału. :)
Nie za bardzo jednak wczułam się w dziecko, przez co rozdział nie wyszedł zbyt dobrze. Przynajmniej cieszę się, że końcówka nie wyszła najgorzej. :D
UsuńDziękuję za opinię. :*
Troszkę mieszałaś czasy – w kilku miejscach przeskoczyłaś z teraźniejszego na przeszły i parę razy zdarzyło ci się opuścić pauzy i przecinki. Co prawda, w tym miejscu niezbyt wiele mogę ci powiedzieć. Nie zapowiada się jakoś tajemniczo i porywająco, ale nie skreślam Mroku. ;) Lecę zobaczyć kolejne rozdziały. :D
OdpowiedzUsuńLee xxx
Zawsze zdarzało mi się mieszać czasy i próbuję to naprawić, ale nie zawsze wyjdzie. xD No cóż, wiadomo, że nie dzieje się tutaj zbyt wiele, bo to tylko początek. Może Mrok cię zaciekawi, może nie. xD
UsuńDziękuję za opinię. :*
Jakbym widziała siebie :D. Ale chyba wszyscy tak mają, że patrzą na wygląd innych dziewczyn, a zwłaszcza przyjaciółek i chcą wyglądać i zachowywać się, jak oone, bo dla Ciebie są idealne i piękne, ale cóż wyglądamy, jak wyglądamy i trzeba to zaakceptować :/
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie mieszkać sama... Masakra jakaś! W dzień to jeszcze można wytrzymać, ale w nocy... Nagle zachce Ci się iść do łazienki i oczy wychodzą Ci na wierzch i słuch też się polepsza o 100% :D. Już kupiłabym sobie psa, ale zacznie Ci szczekać, jesteś sama w domu to też niedobrze. Od razu milion myśli przechodzi Ci przez głowę.
Aż mi się przypomina, że gdy byłam młodsza marzyłam o starszym bracie, który byłby troskliwy, opiekuńczy, ale nie za bardzo i uroczy :D. A w dodatku mógłby przyprowadzać troszkę starszych kolegów do domu xD
Ale cóż mam tylko starszą siostrę i już się z tym pogodziłam xD
Czyli jednak nie mieszka sama, tylko z rodzicami, którzy pracują do późna? No to już lepiej :D W sumie miała 17 lat, więc byłam lekko zdziwiona, że mieszka sama :D
Tutaj chyba brakuje Ci dwóch przecinków: Gdy wreszcie dziewczyna pokazuje(,) jak wygląda w stroju rodzicielki(,) jestem zdumiona.
I tutaj też: pyta(,) obracając się kilka razy wokół własnej osi.
Przecinki to zło! Same mi się wymykają spod kontroli ;/
I tutaj raczej też: Lauren(,) widząc moją minę rezygnuje...
Współczuje jej wracać o północy do domu... Nogi drżałyby mi ze strachu. Podziwiam.
A no tak, bo to jest prolog :D. Jejku mój mózg się chyba wyłączył :D. Myślałam, że to już pierwszy rozdział i ma zastępczych rodziców, a tutaj się okazuje, że to są jej biologiczni rodzice, dobra nie ważne xD Czytam ze zrozumieniem, a potem i tak się okazuję, że połowę faktów naginam xD
Świetnie opisałaś moment katastrofy! Naprawdę, aż łezka się w oku zakręciła.
Naprawdę świetny początek. Ale dziewczyna pewnie pluje sobie w twrz, że wcześniej nie przyszła do domu i nie zdążyła ich uratować, ale może kto wie... Zginęłaby wtedy razem z nimi?
Świetny prolog, lecę czytać 1 rozdział :D
Każdy upatruje sobie kogoś, kogo może naśladować. A przynajmniej większość. ;p
UsuńPies przynajmniej byłby dobrym stróżem, choć nawet jego obecność nie sprawiłaby, żeby poczuć się jakoś pewniej. Ja również tak mam. :P
Hahahaha, jakie myśli. xD Koledzy przede wszystkim, ale barciszek won! Chociaż starszy brat może być opiekuńczy lub odwrotnie. ;x Starsza siostra najgorsza może nie jest. Ja mam młodszego brata. :D
No właśnie nie ma 17 lat i mieszka z rodzicami, ale jest tak, jakby ich nie było przez ich pracę. ;p
Dziękuję za wytknięcie błędów! Najczęściej przy przecinkach ciężko jest to zauważyć, kiedy się sprawdza. ;/
Mam to samo!
Spokojnie, opis w zakładce bohaterowie jest już nastawiony na wydarzenia po prologu, ale chciałam jednak przedstawić oczami Marisy, co się stało. :)
Dziękuję bardzo, naprawdę się starałam. ^^
No cóż, kto wie. Na pewno można się tego dowiedzieć później.
Dziękuję, kochana! :*