Cały czas w głowie mam
jedynie treść kartki przyczepionej do tamtego kamienia. „Za słabo się starasz”.
Co to może znaczyć? Chodzi o to, że zbyt łagodnie potraktowałam wczoraj Blair?
Nie, to nie to. Staram się pojąć cel nieznanej mi osoby. Po co właściwie wysyła
mi jakieś wiadomości i kto to jest? Czyżby ten tajemniczy informator
i ten chłopak, co mnie śledzi, byli jedną osobą? Już wcześniej zakładałam tą
opcję. Jeżeli on i tym razem wysłał mi wiadomość i to w dość kontrowersyjny
sposób, znaczy, że chodzi mu o „Mrok”. „Za słabo się staram”, bo go nie
zabiłam? Nie miałam z nim najmniejszych szans. Z resztą on powiedział, że to
nie jego sprawka, ale jest gangsterem. Jednak nie widzę powodów, aby miał mnie
okłamywać. Chcę odsunąć się od głupawych akcji, które mogą okazać się
samobójcze i dyskretnie „powęszyć”. Ten koleś najwyraźniej nie zamierza dać mi
spokoju. Najwyżej zignoruję jego wiadomości, ale to będzie trudne przy jego
specyficznym sposobie wysyłania karteczek.
Ten dzień zapowiada się
na chłodny. Słońce od czasu do czasu wygląda zza szarych obłoków. Zimny i
porywisty wiatr towarzyszy mi i Catii przez całą drogę do szkoły. Idziemy dość
szybko, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Cisza ustaje dopiero w
szkolnych murach.
— Wczoraj nie chciałaś
o tym rozmawiać, ale powiedz, chociaż teraz, co tam się stało? — Rudowłosa
zadaje to samo pytanie, którym nękała mnie wczoraj.
— Nie miałam
siły ani nerwów, by o tym rozmawiać. Jakiemuś idiocie najwyraźniej się nudziło
i postanowił wybić szybę akurat wtedy, gdy rozmawiałam z Blair. — Odpowiadam.
— Jakim trzeba być
kretynem, żeby wybijać okno w sierocińcu. Mało tego, przy tym oknie stałyście
wy, czyli normalne osoby. Chociaż Blair raczej do tych normalnych bym nie
zaliczała. — Na to stwierdzenie Ruda wybucha śmiechem.
— I tu masz rację. Do
tego mnie ostrzegałaś, a ja cię nie słuchałam. Kto by pomyślał, że z niej taka
wredna i mściwa żmija.
— Właśnie! I jak
zakończyła się ta sprawa z nożem? — Dostrzegam wyraźnie zaciekawienie na twarzy
przyjaciółki.
— Ten czubek
przynajmniej wyświadczył mi przysługę. — Uśmiecham się szeroko. — Tak nastraszył
Blair tym wybiciem okna, że od razu przyznała się pani Allen do fałszywego
oskarżenia mnie.
— Pewnie myślała, iż to
ty nasłałaś kogoś, żeby wybił tą szybę i ją wystraszył. Uznała twoją zemstę za
gorszą i ustąpiła.
— Dziękuję, nieznajomy. — Mówię z wdzięcznością.
Zatrzymujemy się z
Catią przy szafkach. Rudowłosa od razu zaczyna szperać w poszukiwaniu książek
na pierwszą lekcję. Dziewczyna opróżnia całą półkę, a jej wzrastająca irytacja
jest trochę zabawna.
— Marisa, masz książkę
od biologii? — Przyjaciółka pyta wyraźnie oburzona.
— Wyrzuciłaś całą
zawartość szafki na podłogę i nie znalazłaś? — Chichoczę. — Mam, zaraz ci ją
dam.
Po otwarciu drzwiczek
od swojej szafki wytrzeszczam oczy z niedowierzania. To, co widzę wprawia mnie
w osłupienie. Ktoś stroi sobie ze mnie żarty? Cały regał wymalowany jest na
czerwono. Niestety, po zapachu wykluczam farbę, a po konsystencji przestaję
myśleć, że to może być ketchup. Jest tylko jedna ciecz na świecie, o takim
zapachu i konsystencji — krew. Przełykam głośno ślinę. Blair dała sobie spokój
z żarcikami, więc od razu ją wykluczam. Moje myśli wkraczają na zupełnie inne
tory, gdy dostrzegam napis na drzwiczkach szafki: „Z takim zapałem nigdy się
nie zemścisz. Chyba rodzice nie znaczyli dla ciebie tak wiele, skoro nie chcesz
ich pomścić”.
Ta wiadomość sprawia,
że cała zaczynam się trząść ze złości. Jak ten pieprzony gnojek może uważać, iż
rodzice nie byli dla mnie wartościowi?! Kochałam ich ponad życie, a ktoś w
jedną chwilę mi ich odebrał. Chcę rewanżu, jak niczego innego na świecie, ale
poszłam ostatnio złym tropem i wróciłam do punktu wyjścia. Ten gość nawet nie
próbuje mi pomóc tylko podaje fałszywe informacje i liczy, że zabiję kogoś, kto
nie miał nic wspólnego ze śmiercią moich rodziców? Sama się w tym wszystkim
gubię. Nie wiem, komu mam zaufać.
— Co tak długo szukasz
tej książki? — Catia wyrywa mnie z przemyśleń.
Widząc jak przyjaciółka
zamyka swoją szafkę i zaczyna się zbliżać do mnie, instynktownie zatrzaskuję
drzwiczki.
— Co ty robisz?
— Jednak nie mam
podręcznika do biologii. — Oddycham z ulgą, gdyż zdaję sobie sprawę, że Catia
nie zauważa, w jakim stanie znajduje się wnętrze mojej szafki.
— Wcześniej twierdziłaś
inaczej. — Spogląda na mnie podejrzliwie.
— Tak, ale sprawdziłam
i okazało się, iż nie mam tej książki. — Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu
jakiejkolwiek osoby z naszej klasy.
Mam ochotę podskoczyć
do samego nieba na widok wysokiej brunetki o piwnych oczach i śniadej cerze.
Dziewczyna pewnym siebie krokiem zbliża się do swojej szafki, która znajduje
się nieopodal mojej.
— Bridget! — Podbiegam
do niej. — Masz może książkę od biologii?
— Tak.
— Pożyczyłabyś Catii?
Ma dzisiaj odpowiedź, a swoją gdzieś zapodziała.
— Pewnie. — Dziewczyna
wyciąga podręcznik z szafki, po czym wręcza go Rudej.
— Dziękuję, życie mi
ratujesz. — Catherine obdarowuje brunetkę promiennym uśmiechem.
***
Lekcja biologii dłuży
się w nieskończoność. Współczuję mojej przyjaciółce, gdyż musi męczyć się przy
tej odpowiedzi. Plan jest ułożony niefortunnie, ponieważ to już ostatnia
lekcja. Zawsze męczymy się na niej niemiłosiernie.
Nauczycielka jest
bardzo wymagająca. Tę pięćdziesięciopięcio-letnią kobietę wszyscy uznają za „zło
wcielone”. Jej długie blond włosy zaczynają już siwieć. Być może to wina
uczniów, być może starzenia się. Posiada przenikliwe spojrzenie, którym
obdarowuje w tym momencie Catię. Jest dość szczupła, ubrana w elegancką, czarną
sukienkę. Na nogach ma czarne, na oko dziesięciocentymetrowe szpilki.
Czując wibracje mojego
telefonu od razu wkładam rękę do kieszeni jeansów, aby wyjąć urządzenie. Na
wyświetlaczu dostrzegam, że numer jest nieznany. Normalnie odrzuciłabym
połączenie, ale odnoszę dziwne wrażenie, iż powinnam je odebrać.
Podnoszę rękę do góry
tak, żeby nauczycielka mogła zwrócić na to uwagę.
— Coś się dzieje, panno
Turner? — Pyta.
— Mogę odebrać? —
Pokazuję jej telefon. — Dzwoni do mnie przełożona sierocińca. — Okłamuję ją.
Kobieta skinieniem
głowy daje mi znak, że mogę opuścić klasę. W pośpiechu wychodzę na korytarz.
Przeciągam palcem po ekranie i przykładam smartfon do ucha.
— Słucham?
— Słuchanie to za mało.
Trzeba jeszcze rozumieć, co ktoś do ciebie mówi. — Odzywa się męski głos po
drugiej stronie. — Jesteś cholernie tchórzliwa. Jak ty chcesz się zemścić,
skoro po kilku słowach strach cię oblatuje?
— To ty ufajdałeś mi krwią
całą szafkę, psychopato!
— Ameryki tym nie
odkryłaś, jednak brawo za błyskotliwość, jestem pod cholernym wrażeniem. Ta
krew jest zwierzęca, ale następnym razem może być ludzka, jak tylko sobie
zażyczysz.
— Chory popapraniec!
Zły trop mi podałeś. Co cię w ogóle obchodzi moja rodzina?! — Wybucham złością.
— Powiedzmy, że lubię
się bawić w dobrego wujka. Czemu uważasz, że podałem ci złe informacje?
Uwierzyłaś w jego śmieszne tłumaczenia? — Mówi prześmiewczo.
— A nawet, jeśli. Nie
miał powodu, by mnie okłamywać.
— Pomyśl trochę, to
jest gangster.
— Gdyby był winny to
nie tłumaczyłby się jakiejś dziewczynie, która próbowała go zabić.
— Jakbym powiedział ci,
że jestem baletnicą, też byś uwierzyła?
— Odpuszczam sobie tropienie tego kolesia, ponieważ jest niewinny. — Mój ton głosu jest stanowczy.
— To koniec.
— Mylisz się, to
dopiero początek.
— Co masz na myśli?
— Przekonasz się.
Poziom mojej irytacji
drastycznie wzrasta. Jeżeli ten koleś myśli, że mnie przestraszy to grubo się
myli. Nie jestem jakimś pierwszym lepszym smarkaczem, którego można przerazić
jednym słowem.
Nagle dźwięk
przewracającego się plastikowego kosza na śmieci za moimi plecami sprawia, że
gwałtownie się odwracam. Dostrzegam jedynie
kawałek rękawa czarnej bluzy zza rogu jednego z korytarzy.
— To ty? — Pytam.
Gdy do mojego ucha
dociera dźwięk zakończonego połączenia, chowam telefon do kieszeni. Głos w
mojej głowie podpowiada mi, abym wracała do klasy. Chociaż bardzo chcę się
wycofać i powrócić do sali, ciekawość skutecznie blokuje mi możliwość zawrócenia.
Tak jakby cały korytarz wraz z pomieszczeniami, do których prowadzi, zostaje całkowicie pochłonięty przez ciemność. Nie ma tam nic, a jedynym rozwiązaniem
jest teraz iść przed siebie — prosto do nieznajomego nadawcy.
Robię jeden głęboki
oddech i ruszam w kierunku tajemniczego informatora. Niestety chyba i tym razem
nie zamierza na mnie poczekać, gdyż do moich uszu dochodzi dźwięk kroków, który
z każdą chwilą staje się coraz cichszy. Tym razem nie zamierzam pozwolić mu
uciec i rzucam się do biegu za chłopakiem.
Nie rozumiem jego
postępowania. Dlaczego cały czas ucieka? Nie może ze mną normalnie porozmawiać
jak cywilizowany człowiek? Chociaż po jego dotychczasowym zachowaniu i tym
telefonie przypuszczam, że nie jest do końca normalny. Jaką grę prowadzi? Ten
chłopak postępuje w sposób nielogiczny. Trudno będzie przewidzieć jego następny
ruch, skoro nie postępuje zgodnie z jakimś planem, tylko wszystko wymyśla na
poczekaniu. Jeżeli teraz go zgubię, nie wiadomo kiedy znów się ze mną
skontaktuje.
Jest tak blisko, że nie
mogę łatwo odpuścić. Dzieli nas dosłownie połowa korytarza. Informator skręca w
lewą alejkę, prowadzącą do szkolnych szafek. Przyśpieszam chód, aby móc, chociaż
przez chwilę mu się przyjrzeć.
Gdy wyłaniam się zza
rogu ściany, dostrzegam wysokiego chłopaka, ubranego w czarną bluzę z kapturem,
który zarzucony jest na głowę, czarne pikowane spodnie oraz tego samego koloru
znoszone trampki. Kiedy na chwilę obraca głowę, żeby zobaczyć, czy nadal go
śledzę, zauważam kilka blond kosmyków wystających spod kaptura. Chłopak
skutecznie maskuje swoją twarz. Spostrzegając mnie, tylko przyspiesza
kroku, ale nadal nie zaczyna biec. Ma tak długie nogi, że jego jeden krok to
moje dwa. Nie musi zbytnio się wysilać, by mnie zgubić.
Czuję się jakbym grała
główną rolę w jakimś kiepskim filmie akcji, w którym tylko usiłuje się dorwać
jedną poszukiwaną osobę, a od złapania tego kolesia zależy moje życie — tylko,
że tak właśnie jest. Jednak to nie jest żadne kino akcji, a po skończonej
scenie nie idziemy z ekipą na kawę. Pogoń zakończy się dopiero wtedy, jak jakimś
cudem uda mi się go zatrzymać.
Wyłaniając się z
kolejnego korytarza, doznaję szoku. Chłopak jakby znowu wyparowuje. Jedynie przy
rzędzie szafek dostrzegam jednego z uczniów, który zapewne spóźnił się na zajęcia.
Pośpiesznie podchodzę
do niego z nadzieją, że będzie w stanie mi pomóc.
— Hej. — Zaczynam. — Nie
widziałeś przypadkiem takiego postawnego i bardzo wysokiego chłopaka, podobnej
postury do twojej i do tego ubranego w czarną bluzę, jak ta, którą masz na
sobie, identyczne spodnie i… — Do mojej głowy powoli zaczynają wpływać
podejrzenia po przyjrzeniu się chłopakowi. — Takich samych trampkach. Nawet
włosy miał blond tak jak… ty.
— Hej, niestety nie
widziałem, bo dopiero przyszedłem. A teraz wybacz, ale już jestem spóźniony na
lekcje.
— Poczekaj. — Łapię go
za rękaw bluzy. — Jestem pewna, że to ty!
— Laska, nie wiem, o co
ci chodzi, ale albo najwyraźniej mnie z kimś pomyliłaś, albo jesteś jakaś
szurnięta. — Bez problemu Andrew wyszarpuje się z mojego uścisku i odchodzi w
stronę swojej klasy.
Nie wiem za jak głupią
uważa mnie ten typek, lecz ja nie dam się nabrać na jego sztuczki.
— Słuchaj, dupku. — Wypowiadam to z ogromną nutką irytacji w głosie. — Gówno mnie obchodzi, że
spóźniłeś się na lekcje, a po twoim ociąganiu się z pójściem do sali widać, jak
bardzo ci zwisa przedmiot, który w tym momencie cię omija. Wyjaśnij mi tylko,
czego chcesz ode mnie i od tego całego „Mroku”, że nasyłasz nas na siebie?
— Ja, co robię? — Na
usta chłopaka wstępuje drwiący uśmieszek.
— Nie udawaj i skończ
robić ze mnie idiotkę!
— Nie muszę nic robić,
bo sama się ośmieszasz bez niczyjej pomocy.
Bezczelność i arogancja
tego chama doprowadza mnie do szału. Jestem tykającą bombą zegarową, która lada
chwila może eksplodować. Mam ogromną ochotę go spoliczkować, ale to nic mi nie
da. Jedynie stoję i wpatruję się w niego z mordem w oczach.
— Poznam prawdę prędzej
czy później, a wtedy pożałujesz. — Syczę przez zaciśnięte zęby.
— Już się boję. Nie mam
pojęcia, co sobie uroiłaś w tej chorej główce, ale mało mnie to obchodzi.
Chcesz poznać prawdę? Jesteś jakaś opętana. Idź najlepiej do psychiatry,
przysłużysz się tym wielu osobom. — Rusza przed siebie, puka do sali z numerem
20, a kiedy słyszy ciche „proszę”, znika za drzwiami.
Wracam powolnym krokiem
do swojej klasy, gdyż nauczycielka biologii będzie się niecierpliwić, a nawet
może mnie zapytać z bieżącej lekcji. I tak muszę się jej jakoś wytłumaczyć z
tak długiej „rozmowy telefonicznej”. Zapewne wygląda przez drzwi sali
zajęciowej i wie, że nie ma mnie przed klasą. To najmniej istotne w tym momencie.
Ten gość jeszcze
pożałuje, że ze mną zadziera. Czy to on jest tym informatorem? Ciężko powiedzieć,
ale jakie jest inne wytłumaczenie tej całej sytuacji? Niby tamten koleś ubrał
się tak samo jak Andrew, żeby go w to wszystko wrobić? Czy jest na tyle sprytny
i zarazem perfidny? Ten chłoptaś przewraca moje życie do góry nogami. Daje mi
nadzieję, a potem wyskakuje z fałszywymi informacjami i nasyła mnie na jakiegoś
zbira. Co jeśli jednak jest on wiarygodnym źródłem, powiedział mi prawdę, a ja
uwierzyłam jakiemuś przestępcy?
Cała droga powrotna do
sali zajmuje mi o wiele dłużej, ale to dlatego że teraz nie śpieszy mi się ani
trochę. Pukam do drzwi i wchodzę do klasy.
— Jak miło, że raczyła
pani wrócić przed końcem zajęć. Skoro tak interesuje cię biologia to
przygotujesz referat na następną lekcję z dzisiejszego tematu.
— Ale ja…
— Czy coś jest jeszcze
niezrozumiałe?
— Nie, ależ skąd. —
Mówię to z przekąsem, siadając w swojej ławce. — Suka. — Wypowiadam tak
cicho, że tylko ja mogę to usłyszeć.
***
Po usłyszeniu zbawczego
dzwonka, obwieszczającego koniec lekcji na dzisiaj, wszyscy uczniowie w euforii
opuszczają teren szkoły. Razem z Catią wychodzimy, jako ostatnie, wyklinając
już głośniej na znienawidzoną nauczycielkę biologii.
— Ta szmata wstawiła mi
dwójkę za to, że się produkowałam połowę lekcji. Stwierdziła, iż opowiedziałam
jej niezłą bajeczkę, a większych głupot w życiu nie słyszała. Myślałam, że mnie
coś rozsadzi od środka! — Ruda z oburzenia wymachuje rękoma, o mało nie
uderzając mnie jedną z nich w twarz.
— Uważaj trochę!
— Sorki, ale tak mnie
to stare próchno wkurzyło…
— Mnie też, a do tego
dowaliła mi jakiś zasrany referat. Niech sama sobie go pisze. Nie mam na to
czasu. Do tego pan Collins zapowiedział na jutro kartkówkę z matematyki. — Wzdycham ciężko.
— Na śmierć o niej
zapomniałam! — Catia łapie się za głowę.
— Dlatego dzisiaj idę
na korepetycje do Christiana. — Oznajmiam przyjaciółce z ulgą. Wiem, że Hoover
wszystko mi dokładnie wytłumaczy, bo matematyka była jego ulubionym
przedmiotem.
— Też bym się wybrała,
ale obiecałam pomóc tym młodszym dzieciakom w sierocińcu z geografią, bo sobie
biedactwa nie radzą.
— Tak chętnie im
pomagasz, a później sama zawalasz niektóre przedmioty, ponieważ nie masz czasu
się uczyć. Proszę cię, przyłóż się, chociaż do tej kartkówki. Przysiądź do tego
materiału w przerwach między pomaganiem tym dzieciakom. — Patrzę na nią
błagalnym spojrzeniem. — Też powinny zrozumieć, że musisz się uczyć. Masz za
dobre serce, a te małe potwory to wykorzystują, zabierając ci cały wolny czas.
— Marisa, za co ty tak
bardzo nienawidzisz dzieciaków?
— Ja naprawdę kocham
dzieci, ale czasem potrafią być okrutne. Przecież wiesz, że chcę zostać
psychologiem dziecięcym!
— To musisz trochę
zmienić podejście. — Chichocze. — Przyjdź kiedyś ze mną do świetlicy i pomóż,
chociaż jednemu dziecku w pracy domowej. Ich radość jest największą nagrodą za
pomoc, jaką się im udzieli.
— Może i masz rację,
ale nie w tym tygodniu. A teraz wybacz, jestem już spóźniona. Christian nie
będzie tak długo na mnie czekał. — Przytulam Catię na pożegnanie i skręcam w
przeciwległą uliczkę.
Przyśpieszam kroku, aby
jak najszybciej znaleźć się u przyjaciela. Jest zmęczony po pracy, ale mimo to
zgadza się mi pomóc, więc muszę dotrzeć do jego mieszkania jak najszybciej. Źle
się z tym czuję, że dodatkowo go męczę, jednak sama nie potrafię zrozumieć
ostatnich trzech tematów, a dla Christiana to pestka. Kiedyś mu się za to
odwdzięczę.
Czy jednak dam radę się
skupić na nauce? Moje myśli nadal krążą nad sprawą „Mroku”, "Crossa" i informatora. Chcę
dowiedzieć się, co wspólnego mają z moimi rodzicami, dlaczego akurat jeden
nasyła mnie na drugiego. Spotkanie ich to nie zbieg okoliczności tylko
zamierzony cel. Kiedy znowu spotkam któregoś z nich? „Mrok” nie prędko, a może
wcale? "Crossa" jeszcze nie spotkałam... Informator nęka mnie na każdym kroku, więc problemu nie ma. W sumie to
nadal nie wiem, skąd zdobył mój numer. Jakim cudem mu się to udało?
Może to ktoś znajomy? Z tym całym Andrew widuję się tylko na korytarzu. Jest
zaledwie rok młodszy ode mnie i to synalek dyrektora. Wątpię, żeby miał mój
numer telefonu. Zbyt dużo podejrzeń, zbyt mało dowodów.
Zatrzymuję się tuż
przed wejściem na klatkę schodową. Dzwonię domofonem i czekam, aż Christian
odbierze.
— Tak?
— Tu Marisa, wpuścisz
mnie do środka?
Bez zbędnych słów
pociągam za drzwi, a następnie wchodzę do środka. Tym razem już bez pośpiechu
wchodzę po schodach. Nie ma ze mną Catii, więc nie mam się z kim ścigać,
chociaż nawet gdyby tu była, to odpadłaby dość szybko.
Kiedy docieram na
odpowiednie piętro, na moją twarz wstępuje szeroki uśmiech na widok
przyjaciela. Podchodzę do niego i witam się, ściskając go mocno.
— Gotowa na korepetycje
z bogiem matematyki?
— Bogowie nie powinni
być skromni?
— Jestem tym seksownym
wyjątkiem. — Chłopak próbuje oprzeć się o ścianę po jego lewej stronie, ale
marnie mu to wychodzi i o mało nie ląduje na podłodze, tłukąc sobie cztery
litery.
Na ten zabawny widok
wybucham tak głośnym śmiechem, że pewnie wszyscy sąsiedzi wykręcają właśnie
numer na policję, że na tym piętrze dzieją się dziwne rzeczy.
— Popracuj trochę nad
lądowaniem, bogu wszystkich wpadek.
— To mnie złapiesz,
mięśniaku. Dobra dość żartów, chodź do salonu. — Skinieniem dłoni zaprasza w kierunku
najbliższego pomieszczenia.
Posłusznie wykonuję
jego polecenie i siadam na jednym z krzeseł. Wyciągam z torby książkę od
matematyki i zeszyt, a następnie czekam, aż przyjaciel zajmie miejsce obok
mnie.
Ma dziwne poczucie humoru, ale ten facet jest naprawdę w porządku. Kiedy trzeba, zachowuje
się jak dżentelmen i zawsze służy pomocą. Powie prawdę, nawet najbardziej
bolesną, bo nienawidzi kłamstw.
— Gotowa? — Christian
siada obok mnie, stawiając przed nami dwa kubki gorącej herbaty.
— To będą najdłuższe
godziny korepetycji mojego życia.
— Przynajmniej w dobrym
towarzystwie. Otwórz zeszyt na ostatniej stronie i powiedz, czego dokładnie nie
rozumiesz.
Hejo! Głupio wstawiać rozdział po tak długim czasie, ale przynajmniej dobrze, że w ogóle jest opublikowany. :P Nic nie mogę na to poradzić, bo przygotowania do matury skutecznie zabierają mi czas i siłę. Mam trochę do nadrobienia u was i postaram się zajrzeć na wasze blogi jak najszybciej. W każdym razie jak przez chwilę myślałam nad tą opowieścią, przypomniały mi się wasze komentarze. W informacji "Uwaga" pod stronami dodałam małe sprostowanie. Jeżeli chodzi o to, że moje opo dla niektórych jest "czarno-białe" jest ciekawe. Sama nigdy go tak nie widziałam, ale chcę poznać różne punkty widzenia, więc będę nad tym myślała i spróbuję na nie popatrzeć również z waszej perspektywy. :) Nie wiem kiedy wstawię tutaj kolejny rozdział, bo jedynie przepisałam do worda to, co napisałam we wrześniu w kolejce do lekarza. W każdym razie może uda mi się coś naskrobać w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca i wybaczycie mi wstawianie tych rozdziałów po dość długim czasie i sporą nieobecność u was. :P
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej u Ciebie jestem na bieżąco xd
Rozdział jak zawsze zaczął się tak niewinnie :D
Przy szafkach na serio nie sądziłam, że coś się wydarzy. Jaki był mój szok, kiedy okazało się, że Marisa ma wysmarowaną szafkę. I to w dodatku krwią. Po raz kolejny zastanawiam się, kim jest ten chłopak i przede wszystkim jakim cudem... wie tyle o bohaterce? No wie, gdzie ma szafkę, a nawet zna jej numer telefonu... Musi być to ktoś, kto ją dobrze zna. I w sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby tym kolesiem okazał się ten Andrew. Jednak z drugiej strony niekoniecznie musi być to on. Wyglądało na to, że chłopak na serio nie wiedział o co chodzi Marisie. No chyba że jest tak doskonałym aktorem ;)
Nie muszę chyba mówić, że chciałabym, żeby tajemniczy informator pojawił się nawet i w kolejnym rozdziale. Bardzo mnie zaintrygował, a na pewien sposób go polubiłam. Cóż... Nic nie poradzę na to, że ciągnie mnie do takich osób xd
Christian to wspaniały kolega! Nie każdy będąc zmęczonym po pracy zechciałby udzielić korepetycji. I to jeszcze z matematyki! Chłopak ma u mnie wielkiego plusa, bo ja z matematyki jestem raczej noga xd
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i przede wszystkim na tajemniczego gostka. No i nie zapominam tutaj o Mroku. Mam nadzieję, że on też jeszcze nie raz zawita :D
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Hehehe przynajmniej u mnie! xD
UsuńJakoś zawsze rozdział zaczynam niewinnie, a potem staram się wprowadzić akcję, choć nie zawsze to wychodzi. xD
Nie chcę za dużo zdradzać, więc nie powinnam raczej wypowiadać się na temat Andrew. Akurat to jak powolnie Marisa przyglądała mu się i mówiła po kolei, że jest ubrany i ma podobną fryzurę do tego, kogo widziała, tak mnie śmieszyła. xD
Też nienawidzę matematyki, ale trzeba się z nią zaprzyjaźnić (przynajmniej do matury). xD Christian mimo zmęczenia stara się pomóc przyjaciołom, gdyż są jedynym, co ma. :D
Informator... wiem, że bardzo chcesz go zobaczyć w następnym rozdziale, ale kto wie. xD
O Mroku nie mogę zapomnieć! :P Też mi się wydaje, iż nie raz jeszcze zawita. :)
Dziękuję za opinię kochana. :*
Niezła agentka z tej Blair, skoro tak szybko przyznała się do kłamstwa… Ale skoro pomyślała, że to wybicie okna to nie przypadek, a próba zastraszenia jej, to w sumie rzeczywiście mogła przez to pęknąć. Choć przyznam, że nie sądziłam, że jest taka lękliwa :D Rżnie cwaniarę, a jak przyjdzie co do czego, to ucieka podkulonym ogonem.
OdpowiedzUsuńNie mogę pozbyć się wrażenia, że ten „informator” chce w coś wrobić Marisę. Nie wierzę w bajeczkę o „dobrym wujku” bo to się w ogóle kupy nie trzyma. Jak dla mnie facet bardzo by chciał, żeby Marisa zabiła Mroka (nie wiem jak to odmieniać, haha :D), bo on sam ma z nim jakieś zatargi. A śmierć rodziców Marisy może być tylko wymówką, żeby przekonać ją do zabójstwa. Znalazł po prostu kogoś, kogo może łatwo zmanipulować, zasiać nienawiść do Mroka i przekonać, by wykonał czarną robotę za niego. Proste i logiczne, chociaż nie jestem pewna, czy dobrze myślę. Na razie na to mi wygląda, ale kto wie, co dla nas przygotowałaś ;)
W każdym razie robi się coraz ciekawiej. Marisa wydaje mi się taką postacią, której łatwo coś wmówić, łatwo do wielu rzeczy przekonać i obawiam się, że niebawem wpadnie przez to w kłopoty. No bo skoro wystarczyła jedna wiadomość, by w środku nocy poszła do parku zabić mordercę rodziców, to co będzie dalej? Nie wróżę jej chyba długiego życia :D
I jakoś nie wydaje mi się, żeby to ten Andrew był tajemniczym informatorem. Wiem, że miał takie same ciuchy, ale… czuję, że to nie on xD
Moje zastrzeżenia:D :
„Jeżeli teraz go zgubię, niewiadomo kiedy znów się ze mną skontaktuje” – nie wiadomo
„Spostrzegając mnie, tylko przyspiesza swojego kroku” – a może przyspieszać krok kogoś innego? Wiadomo, że swój więc usunęłabym to „swojego’ ;)
„wpatruję się w niego z nożami w oczach” – nożami w oczach? Trochę to... dziwne :D
Na koniec jeszcze powiem, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej. Przynajmniej moim zdaniem. Gdy nie ma fragmentów, w którym bohaterka zachowuje się tak strasznie głupio, irracjonalnie i gdy akcja nie pędzi za szybko to opowiadanie jest naprawdę ciekawe i przyjemnie się to czyta. Myślę, że naprawdę ma potencjał, więc życzę Ci dużo weny i przede wszystkim chęci, żeby to ciągnąć;)
Pozdrawiam i ściskam! ;**
Nawet sama nie wiem, co mam odpisać. xD Jakoś nic więcej na temat Blair mówić nie trzeba, bo trafiłaś tutaj w sedno. xD
UsuńA może jednak informator jest dobrym wujkiem? xD Powiedzieć nie mogę, ale widzę, że czujna jesteś. ;p Marisa to bardzo łatwowierna dziewczyna, której można wmówić wszystko. :) Przez to nie raz wpakuje się w kłopoty, ale cóż na to poradzić? :P
"Nie wróżę jej chyba długiego życia :D" - powaliłaś mnie tym hahahahaha. xDDD
Czy Andrew jest tym informatorem... Przekonasz się później.
Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy. ^^ Nie mam pojęcia jak właśnie zmienić to "z nożami w oczach", bo nie raz próbowałam... ;/
Miło słyszeć, że jednak do końca ta pisanina nie jest taka beznadziejna, jednak wiele jej jeszcze brakuje. xD Staram się jakoś to poprawiać i już nie pisać tak bardzo głupiego zachowania Marisy, ale to jest trudne, gdyż ona jest zbyt naiwna. xD
Mam nadzieję, że uda mi się to opowiadania skończyć i nie zawieść. :)
Dziękuję kochana za opinię! :*
Jakby informator chciał dla niej dobrze, to by jej nie wysyłał w ręce Mroka xD
UsuńMoże na "z mordem w oczach?" ;D
Ja nigdy nie uważałam, że jest beznadziejna ;) I Ty też tak nie myśl! ;)
To ja już lepiej nic nie piszę, bo mogę za dużo zdradzić. xD
UsuńDziękuję kochana! "Z mordem w oczach" pasuje idealnie!!
Hehehehe dziękuję, choć mam pewne wątpliwości, co do tego opowiadania. xD Bardzo krytycznie oceniam wszystkie swoje prace, może nawet zbyt. :P