poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Chapter 9


Droga powrotna do sierocińca dłuży się i dłuży. Wydaje się jakbym miała przejść całą długość miasta, a nie tylko kilometr. Pogoda dzisiejszego dnia jest wyjątkowo paskudna. Od samiutkiego poranka towarzyszą mi spadające krople deszczu. Niebo zasnute jest szarymi chmurami i wydaje się, że nie ma szans na poprawę.
Zarzucam kaptur szarej bluzy na głowę i wracam razem z Catią do sierocińca. Dziewczyna na szczęście nie ma pojęcia, co się wydarzyło wieczorem. Kiedy wróciłam niezauważona, myślałam, że to prawdziwy cud. Odłożyłam nóż do kuchni, a klucze rzuciłam niedaleko drzwi do pokoju woźnej tak, aby mogła je bez problemu znaleźć. Potem położyłam się na łóżku i jak gdyby nigdy nic starałam się zasnąć, co było prawdziwym wyzwaniem. Catia nie zauważyła mojej nieobecności, ponieważ spała jak kamień, więc spokój nie opuszcza mnie nawet do tej chwili.
Spotkanie z „Mrokiem” zachowam w tajemnicy. Mam mieszane uczucia względem tego chłopaka. Mógł po prostu mnie zabić, a jednak tego nie zrobił i na dodatek mnie ostrzegł. Tak nie zachowuje się seryjny morderca. Sama już nie wiem czy ufać jego słowom. Skoro nie on zamordował moich rodziców, to kto? Spotkanie z nim miało wszystko wyjaśnić, a przyniosło mi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie mam żadnych tropów, którymi mogę podążać, poza jednym — tajemniczym informatorem. To może być ten blondyn łażący za mną, ale niekoniecznie. Na tę chwilę muszę zakładać, iż to on, żeby móc wykonać jakiś ruch. Wytężę wzrok i słuch, choćby nie wiem co, wykopię go nawet spod ziemi, by z nim porozmawiać. Ten chłopak coś wie, lecz z jakiegoś powodu nie chce wdawać się ze mną w konwersację. 
— Ledwo rok szkolny się zaczął, a my już mamy tyle nauki, że wszystkiego się odechciewa. — Catia zaczyna narzekać.
— Muszą nas przycisnąć, abyśmy zdały maturę z bardzo dobrymi wynikami. Tak ci to przeszkadza? — Mówię z lekką nutą irytacji w głosie.
— Zazwyczaj lubiłaś narzekać razem ze mną, a teraz nagle przestaje ci to zawadzać?
— Bo nic mi nie da, że będę marudziła jak nam źle, iż tyle musimy się uczyć. To ostatni rok, więc trzeba się bardziej przyłożyć. To takie dziwne? — Pytam.
— Ty ogólnie zachowujesz się ostatnio dziwnie. — Stwierdza.
— Co masz na myśli? — Dziwię się.
— Szukasz jakiegoś kolesia, na którego odnalezienie posiadasz małe szanse. Nie przeszkadza ci to, że mamy dużo nauki, a mimo wszystko nie uważasz na lekcjach ani trochę, tylko myślisz Bóg wie o czym.
— Przestałam go szukać. I tak nigdy go nie odnajdę — Kłamię. — Wcześniej zamyśliłam się po prostu. Teraz akurat myśli miałam zajęte rozbrajającym widokiem Blair całej w bitej śmietanie i owocach. — Na to wspomnienie wybucham głośnym śmiechem.
— Przyznam, że udało ci się ośmieszyć królową bagien, ale ona nie pozostaje dłużna. Prędzej czy później zechce się na tobie zemścić. Wydaje mi się, iż to będzie cholernie nieczyste zagranie. — Catia stara się zniszczyć mój dobry humor swoimi wywodami.
— Nie wykluczam tego. Muszę w takim razie być czujna i nie pozwolić jej się odegrać. To tylko głupia blondynka z niskim poziomem IQ, która nie potrafi odróżnić kota od psa. — Jestem pewna swoich słów jak nigdy dotąd.
— Ja na twoim miejscu bym jej nie lekceważyła, bo możesz się przejechać na swojej pewności. Postępuj jak chcesz, bo nie zamierzam tobą rządzić. — Rudowłosa wzrusza ramionami.
Nie kontynuujemy już tej zbędnej konwersacji, która do niczego nas nie zaprowadzi. Idziemy dość szybkim tempem, aby dotrzeć wreszcie do sierocińca i rozpocząć naukę na następny dzień. Prawdziwą radość wywołuje u mnie przejście dla pieszych, ponieważ znajduje się niedaleko miejsca, do którego zmierzamy. Rozglądam się uważnie pomimo deszczu wpadającego mi do oczu, żeby mieć pewność, iż możemy bezpiecznie przejść na drugą stronę jezdni. Samochody znajdują się w dość znacznej odległości, więc ruszam pewnym krokiem przed siebie. W połowie drogi słyszę dźwięk, który bardzo mnie niepokoi, dlatego przekręcam głowę w prawo, aby zobaczyć, co jest jego źródłem.
Serce niemalże podskakuje mi do gardła na widok czarnego SUV-a, znajdującego się kilka centymetrów ode mnie. Zamykam oczy, wiedząc, iż nie zdążę uciec przed rozpędzonym samochodem. Nagle czuję, jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Upadam na ziemię, wydając z siebie przeraźliwy krzyk. Przez chwilę boję się otworzyć oczy. Dźwięk pisku opon przy hamowaniu sprawia, iż się przełamuję. Powoli uchylam powieki, żeby za chwilę całkowicie je otworzyć ze zdziwienia. Wraz z przyjaciółką leżymy na drugiej części jezdni, blokując jakikolwiek ruch pojazdów, znajdujących się na drodze.
— Co za palant jechał tym SUV-em! — Komentarz Catii jest przepełniony jadem.
— Ten kretyn mógł mnie do cholery zabić. — Ledwo udaje mi się wykrztusić te słowa.
— Może lepiej wejdźmy na chodnik, bo kierowcy się niecierpliwią. — Wypowiedź przyjaciółki podkreślona jest dźwiękiem klaksonów.
Wstajemy gwałtownie i biegniemy przed siebie. Gdy docieramy na chodnik, stoimy chwilę, patrząc na siebie w ciszy.
— Widziałaś kto prowadził tamten samochód? — Catia przełamuje ciszę.
— Jakiś młody chłopak. Kto daje prawo jazdy blondynom? — Zaciskam ręce w pięści.
— Przy takich kierowcach nawet na chodniku nie będziemy bezpieczne. Lepiej się pospieszmy i chodźmy stąd.
Tylko przytakuję skinieniem głowy i ruszamy natychmiastowo w stronę naszego domu. Nadal roztrzęsione i wściekłe, pogłębiamy się w swoich przemyśleniach.
Ten tydzień wydaje się być najgorszym w moim życiu. Tyle lat spokoju, a teraz co? Najpierw jakiś tajemniczy chłopak mnie śledzi, potem dowiaduję się, że śmierć moich rodziców mogła nie być przypadkowa, spotykam się z tym całym „Mrokiem” i nic się praktycznie nie dowiaduję, a teraz jeszcze jakiś idiota o mało mnie nie potrąca. Nikt nie trzyma się przepisów i widać jak to się kończy.
Jestem niezmiernie szczęśliwa, dostrzegając mury sierocińca. Wraz z wejściem do budynku odchodzą wszystkie obawy związane z tym „piratem drogowym”. Przepełnia mnie ogromna ulga, gdyż to miejsce wydaje mi się w tej chwili najbezpieczniejsze. Z przyjaciółką idziemy do naszego pokoju, gdyż jesteśmy zmęczone całym dniem. Wchodząc po schodach na pierwszym piętrze zauważam najbardziej znienawidzoną przeze mnie dziewczynę, czyli Blair. Na jej umalowanych czerwoną szminką ustach widnieje szeroki uśmiech. Spoglądam na nią z pogardą, gdyż inaczej patrzeć się nie da na osobę, która oferuje swoje usługi seksualne, żeby zdobyć pieniądze na markowe ubrania i drogie kosmetyki. Jej widok napawa mnie obrzydzeniem. Ten uśmieszek mimo wszystko nie daje mi spokoju. Czyżby wymyśliła w jaki sposób się na mnie zemści?
— Co się morda cieszy? — Moja ciekawość bierze górę i pytanie samo wylatuje z moich ust, gdy mijam Blair.
— A co, mam płakać? — Blondynka wybucha głośnym śmiechem.
— No raczej powinnaś, gdybym ja wyglądała tak jak ty, już dawno bym się powiesiła. — Nie mogę powstrzymać się przed kąśliwą uwagą w kierunku tej smarkuli.
Catherine próbuje powstrzymać się przed wyśmianiem Blair, jednak nie wychodzi jej to i już po chwili głośny śmiech Rudej rozbrzmiewa na całym piętrze. Tryumfalny uśmieszek wstępuje na moją twarz, gdyż gówniara milczy. I znowu wygrywam, Blair. Idź się wypłacz przyjaciółeczkom. Wbrew moim oczekiwaniom, szeroki uśmieszek nadal widnieje na ustach piętnastolatki.
— Miła jak zawsze, ale ciekawi mnie, czy wkrótce również będzie ci do śmiechu. — W tej chwili ociera się o moje ramię i schodzi na parter.
Rozszerzam oczy ze zdziwienia, nie mając zielonego pojęcia, o czym mówi Blair. Spoglądam pytająco na Catię, która jest równie zaskoczona.
— Gówniara musiała przyszykować naprawdę paskudną zemstę. — Z ust przyjaciółki wydobywają się słowa, w które początkowo ciężko mi uwierzyć.
— Ona jest głupia jak but. Myśli jedynie jak tu dać dupy, żeby dostać jak najwięcej. — Nie przestaję wyśmiewać blondynki, choć ona już dawno znika z naszego pola widzenia.
— Żebyś się tylko nie przeliczyła. Nie wiem czy zamierzasz tutaj czekać na nią, ale ja idę do pokoju, bo jestem wykończona. — Oznajmia przyjaciółka.
Nie widzę jakiegokolwiek powodu, aby czekać na tą małą wiedźmę. Jestem pewna, że nie jest ona w stanie wymyślić żadnej okrutnej zemsty. Co najwyżej może mnie oblać zimną wodą na pobudkę. Wchodzę więc na ostatnie piętro razem z Catią, zapominając zupełnie o zemście Blair. Nie będę zaprzątać sobie głowy jakimiś dziecinnym kawałem, który pewnie wymyśli ta kretynka. Mam ważniejsze rzeczy na głowie — bardzo dużo prac domowych.
Catia, od razu po przekroczeniu progu naszego pokoju, rzuca się na łóżko, ja natomiast zajmuję miejsce przy stoliku. Wyjmuję zeszyt i zaczynam myśleć nad jednym z dziesięciu zadań, podyktowanych nam przez Collinsa. Jestem w stanie zrozumieć, że prof. Richard Collins żyje matematyką i niczym innym, ale powinien nam trochę odpuścić. Co prawda, jesteśmy klasą o profilu matematycznym, jednak można uznać te zadania za lekką przesadę. Nie myślę o żadnym zawodzie w przyszłości związanym z tym przedmiotem. Powinnam wybrać profil humanistyczny, ale poszłam na ścisły specjalnie na prośbę Catii i Jordana. W ten sposób utrudniłam sobie drogę do studiów psychologicznych, ponieważ nie potrafiłam im odmówić.
— Zostaw te zadania, bo ci mózg eksploduje. — Mówi ruda zbolałym głosem.
— Prędzej czy później muszę się za nie zabrać. Jak teraz rozwiążę wszystkie zadania, to będę miała resztę dnia na odpoczynek. Tobie też radzę tak zrobić, leniu. — Wskazuję na przyjaciółkę długopisem.
— Nie mam siły. — Macha ręką w geście kapitulacji.
Przez dłuższą chwilę wpatruję się w zeszyt. Jeden przykład całkowicie mnie załamuje. Nie jestem w stanie go rozwiązać, choć próbuję już dobrych kilka minut rozprawić się z tym równaniem. Coraz więcej bazgrołów pojawia się na kartce, aż w końcu odkładam długopis całkowicie zrezygnowana. Słyszę rozmowę na korytarzu, która robi się coraz głośniejsza. Nic w tym dziwnego, ale to jeden głos należy do przełożonej sierocińca. Gdy drzwi do naszego pokoju otwierają się, w progu staje pani Allen z powagą wymalowaną na twarzy. Obie z Catią spoglądamy na siebie zdziwione.
— Czy coś się stało? — Pytam, wstając z krzesła.
— Owszem, stało się. — Ton naszej „opiekunki” jest strasznie szorstki. — Wczorajszego wieczoru zaginął nóż z kuchni. Kucharki dokładnie go szukały, ale nie znalazły. Doszły mnie słuchy, że to ty go ukradłaś, Mariso.
— Co proszę?! — Nie dowierzam w to, co słyszę.
— Przygarnęłam dzieciaki do tego sierocińca nie po to, aby kradły. Do tego tym narzędziem łatwo można wyrządzić komuś krzywdę. Jeśli się okaże, iż faktycznie ty go ukradłaś, czekają cię poważne konsekwencje. Przyszliśmy przeszukać twój pokój.
Słowa przełożonej całkowicie wyprowadzają mnie z równowagi. Mam ochotę wykrzyczeć na cały sierociniec, że wszystko, co o mnie słyszała, to kłamstwa. Niestety w takich sytuacjach lepiej zachować spokój, chociaż jest to niezwykle trudne.
— To przecież zwykłe kłamstwa. Marisa niczego by nie ukradła. — Catia staje w mojej obronie.
— Skoro tak faktycznie jest, to nie będziecie miały nic przeciwko, żebyśmy się tu rozejrzeli? — Pani Allen z trudnością udaje się zachować niewzruszony wyraz twarzy.
Ta kobieta kocha nas jak własne dzieci i wiem, że teraz zmaga się z ogromnym bólem, musząc powiedzieć o podejrzeniach względem mojej osoby. Wiem to, ponieważ jej oczy z ogromnym smutkiem lustrują mnie, chcąc wyczytać informacje o domniemanej winie.
Skinieniem głowy odpowiadam  na jej pytanie, przesuwając się w kąt pomieszczenia, aby nie przeszkadzać w przeszukiwaniu. Pani Allen wchodzi do pokoju pewnym siebie krokiem, a za nią podąża woźna oraz osoba, której się tutaj nie spodziewam — Blair. Przygryzam wargę i zaciskam pięści, starając się jakoś opanować. Jeśli to ona fałszywie mnie oskarża, może modlić się, abym nie pobiła jej dotkliwie. Przecież nóż odłożyłam do kuchni zaraz po powrocie, więc nie znajdą go u mnie. Wątpliwe, że ta mała zdzira widziała mnie wczoraj, jak wychodziłam szukać „Mroku”, dlatego dziwny jest fakt, jak mogła wpaść na pomysł z kradzieżą noża. Skoro kucharkom zaginął jakiś nóż to znaczy, iż Blair musi go gdzieś ukrywać. Może faktycznie jej nie doceniam.
Razem z przyjaciółką patrzymy na tą tępą blondynkę, która szyderczo się uśmiecha. Nie mogąc znieść jej obrzydliwej mordy, kieruję wzrok ku woźnej, wyrzucającej wszystkie ubrania z mojej szafy. Jak już obrócą cały pokój do góry nogami i nic nie znajdą, sama złapię Blair za jej szmaty kupione w galerii i każę sprzątać bałagan. Mam ochotę ją rozszarpać. Nie jest mistrzynią w obmyślaniu zemsty, więc pewnie tylko rzuca słowa na wiatr, żeby mnie wystraszyć przeszukaniem pokoju. Gdy po około dziesięciu minutach woźna nic nie znajduje, zaczyna ogarniać mnie spokój. Kiedy tylko skończą zamieniać moje pomieszczenie w pobojowisko, to Blair będzie miała kłopoty za fałszywe oskarżanie mnie.
Krzyżuję ręce na piersi i zaczynam nerwowo tupać prawą nogą, nie mogąc się doczekać tłumaczeń blondynki.
— Pani Allen, znalazłam ten nóż. — Słowa woźnej wprowadzają mnie w osłupienie.
Jakim cudem pod moją poduszką znajduje się to narzędzie?
— Mariso, pójdziesz teraz z nami. — Oznajmia przełożona.
Bez słowa sprzeciwu opuszczam pokój jako pierwsza. Kieruję się w stronę schodów, aby zejść na parter do gabinetu przełożonej. Zawsze najważniejsze sprawy omawiane są właśnie w tym miejscu. Catia musi posprzątać cały bałagan, więc nie może iść z nami. Tylko jak mam się teraz wybronić przed oskarżeniami Blair? Wpakowała mnie w niezłe bagno. Jeśli pani Allen uwierzy w to wszystko, z ogromną przyjemnością uduszę tą małą france.
Przebyta droga wprost do gabinetu przełożonej mija jak z bicza strzelił, ale nie ma się co dziwić — przecież to tylko dwa piętra niżej. Zatrzymuję się przed drzwiami i czekam, aż reszta „oskarżycieli” przyśpieszy swoje tempo i dotrze tutaj zanim będzie noc. Blair dociera na miejsce zaraz po mnie, ale dyrektorka sierocińca i sprzątaczka idą bardzo wolno, dyskutując tak cicho, abyśmy z blondynką nie słyszały.
— Mariso, wejdź do środka, a ty Blair zostań tutaj z panią Carter. — Mówi przełożona, będąc już blisko nas.
— Jestem głównym świadkiem. Muszę wejść i usłyszeć, co Marisa ma na swoją obronę. — Tempa małolata najwyraźniej jest niezadowolona.
— Twoją wersję już słyszałam. Teraz chcę w spokoju porozmawiać z Marisą. Zajmie nam to chwilę, a później porozmawiam z wami obiema. — Pani Allen przedstawia sprawę stanowczo.
— Niech będzie. — Burczy pod nosem blondynka, piorunując mnie spojrzeniem.
Przełożona otwiera drzwi do gabinetu i wpuszcza mnie do środka. Z ogromnym grymasem na twarzy wchodzę do pomieszczenia. Rozsiadam się wygodnie na krześle, naprzeciwko biurka. Pani Allen siada na swoim miejscu za blatem i dość długo zastanawia się, jak zacząć rozmowę. Kobieta stara się opanować nerwy, jakie w tej chwili nią targają, żeby konwersacja przebiegała spokojnie. Nie jest to jednak proste. Nerwowo stuka palcami o blat biurka, płytko oddychając.
— To nie ja. — Postanawiam przełamać dłużącą się ciszę.
— W takim razie skąd pod twoją poduszką wziął się nóż ukradziony ze stołówki?
— Blair mi go podłożyła. Wczoraj jakiś chłopak potknął się i upaćkał jej nowe łachy, ale nasza księżniczka oczywiście winą za to obarcza mnie. — Staram się jakoś bronić.
— Nie jest do tego zdolna.
— A ja niby jestem? — Zadaję pytanie, chcąc dowiedzieć się, komu bardziej wierzy pani Allen.
— Nie za bardzo chce mi się wierzyć w twoją winę, ponieważ nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów. — Ton głosu kobiety nadal się nie zmienia, jest przepełniony troską.
— Dlaczego w takim razie mi pani nie wierzy?! — Wstaję i uderzam otwartą dłonią o blat.
— Nie da się rozwiązać tak łatwo sprawy, gdzie jest słowo przeciwko słowu. Obie jesteście dla mnie jak córki i czuję jak łamie mi się serce. Niestety muszę być stanowcza. Ta sprawa jest poważna. Nie mam pojęcia, jak wydobyć z was prawdę.
— No nie wierzę. — Kręcę przecząco głową z niedowierzaniem.
— Co chciałaś zrobić z tym nożem? — Jej pytanie rani bardziej niż jakiekolwiek ostrze.
Nie mogę pojąć, w jaki sposób Blair udaje się przekonać przełożoną do mojej winy. Złość i rozpacz przejmują nade mną kontrolę. Już nie wiem, jak mam się bronić przed oskarżeniami, skoro pani Allen nawet nie usiłuje mnie zrozumieć. Cały czas usilnie próbuje mi wmówić to, że ja jestem winna i ukradłam ten cholerny nóż. Dyrektorka powinna być bezstronna i wysłuchać obu wersji. Blair jest mściwa i ona doskonale o tym wie. W takim razie, czemu nie dopuszcza do siebie myśli o winie tej jędzy?
— No trudno. Skoro mi pani nie wierzy, nie ma sensu ciągnąć dłużej tej rozmowy. — Przygryzam dolną wargę, aby nie powiedzieć paru nieprzyjemnych słów za dużo.
— Jeszcze nie skończyłyśmy rozmawiać. — Mówi zdziwiona kobieta.
— Pani może nie, ale ja tak. — Odpowiada, kierując się w stronę drzwi.
Pociągam za klamkę i odpycham je od siebie. Zatrzaskuję wyjście z ogromnym hukiem. Kieruję się w stronę blondynki, która o dziwo stoi teraz sama na korytarzu przy oknie.
— I jak tam rozmowa? — Złowieszczy uśmieszek nie schodzi z jej twarzy.
— Jeżeli to jest zemsta za tamto upokorzenie cię w stołówce. to wiedz, że przesadziłaś.
— Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. — Dziewczyna udaje niewiniątko.
— Na takie gierki tylko panią Allen nabierzesz. — Mówię z wrogością.
— Ze mną się nie zadziera. Ja zawsze wygrywam, a ty teraz będziesz miała przerąbane. A może namówię przełożoną, aby wezwała policję? — Jej słowa powodują, że tracę panowanie nad sobą.
Jeden zamach i blondynka dostaje z liścia w twarz. Dziewczyna łapie się za obolały lewy policzek i patrzy na mnie z jeszcze większą złością. Próbuje odpłacić się tym samym, lecz w porę uchylam się przed jej dłonią i zadaję jej jeden cios z pięści w brzuch. Blair pada na kolana z krzykiem.
— Ty idiotko! — Jej głos jest roztrzęsiony. Mało brakuje, a zacznie płakać.
— Masz to wszystko odwołać! — Wydzieram się na całe gardło.
— A jak nie, to co?
— A chcesz się dowiedzieć jak wygląda prosektorium? — Mówię z uśmieszkiem tryumfu wymalowanym na twarzy.
Blair widać nie jest taka tępa, bo pojmuje aluzję. Pomału staje na równe nogi, nadal trzymając się za brzuch.
— To jak będzie?
— Wal się!
— Zła odpowiedź.
Wymierzam blondynce kolejny cios, gdy nagle szyba całkowicie rozpada się na tysiące kawałków. Obie zaczynamy histerycznie krzyczeć. Jesteśmy całkowicie zdezorientowane. Patrzymy po sobie przerażone.
— Blair, twoje ramię. — Wskazuję na wymienioną część ciała nastolatki, w którą wbity jest sporej wielkości odłamek szkła.
Dziewczyna zaczyna panikować. Wydziera się i szlocha na przemian.
— I co się drzesz? To nic ci nie da! Biegnij po przełożoną! — Mówię to z nutką irytacji w głosie.
Jestem zdziwiona, ponieważ bez żadnych kłótni Blair wykonuje moje polecenie. Gdyby nie była ranna zapewne obeszło by ją to. Patrzę po sobie czy i we mnie nie są wbite jakieś odłamki, ale akurat mam szczęście. Zaczynam rozglądać się, szukając jakiegoś przedmiotu, który wybił szybę. Przy ścianie dostrzegam sporej ilości kamień z przyczepioną karteczką. Bez chwili namysłu podbiegam do niego i odczytuję zawartość: "Za słabo się starasz".





Zjawiam się z rozdziałem 9. Wiele bym mogła marudzić, jak tym razem się nie udał, ale oszczędzę tego. xD W każdym razie zbliża się szkoła i matura, więc będę się pojawiała tutaj (i na waszych blogach) z większym, bądź mniejszym opóźnieniem. Zdanie jej jest najważniejsze.

8 komentarzy:

  1. Hejo kochana! :3
    Tak właśnie zastanawiałam się, kiedy pojawi się rozdział :D
    Jak zwykle początek zapowiadał się tak niewinnie xD I to właśnie lubię w Twoich rozdziałach :D
    Oj, Marisa. Nie ładnie tak okłamywać przyjaciółkę :D No dobra. Ja też nikomu nie powiedziałabym, że szukam kolesia, który zabił moich rodziców, by uniknąć wykładów na ten temat. Zresztą... Ktoś mogłaby powiedzieć o tym komuś i wtedy byłaby kicha :/
    Gdy na horyzoncie pojawiła się Blair, od razu wiedziałam, że coś będzie na rzeczy. Szczególnie jak Marisa powtarzała sobie, że odstawiła nóż... Choć niezłą zemstę wymyśliła ta jędza.
    Szkoda tylko, że pani Allen nie chciała uwierzyć Marisie w to, co jej mówiła. Przecież sama powiedziała, że nigdy nie miała z nią problemów, także tym bardziej powinna uwierzyć bohaterce :/ No ale z drugiej strony Marisa znalazła się w dość poważnej sytuacji...
    Hm... Zdziwiło mnie, że nikt nie zareagował, kiedy Marisa i Blair zaczęły się kłócić. No ale muszę powiedzieć, że mordka zaczęła mi się cieszyć, kiedy Marisa walnęła tą jędzę. Trzymaj tak dalej, dziewczyno! :D
    Hah. Tak teraz myślę. Blair powie, że to przez Marisę stłukła się szyba? :D
    Cóż. Coraz bardziej zaczyna zastanawiać mnie, kim jest ten gościu, który podrzuca Marisie wiadomości. A tak w ogóle... Co to ma znaczyć: ,,Za słabo się starasz’’. O co chodzi? o.O No i przede wszystkim... Skąd wiedział, że Marisa znajduje się właśnie tam, gdzie była?
    A tak w ogóle. Coś dawno nie było przyjaciółki Marisy z dzieciństwa (wybacz, ale zapomniałam jej imienia). Pojawi się jeszcze? :D
    Z niecierpliwością czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie dowody świadczyły przeciwko Marisie. Pani Allen chociaż chciała jej uwierzyć, ale nie mogła. Mimo, że nasza bohaterka nie sprawiała wcześniej problemów, to nie mogła zbagatelizować czegoś takiego. Tutaj akurat dałam Marisie wolną rękę, aby mogła jej przywalić. Wkrótce się dowiesz kim on jest i skąd to wszystko wie. xD Jeśli o Lauren (przyjaciółkę z dzieciństwa Marisy) to spokojnie. Ona niedługo się pojawi.
      Dziękuję za opinię kochana! :*

      Usuń
  2. "Jeśli się okaże, iż faktycznie ty go ukradłaś. czekają cię poważne konsekwencje. Przyszliśmy przeszukać twój pokój" - prze "czekają" przecinek, a nie kropka.
    "SUV’a" - SUV-a, SUV-em i tak dalej :D

    Nie znoszę takich osób jak Blair, więc mam nadzieję, że dziewczyny jeszcze nie raz jej przyfasolą jakimś dobrym tekstem;D Nie rozumiem tez, jak można się sprzedawać za jakieś drogie ciuchy, kosmetyki albo po prostu za kasę. To jest chore i naprawdę przeraża mnie fakt, że takie rzeczy są obecne w rzeczywistym życiu, a nie tylko w opowiadaniach. Także bez względu na wszystko raczej tej Blair nie polubię.

    Matematyka to królowa nauk i uczy logicznego myślenia. Myślę, że nawet psychologowi się to przyda, więc nie narzekaj, Mariso, tylko rób zadanka! ;D

    Blair rzeczywiście nie postąpiła dobrze podkładając ten nóż, ale mimo wszystko wydaje mi się, że ona nie ma pojęcia o tym, że Marisa naprawdę go ukradła, tylko nieco wcześniej. Gdyby wiedziała, to zapewne jej zemsta byłaby jeszcze gorsza. Mogłaby przecież powiedzieć, że Marisa wyszła, dyrektorka sprawdziłaby nagrania i byłaby większa afera, niż o jakiś nóż. Ogólnie uważam, że Marisa za bardzo się uniosła wtedy w gabinecie. Mogła na spokojnie wyjaśnić, jak wygląda sytuacja między nią i Blair i że dziewczyna po prostu chce ją wrobić z czystej zemsty, albo niechęci. A zamiast tego Marisa po prostu rzuciła focha, wielce obrażona, że dyrektorka jej nie wierzy. Słowo przeciw słowu. Powinna zrozumieć, że kobieta znalazła się w trudnej sytuacji i stara się wysłuchać obie strony. Ale to pokazuje jaki jest charakter Marisy, więc nie mam zamiaru się tego fragmentu czepiać. Tak postąpiła, i już. Taka po prostu chyba jest;D
    Bardzo ciekawa końcówka. Po co ktoś wysyła Marisie takie wiadomości? Coś mi się wydaje, że ktoś chce ją do czego sprowokować, wymusić jakieś działania. A ona może się na to nabrać...
    Czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana za zwrócenie na to uwagi! Wcześniej byłam pewna, że jest tam przecinek, a tekst sprawdzałam kilka razy. xD Błędy poprawione. :D
      Akurat trafiają się tacy ludzie jak Blair. Też tego nie rozumiem.. :/ Przecież ciuchy, pieniądze, kosmetyki to nie wszystko.
      Matematyka jest królową nauk, ale to niestety również udręka! Może jej się na psychologii przydać, jednak Marisa zbyt szybko się poddaje. xD
      No właśnie. Nie chciałam w takim stopniu wkopać Marisy, dlatego Blair odstawiła taki numer, nawet nie wiedząc, że Marisa faktycznie zabrała tamten nóż. xD Nasza bohaterka jest wybuchowa, często strzela fochy, nawet wtedy, kiedy nie ma racji! Niestety do spokojnych to ona nie należy i niepotrzebnie wybucha złością. Sytuacja pani Allen wcale nie jest łatwa. Musi wysłuchać obu stron i nie chce skrzywdzić niewinnej osoby, ale musi być również konsekwentna w stosunku do takich incydentów.
      Ty to chcesz mi wszystko od razu zgadnąć! xD Lepiej na to nie odpowiem tylko poczekam do rozwinięcia się akcji. :P
      Dziękuję kochana za opinię! :*

      Usuń
  3. Przyjemnie się czyta twoją historię. Przeczytałam jednym tchem i choć zauważam pewne braki oraz niedociągnięcia, to nie mają one wpływu na jakość czytania. Czyta się prosto co pomaga wczuć się w sytuację postaci. Sama historia też jest wciągająca chociaż na pewno traci na swojej przewidywalności. Trochę to zniechęca do dalszego czytania, gdyż w głowie zaraz się pojawia "JA już wiem co będzie dalej!" a to nie nakręca historii. Postaraj się tworzyć historię nieszablonowo i na pewno blog na tym skorzysta :) nie chcę cię zniechęcać, gdyż mimo tego co napisałam powyżej, rzeczywiście przyjemnie jest czytać to co piszesz :) na pewno jeszcze tu zajrzę :)
    Przy okazji zapraszam do siebie, w tej chwili tworzę luźną historię z elementami kryminału i fantastyki. Być może się spodoba :)
    http://kszwamzp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas pracuję nad tą opowieścią i nie wyjdzie ona perfekcyjnie. xD Posiada dużo niedociągnięć, ale jednak staram się, aby wszystko było mniej przewidywalne, lecz najwyraźniej mi nie wychodzi. :P Postaram się stworzyć historię tak jak radzisz, jednak nie będzie to łatwe. xD Bardzo odbiegam od rzeczywistości, ale nie chcę jej całkowicie naśladować.
      Wpadnę w wolnej chwili, bo mam sporo nauki i siedzę nad książkami. :(
      Dziękuję za opinię. :*

      Usuń
  4. Hejcia :*
    No nie spodziewałam się takiej akcji po Blair. Musiała przyuważyć całą akcję z nożem, nie wierzę, że to tylko zbieg okoliczności. A Marisa ma trochę za swoje. To takie trochę jeszcze gimbusiarskie żeby tak sobie dokuczać, ona ma maturę, jakby olała piękną Blair to by miała dużo lepsze życie, a tak to same problemy. Jak teraz Marisa się z tego wywinie? W dodatku pobiła Blair i jeszcze ktoś wybił szybę, przecież to wszystko obróci się przeciwko bohaterce, bo znając Blair, wszystko wykorzysta i obróci przeciwko niej, bo przecież siniaki i rany mówią same za siebie. Wtedy Marisie będzie naprawdę ciężko.
    I nie wierzę w przypadek, że SUV-em kierowała jakaś nieznana osoba, to z pewnością jest ten dziwny blondas co łazi za Marisą. I jestem przekonana, że to on wybił szybę, ale jakoś nie sądzę, by to on zabił jej rodziców xd Może to być jakiś cwaniaczek, czy coś... ale na pewno to nie on zamordował! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, Marisa niestety jest upartym, ciężkim przypadkiem. Blair potrafi wykorzystywać sytuacje, a mścić się lubi.
      Hahahaha, jak teraz mam ochotę odnieść się do tego wszystkiego, jednak nie mogę... Choć rozdział 14 powinien rozwiać przynajmniej trochę wątpliwości. :D

      Usuń