poniedziałek, 1 marca 2021

Chapter 21

Mozolnie szło mi pisanie tego rozdziału, do tego robiłam to późno w nocy przez brak czasu. W każdym razie udało się go doprowadzić do stanu pozornej używalności. Chociaż następne też nie były przyjemniejsze w tworzeniu. Co sądzicie o wydarzeniach z tego rozdziału? Opisy wyglądu ludzi, wnętrz i w ogóle wszystkiego idą mi naprawdę kiepsko, więc raczej nie brzmią wiarygodnie, ale bardzo długo nad tym siedziałam. Miłego czytania! 
 Przez nadgorliwość bloggera ten chapter został usunięty. Coraz bardziej zmienia się na gorsze i jeśli jeszcze raz to się powtórzy, nie będzie sensu publikowania rozdziałów tutaj, pozostanie jedynie WATTPAD.


Źrenice rozszerzają mi się niczym spodki, gdy zatrzymujemy wóz pod przepiękną Willą w Upper Myall — mieście bogaczy dość odległym od Woodstown. Domostwa z tej mieściny górują na okładkach czasopism o wystrojach wnętrz i tym podobnych. Oczekujemy cierpliwie aż brama zostanie otwarta. W domofonie, który przymocowany jest do kamiennych murów rozbrzmiewa szorstki, męski głos.
— Kto tam?
— Pan tego domu. — Luke odpowiada nonszalancko zza opuszczonej szyby.
Dostrzegam również kamery zamontowane na szczycie murów. Skierowane są akurat na podjazd. Nie musimy długo oczekiwać na reakcję. Niemal natychmiast brama zaczyna się uchylać w akompaniamencie beznamiętnego głosu faceta po drugiej stronie murów.
— Witam w domu, panie Hemmings.
Auto powoli rusza, a ja nie mogę się wręcz napatrzeć. Budynek swoim kształtem przypomina literę "L". Ciężko rozpoznać czy jest on zbudowany z cegły lub pustaka, gdyż pokrywa go tynk cienkowarstwowy w odcieniach bieli. Na samym środku konstrukcji zamontowane są piękne drzwi z białego drewna oraz ogromnym judaszem w kształcie okręgu. Po obu stronach wejścia umiejscowione są ogromne, prostokątne okna. Całość jest oczywiście zadaszona. Do drzwi prowadzą nas filary z betonowych bloczków. W znaczącej odległości od wejścia znajdują się kolejne, zajmujące dużą powierzchnię prostopadłe okna zdobione betonowymi bloczkami. Przed nimi umiejscowione są dwa pasy zieleni, na których posadzono przeróżne kolorowe kwiaty. Dachówka naturalnie jest koloru szarego, aby lepiej komponowała się z wszechogarniającą bielą. Po lewej stronie rozciąga się ogromny garaż, do którego właśnie zmierzamy przez wewnętrzny dziedziniec wyłożony szarą kostką brukową. Ten zabieg pozwala na odseparowanie pojazdów od reszty domu. Zapobiega to również oblegania terenów zielonych i niszczenia przepięknego ogródka. Prostokątna, biała brama pokryta niewielkimi okienkami o podobnym kształcie, otwiera się przed nami. Kiedy do niego wjeżdżamy, ukazuje się nam tylko widok równo rozrysowanych miejsc parkingowych. Ściany oraz sufit pomalowane są na szaro. Rozmieszczono przy nich rzędy drewnianych szafek również w odcieniach bieli, w których zapewne schowane są narzędzia. Z prawej strony umieszczono szklane drzwi łączące garaż z domem. Poza Camaro, którym tu przyjechaliśmy, miejsca parkingowe oblegane są jeszcze przez dwa samochody. Pierwszym z nich jest turkusowe Audi R8 I z przyciemnianymi szybami oraz szerokim, czarnym spoilerem. Nie widnieją na nim żadne niepotrzebne ozdoby, jego design sam w sobie robi wrażenie. Drugim natomiast jest białe Porsche Panamera I również posiadający przyciemniane szyby. To naprawdę bardzo piękny i pożądany pojazd, jak twierdzą Jordan i Christian, ponoć jego nazwa pochodzi od jakiegoś tam legendarnego wyścigu. Poza nimi znajdują się tutaj cztery motocykle — zielony, srebrny, czerwony oraz pomarańczowy, jednakże nie znam marek ani modeli, temat jednośladowców nigdy mnie nie interesował.
— Ziemia do Marisy. — Luke macha mi ręką przed oczami. — To dopiero początek zwiedzania, nie odlatuj nam!
— Przepraszam, ale… Te pojazdy robią wrażenie, a już zwłaszcza Porsche. — Nie mogę oderwać od niego wzroku.
— Należał do mojego brata… Piękna maszyna, ale od trzech miesięcy stoi nieużywana.
— Nie wiedziałam, wybacz. Nie chciałam sprawiać ci przykrości. — Powinnam najpierw myśleć, a potem gadać.
— W porządku, dostał go od Luke’a na osiemnaste urodziny. Cieszył się wtedy jak małe dziecko. Czasami nawet myślałam, że kochał ten samochód bardziej niż mnie czy rodziców. — Brunetka ponownie pogrąża się we wspomnieniach.
— Dość tego gadania. — Wyraz twarzy Luke’a trochę mnie przeraża. Najwyraźniej nie lubi rozmawiać o Calumie, dlatego szybko ucina temat.
Powoli wysiadamy z pojazdu. Aileen od razu łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę bramy, którą się tu dostaliśmy, zamiast do wygodnego wewnętrznego przejścia. Kiedy stajemy przed drzwiami, przyglądam się uważniej szczegółowi, który jakoś wcześniej mi umknął. Otóż posiadają one naświetlenie zarówno boczne, jak i górne. Nawet wieczorową porą nie ma szans, żeby wejść tutaj niepostrzeżenie. Czekamy cierpliwie, aż Luke uczyni honory i jako pan domu oraz dżentelmen, otworzy damom drzwi. Wkraczamy do podwyższonego przedsionka z szatnią. Znajduje się tu ogromna szafa, w której można schować kurtki oraz oddzielna szafka na obuwie. Ściany zdobione są siwą farbą oraz lampami w przedziwnych kształtach, jakby pozwijanych złotych gałęzi. Nie kłopoczemy się jednak zdejmowaniem butów, tylko podążamy prosto do dziennej przestrzeni domu, czyli salonu. Na samym środku stoi prostopadłościenna bryła ściany kominkowej, którą ustawiono pod kątem. Ma ona za zadanie oddzielać hol od salonu. Nad paleniskiem przymocowano plazmowy telewizor. Naprzeciwko ściany kominkowej znajduje się biała kanapa, dwa fotele oraz stolik w tym samym odcieniu. Za nimi natomiast w pewnej odległości znajdują się dwukondygnacyjne okna, które łączą salon z ogrodem. W rogu pomieszczenia znajduje się wielki regał calutki zawalony książkami różnego gatunku i gabarytów. Z białego sufitu zwisa kilka lamp na kształt gwiazd. Na podłogę położono jasnobrązowe panele emitujące drewno. Z lewej strony od wejścia umiejscowiona jest kuchnia z prostokątnym oknem, z którego widać wejście oraz dziedziniec wjazdowy. Wszystkie meble kuchenne są zabudowane, w białym kolorze, z wyjątkiem srebrnej lodówki oraz piekarnika. Na ścianach widnieją sześciokątne płytki w podobnym odcieniu. Podłogę również zdobią płytki, jednakże kwadratowe. Na samym środku znajduje się wyspa, przy której stoi sześć krzeseł z aksamitnym obiciem. Jak można się spodziewać, również w kolorze białym. Wyjątkiem są tutaj granitowe blaty w odcieniach szarości. Nad wyspą we wnękach w suficie znajdują się niewielkie lampy.
— Z kuchni można przejść jeszcze do kotłowni, pralni, garażu oraz pokoju ochrony, ale to najmniej istotne. Od tego wszystkiego mam ludzi. — Wyjaśnia pan i władca tegoż domostwa.
Ponownie kierujemy swoje kroki do salonu. Płynnie przez niego przechodzimy, kierując się w stronę pokrytych jasnobrązowymi panelami schodów. Oczywiście, ich barierka musi być koloru białego, przesyt tego odcienia aż razi w oczy. Docieramy nimi do górnej kondygnacji. Tu również położone są te same panele na podłodze. Balustradę natomiast wykonano z grubego szkła. Z antresoli ma się idealny widok na salon w pełnej okazałości. Za nami natomiast znajduje się kilka par dębowych drzwi.
— Tam są pokoje. — Uświadamia mnie Aileen, zanim zdążę zadać pytanie. — Ten będzie twój. — Ciągnie mnie w lewo, najdalej jak to możliwe od schodów.
Na białych ścianach umiejscowione są również plakietki, na których widnieją imiona właścicieli pokojów. To już lekka przesada. Tylko na jednym pisze "biuro", a znajdujący się przede mną nazwano "gościnny". Brunetka od razu otwiera drzwi na oścież i wpycha mnie do pokoju. Ściany są koloru turkusowego natomiast sufit, z którego zwisa żyrandol przypominający spadające krople deszczu jest obrzydzonego już białego odcienia. Przy wielkim prostokątnym oknie z parapetem do siedzenia stoi ogromna szafa z czarnego drewna oraz biały regał z dużą ilością ramek na zdjęcia. Do lewej ściany obok wejścia przystawiony jest czarny stoliczek oraz turkusowo-czarny fotel gamingowy. Z prawej natomiast umiejscowione jest ogromne, wodne łóżko z wzorzystą pościelą. Przy nim znajduje się biały stolik nocny. Obok niego dostrzegam natomiast drzwi — zapewne od łazienki i garderoby. Panele w pomieszczeniu są w odcieniach szarości.
— Stąd jest najlepszy widok! — Dziewczyna popycha mnie w stronę wielkiego okna.
— Cudowny. — Nie jestem w stanie wydusić z siebie więcej.
W całej swej okazałości rozciąga się przed mym wzrokiem patio. Na tarasie stoją meble ogrodowe w odcieniach bieli. Dalej rozciąga się wspaniały ogród. Równe pasma pokryte krzewami oraz kwiatami we wszystkich kolorach tęczy. Trawa jest równiutko skoszona. Całość na pewno jest dobrze oświetlona przez lampy ogrodowe, jakie rozmieszczono na całym placu.
— Jestem w raju. — Wprost nie mogę uwierzyć w to, że znajduję się w takim miejscu.
— Prawda, to wspaniałe miejsce jakby wyjęte prosto ze snu. Eleganckie, z rozmachem oraz z zachowaniem intymności. Idealne połączenie. — Dodaje Aileen.
— Koniec podziwiania, chodźmy pogadać. — Wtrąca Luke opierający się o framugę drzwi.
Z lekką obawą posłusznie wykonuję jego polecenie. Opuszczam pomieszczenie, które mają zamiar uczynić moim, kierując się w stronę schodów. Przemierzam je dość szybko, żeby nie zdenerwować chłopaka, a następnie siadam na kanapie. Moi rozmówcy rozsiadają się wygodnie w fotelach. Przyglądają mi się z uwagą, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Nie mam pojęcia, czy to jakiś test, a może nie wiedzą po prostu, jak zacząć rozmowę?
— O czym tak właściwie chcecie porozmawiać? — Przerywam niezręczną ciszę.
— Co o nas sądzisz? — Brunetka jako pierwsza zadaje pytanie.
— Eeeem… — Nerwowo pocieram dłońmi o kolana. — Jesteście dość specyficzni i niebezpieczni. Zjawiacie się znienacka, ratujecie mnie, a czasem nawet porywacie. Nie wiem, czy robicie to dla sportu, czy z jakichś innych pobudek. Nie znam was zbytnio, wiem jedynie, jak się nazywacie i nic ponadto. Za wcześnie, żeby ocenić. — Odpowiadam szczerze, obawiając się jednak, że może ich to rozgniewać.
— Nie jesteśmy twoimi wrogami. Chcemy tylko pomóc, ale nie ułatwiasz nam sprawy. — Teraz pałeczkę przejmuje Luke.
— Dziwisz mi się? Napada na mnie kilku chłopów, po czym zjawiają się drudzy. Nawet nie wiem, kiedy, ale moje nudne życie przerodziło się w jakiś chory film akcji! Kule przelatują obok mojej głowy, uciekam z Ashtonem samochodem, kiedy drugi chce nas skasować! Podsyłanie jakichś wiadomości jeszcze rozumiem, ale teraz wy i tamci zwyrodnialcy wkraczacie z butami w moje życie, na czym cierpi całe otoczenie! — Wymachuję rękoma opowiadając o tym przejęta.
— Czy my kiedykolwiek zrobiliśmy ci coś złego?
— Poza kąśliwymi uwagami nie przypominam sobie takiej sytuacji. — Próbuję przywołać w myślach jakiekolwiek niemiłe zdarzenie, w której grali główną rolę, ale moje starania spełzają na niczym.
— Powiedzmy, że mamy wspólny interes. My chcemy utrzeć nosa frajerom, którzy dopieprzają się do ciebie, a ty chcesz, aby dali ci spokój. Lepiej połączyć siły i załatwić tę sprawę szybko zamiast walczyć ze sobą, nie sądzisz? — Blondyn podaje swoją propozycję.
Ma trochę racji. Chcę wrócić do swojego nudnego życia, ale… pragnę też poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie — czy śmierć rodziców była przypadkowa? Oni mogą pomóc mi dociec prawdy, jednak też się ich boję. Nie mam wątpliwości, że będą potrafili mnie zabić, kiedy nadarzy się taka okazja. Jak do tej pory nie przyszło im to do głowy, ale czy nie zmienią zdania? To niebezpieczni ludzie, którzy z jakiegoś powodu mnie chronią. Nie są jednak skłonni do dzielenia się informacjami, co stanowi główną przeszkodę.
— Jeśli odmówię, zabijecie mnie? — Próbuję zbadać grunt.
— Oczywiście, że nie, głuptasie. — Brunetka wybucha śmiechem. — W takim wypadku odstawimy cię na policję, do sierocińca, czy gdzie tam tylko chcesz i zostawimy w spokoju. Będziesz zdana na siebie.
— Poza powrotem do normalnego życia, pragnę jeszcze jednej rzeczy. Sama sobie nie poradzę, ale jak mam wam uwierzyć, skoro nic nie chcecie mi powiedzieć, a już zwłaszcza takiego banału, dlaczego narażacie życie dla obcej dziewczyny?
— Mam swoje powody. Jednym z nich jest utarcie nosa Jonathanowi. Współpraca uda nam się tylko, jeśli sobie zaufamy. To główny filar, na którym opieramy nasze działania. Jesteś w stanie to zrobić? — Spojrzenie Luke’a wydaje się przewiercać mnie na wylot.
Nie jest to łatwy wybór. Z jednej strony, dzięki nim mogę poznać prawdę. Z drugiej natomiast boję się ich. Są nieprzewidywalni, ale jak dotąd nie próbowali mnie zabić… Zdają się mieć większą władzę i znajomości, co można zaliczyć na plus. Jeśli zostanę sama, tamci szybko mnie dorwą. Pokazali nie tak dawno, że nie żartują. Pozostaje dogadać się z tymi tutaj.
— Mogę spróbować, ale nie gwarantuję sukcesu. Z resztą jestem nieufna, więc zajmie to trochę czasu. — Krzyżuję ręce na piersi.
— Okej, witaj w rodzinie, a przynajmniej tymczasowo. — "Mrok" podchodzi do mnie, a następnie wyciąga dłoń.
Podnoszę się z kanapy, po czym odwzajemniam jego uścisk.
— Wiedziałam, że się zgodzisz, normalnie to czułam! — Aileen podbiega i mocno mnie ściska.
— Musimy ustalić, co mamy. — Luke dodatkowo odchrząkuje, żeby zwrócić naszą uwagę.
Ponownie zajmujemy okupowane wcześniej miejsca. Trzeba zebrać wszystkie informacje i wspólnie zastanowić się, co dalej począć. Pierwszy postanawia zacząć Luke, aby bardziej mnie ośmielić.
— Rozmawiałem z Jonathanem. — Tą rewelacją mnie zaskakuje. — Tak jak przypuszczałem, nic to nie zmieniło. Arogancki dupek, który widzi tylko czubek własnego nosa. Podał za to jeden interesujący szczegół. Jak to stwierdził, że powinienem uważać na kogoś innego, bo strasznie mu na tobie zależy. Wiesz, o kogo może chodzić?
Przez burzę myśli przewija się wiele osób i nazwisk, ale żadnej z nich nie obchodzę w takim stopniu, jaki opisuje Luke. Moi rodzice nie żyją, więc nikt inny nie przychodzi mi do głowy. Nawet była przyjaciółka Lauren nie wydaje się odpowiednią kandydatką. Co prawda, szukała mnie i znalazła, ale udałoby się wcześniej, gdyby bardzo chciała…
— Nie mam pojęcia. Nie posiadam nikogo na tyle bliskiego, żeby mnie poszukiwał. — Wzruszam ramionami.
— Pewnie wkrótce się dowiemy. Tak na marginesie, co to za naszyjnik? Trzymałaś go w ręce razem ze skrawkiem papieru, kiedy wynosiłem cię z pokoju.
— Należał do mojej matki. Ojciec podarował jej go na ich piątą rocznicę ślubu. Był dla niej bezcenny, nigdy się z nim nie rozstawała. Jak wynosili ich… — Na chwilę się zawieszam. — Zwłoki, to nie miała go przy sobie. Nigdy go nie zdejmowała, więc powinno mnie to zaskoczyć, ale nie  miałam wtedy głowy do takich rzeczy. Z resztą byłam dzieckiem, więc taki szczegół nie miał dla mnie znaczenia. — Wkładam rękę do kieszeni spodni w poszukiwaniu skrawka papieru. — Ten fragment mapy wskazuje najbliższe miasto Sackville. Na jego odwrocie ktoś napisał "to było ostrzeżenie". — Podaję kawałek makulatury blondynowi.
— Sackville jest sporym miastem. Jeśli nie wiemy, czego konkretnie w nim szukać, będziemy błądzić jak dzieci we mgle. Taka wskazówka to za mało. — Przygląda się skrawkowi z każdej strony.
Luke robi sobie chwilową przerwę, odkłada papierek na prawe kolano. Sięga następnie do kieszeni bluzy, żeby wydostać z niej paczkę Marlboro i zapalniczkę. Wyciąga ją w stronę Aileen, a następnie moją, jednak obie kręcimy przecząco głowami. Wzrusza ramionami, wyjmuje jednego papierosa i zapala go. Zaciąga się dymem i bawi zapalniczką jednocześnie. Regularnie ją zapala, przelatuje nią przy swoim kolanie, na chwilę przestaje i ponawia sekwencję. Najwyraźniej pomaga mu to w myśleniu. Po chwili patrzy ze zdziwieniem na skrawek. Wstaje natychmiastowo, kierując się w stronę okna prowadzącego do ogrodu. Wymieniamy z Aileen zdziwione spojrzenia, po czym wracamy do śledzenia poczynań chłopaka. Wychodzi na zewnątrz, jednak jego następne posunięcie mnie szokuje.
— Nie! — Biegnę w jego stronę, kiedy przykłada zapalniczkę do kawałka papieru. — Chcesz spalić naszą jedyną poszlakę? Oszalałeś?!
— Patrz uważnie.
Przenoszę wzrok na skrawek, żeby przekonać się, o co mu chodzi. Ze zdziwienia szczęka mi opada. Zaraz przy zaznaczonym mieście widnieją dokładne współrzędne, których nie widać na pierwszy rzut oka.
— Atrament sympatyczny. — Pomału odsuwa zapalniczkę. — Aby go odczytać trzeba podgrzać papier, użyć środka chemicznego albo posiadać światło ultrafioletowe, które znacznie ułatwia sprawę.
— Mamy swój punkt zaczepienia. Aileen, zapisz na telefonie dokładne współrzędne. Musimy zobaczyć, gdzie nas doprowadzą. Najwyraźniej szykuje się następna przejażdżka.
Dziewczyna ociężale podnosi się z fotela, podchodzi do nas, po czym wykonuje jego polecenie. Stuka chwilę palcami o ekran, po czym pokazuje nam dokładny punkt, jaki wskazuje kawałek papieru. Przyglądamy mu się z uwagą. Zanim jednak zdążymy cokolwiek powiedzieć, do naszych uszu zaczynają dochodzić głosy rozmawiających mężczyzn. Z każdą kolejną chwilą stają się coraz głośniejsze.
— Kto to może być? Czyżby twoja rzekoma służba?
— Służącymi bym ich nie nazwał. — Zaciąga się ponownie z widocznym rozbawieniem.
Chwilę później zza kuchni wyłaniają się znajome sylwetki. Faceci entuzjastycznie o czymś rozmawiają, co chwilę przybijając sztamę. Na ich ustach goszczą szerokie uśmiechy. Kiedy nas zauważają, trochę poważnieją.
— Udało się, ale wypada odwiedzić Walkera. Wozy nie są w najlepszym stanie. — Relacjonuje Ashton.
— Miałeś rację, brak tych dwóch typów na wyścigach nie wróżył niczego dobrego. Wymiana ognia w centrum handlowym, gonitwa za Ashtonem, wybuch w sierocińcu, strzelanina przed cmentarzem i to w biały dzień. Do czego jeszcze ci popaprańcy się posuną… — Mike wymienia ostatnie grzechy tamtych palantów.
— I to dopiero początek. Jonathan nie odpuści, ale to najmniejszy problem. Trzeba się zastanowić, kim jest ten trzeci gracz… Ktoś, kogo mamy bać się bardziej, czyli ma większe wpływy od nas obydwu… Pytania wciąż się mnożną, czas szukać odpowiedzi. — Luke rozpoczyna swój wywód. — Posiadamy tylko jedną podpowiedź, mały skrawek papieru, na którym widnieją współrzędne w Sackville. Nie wiemy, co tam zastaniemy, ale trzeba to sprawdzić. Na tą chwilę nic więcej nie mamy.
— Przejedziemy się tam jak tylko wyklepiemy wozy. Uszkodzone na nic nam się przydadzą. — Stwierdza brunet.
— Okej, mamy trochę czasu oraz spokoju. Jutro pojedziemy do Walkera. — Blondyn zgadza się z przyjacielem.
— Chwileczkę, panowie! Jest jeszcze jedna ważna sprawa niecierpiąca zwłoki! — Aileen dołącza do rozmowy.
— Jaka? — Wypowiadają jednocześnie.
— Zakupy! Marisa nie ma żadnych ubrań!
Po dziwnych wyrazach twarzy chłopaków można wywnioskować, że nie mają pojęcia, jak to skomentować. Najgłupszy pomysł, o jakim słyszą w obecnej sytuacji.
— Potrzebuję tylko ładowarki do telefonu… — Mówię nieśmiało.
— Aileen, to jest na twojej głowie. Rób, co chcesz. Chociaż nie wiem, czy telefon jej się przyda w tych okolicznościach. W końcu zostaje tutaj. — "Mrok" odpowiada zrezygnowany.
— Co?! To jest moja sprawa i chcę brać w niej udział! Nigdy byś nie natrafił na ten ślad, gdyby nie ja! Nie zamierzam tutaj bezczynnie siedzieć. — Nie kryję swego oburzenia.
— Nie wiesz, na co się piszesz. To już nie są żarty. Nie masz żadnego doświadczenia, nie potrafisz też się obronić. Będziesz tylko zawadzać. — Ton głosu Luke’a jest stanowczy.
— Więc mnie naucz! Chcę poznać prawdę, a siedzenie tutaj nie sprawi, że ona przyjdzie sama. Jak widzisz, to ja otrzymałam tę wskazówkę i naszyjnik jako dowód, że ta sprawa jest powiązana z moją rodziną. Mogę się przydać na miejscu, aby szybciej poskładać to w całość! — Nie zamierzam odpuścić.
— Chwilę wcześniej płakałaś ze strachu. Myślisz, że dasz radę stanąć twarzą w twarz z bronią i nie spanikujesz? — Dopytuje Aileen.
— Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać… Pewnie, że trzęsę portkami ze strachu. Jestem tylko zwykłą dziewczyną, która nigdy nie miała do czynienia z bronią, ale mam szansę poznać prawdę i może zaprowadzi nas to do tej całej trzeciej osoby. Rozwiążemy sprawę i szybko się rozstaniemy. Każde z nas wróci do swojej rutyny… Z resztą jak już wiesz, Luke, mam niewielkie doświadczenie z nożem… Strach i chęć zemsty potrafią mnie zmotywować do działania… — Staram się zabrzmieć dość przekonująco.
— To się okaże.



2 komentarze:

  1. Hejka ♥️
    Moim zdaniem rozdział nie wygląda na taki, co by był pisany na siłę. Bardzo przyjemnie mi się go czytało :D
    Czytając opis nowej kryjówki, na miejscu Marisy również byłabym pod wielkim wrażeniem. W końcu znalezienie się w takiej posiadłości nie jest codziennością i dziwne, gdyby to nie wywarło na człowieku żadnego wrażenia.
    Cieszę się, że Marisa z Mrokiem i spółką doszli do porozumienia, jednak zastanawia mnie, czy powód, jaki wymienił Luke, jest jedynym, dla którego chce pomóc naszej bohaterce.
    Nie mogę doczekać się momentu, w którym dowiem się, co bohaterowie znajdą w miejscu, którego współrzędne otrzymali. To będzie jakiś dom? Ktoś będzie na nich czekał? Zaczyna się dziać coraz więcej, w wyniku czego chciałabym od razu przeczytać wszystkie rozdziały i aż żałuję, że są opublikowane tylko raz na miesiąc xD
    To zrozumiałe, że Luke nie chce brać ze sobą Marisy. Nie wiadomo, co znajdą na miejscu, więc lepiej nie ryzykować, bo Marisa w takiej sytuacji faktycznie mogłaby być tylko ciężarem. Z drugiej strony bohaterka ma rację, skoro to wszystko jest powiązane z nią i jej rodziną, dzięki niej będzie można wszystko szybciej zlepić w jedną całość. Ciekawe, jaka będzie ostateczna decyzja Luke'a co do tego, czy wezmą ze sobą dziewczynę.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bardzo ciekawi mnie, co znajduje się w miejscu, do którego się wybierają :D

    Pozdrawiam cieplutko,
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!

      Jejku, to dobrze, że nie widać, jak ciężki w mieleniu był ten rozdział. XD Chociaż każdy trochę inaczej to widzi. :P

      Owszem, w końcu trafia do miejsca ze snów, w sumie mogła podziwiać takie budynki jedynie w katalogach czy internecie, a teraz ma okazję w takim przebywać.

      Hmmm, ma on wiele powodów, by pomagać bohaterce, ale o tym przekonasz się w późniejszych rozdziałach. XD

      Cóż, mogłabym tak samo powiedzieć o ZP, a zwłaszcza teraz! Jak można tyle czekać! Ale radość staje się większa, gdy już nadejdzie moment wstawienia postu! <3 A co do znaleziska - już wkrótce się dowiesz.

      Oboje mają swoje racje - Luke i spółka mogą coś przeoczyć, bo może to być jakiś drobiazg pozostawiony jedynie dla Marisy. Jednak to słabe dziewczę, które będzie się tylko plątało pod nogami. Trochę problematyczna sytuacja. :D

      Hmmm, co do następnego rozdziału... Może spotkać cię lekki zawód, ale spokojnie, doczekasz się! XD

      Pozdrawiam cieplutko,
      Lex May

      Usuń