Droga powrotna do sierocińca dłuży się i dłuży.
Wydaje się jakbym miała przejść całą długość miasta, a nie tylko kilometr.
Pogoda dzisiejszego dnia jest wyjątkowo paskudna. Od samiutkiego poranka
towarzyszą mi spadające krople deszczu. Niebo zasnute jest szarymi chmurami i
wydaje się, że nie ma szans na poprawę.
Zarzucam kaptur szarej bluzy na głowę i wracam
razem z Catią do sierocińca. Dziewczyna na szczęście nie ma pojęcia, co się
wydarzyło wieczorem. Kiedy wróciłam niezauważona, myślałam, że to
prawdziwy cud. Odłożyłam nóż do kuchni, a klucze rzuciłam niedaleko drzwi do
pokoju woźnej tak, aby mogła je bez problemu znaleźć. Potem położyłam się na
łóżku i jak gdyby nigdy nic starałam się zasnąć, co było prawdziwym wyzwaniem.
Catia nie zauważyła mojej nieobecności, ponieważ spała jak kamień, więc spokój
nie opuszcza mnie nawet do tej chwili.
Spotkanie z „Mrokiem” zachowam w tajemnicy. Mam
mieszane uczucia względem tego chłopaka. Mógł po prostu mnie zabić, a jednak
tego nie zrobił i na dodatek mnie ostrzegł. Tak nie zachowuje się seryjny
morderca. Sama już nie wiem czy ufać jego słowom. Skoro nie on zamordował moich
rodziców, to kto? Spotkanie z nim miało wszystko wyjaśnić, a przyniosło mi
więcej pytań niż odpowiedzi. Nie mam żadnych tropów, którymi mogę podążać, poza
jednym — tajemniczym informatorem. To może być ten blondyn łażący za mną, ale
niekoniecznie. Na tę chwilę muszę zakładać, iż to on, żeby móc wykonać jakiś
ruch. Wytężę wzrok i słuch, choćby nie wiem co, wykopię go nawet spod ziemi, by z nim porozmawiać. Ten chłopak coś wie, lecz z jakiegoś powodu nie chce wdawać
się ze mną w konwersację.
— Ledwo rok szkolny się zaczął, a my już mamy
tyle nauki, że wszystkiego się odechciewa. — Catia zaczyna narzekać.
— Muszą nas przycisnąć, abyśmy zdały maturę z
bardzo dobrymi wynikami. Tak ci to przeszkadza? — Mówię z lekką nutą irytacji w
głosie.
— Zazwyczaj lubiłaś narzekać razem ze mną, a
teraz nagle przestaje ci to zawadzać?
— Bo nic mi nie da, że będę marudziła jak nam źle,
iż tyle musimy się uczyć. To ostatni rok, więc trzeba się bardziej przyłożyć.
To takie dziwne? — Pytam.
— Ty ogólnie zachowujesz się ostatnio dziwnie. — Stwierdza.
— Co masz na myśli? — Dziwię się.
— Szukasz jakiegoś kolesia, na którego
odnalezienie posiadasz małe szanse. Nie przeszkadza ci to, że mamy dużo nauki,
a mimo wszystko nie uważasz na lekcjach ani trochę, tylko myślisz Bóg wie o
czym.
— Przestałam go szukać. I tak nigdy go nie
odnajdę — Kłamię. — Wcześniej zamyśliłam się po prostu. Teraz akurat myśli miałam
zajęte rozbrajającym widokiem Blair całej w bitej śmietanie i owocach. — Na to
wspomnienie wybucham głośnym śmiechem.
— Przyznam, że udało ci się ośmieszyć królową
bagien, ale ona nie pozostaje dłużna. Prędzej czy później zechce się na tobie
zemścić. Wydaje mi się, iż to będzie cholernie nieczyste zagranie. — Catia
stara się zniszczyć mój dobry humor swoimi wywodami.
— Nie wykluczam tego. Muszę w takim razie być
czujna i nie pozwolić jej się odegrać. To tylko głupia blondynka z niskim
poziomem IQ, która nie potrafi odróżnić kota od psa. — Jestem pewna swoich słów
jak nigdy dotąd.
— Ja na twoim miejscu bym jej nie lekceważyła, bo
możesz się przejechać na swojej pewności. Postępuj jak chcesz, bo nie zamierzam
tobą rządzić. — Rudowłosa wzrusza ramionami.
Nie kontynuujemy już tej zbędnej konwersacji,
która do niczego nas nie zaprowadzi. Idziemy dość szybkim tempem, aby dotrzeć
wreszcie do sierocińca i rozpocząć naukę na następny dzień. Prawdziwą radość
wywołuje u mnie przejście dla pieszych, ponieważ znajduje się niedaleko miejsca,
do którego zmierzamy. Rozglądam się uważnie pomimo deszczu wpadającego mi do
oczu, żeby mieć pewność, iż możemy bezpiecznie przejść na drugą stronę jezdni.
Samochody znajdują się w dość znacznej odległości, więc ruszam pewnym krokiem
przed siebie. W połowie drogi słyszę dźwięk, który bardzo mnie niepokoi,
dlatego przekręcam głowę w prawo, aby zobaczyć, co jest jego źródłem.
Serce niemalże podskakuje mi do gardła na widok
czarnego SUV-a, znajdującego się kilka centymetrów ode mnie. Zamykam oczy,
wiedząc, iż nie zdążę uciec przed rozpędzonym samochodem. Nagle czuję, jak ktoś
przyciąga mnie do siebie. Upadam na ziemię, wydając z siebie przeraźliwy krzyk.
Przez chwilę boję się otworzyć oczy. Dźwięk pisku opon przy hamowaniu sprawia,
iż się przełamuję. Powoli uchylam powieki, żeby za chwilę całkowicie je
otworzyć ze zdziwienia. Wraz z przyjaciółką leżymy na drugiej części jezdni,
blokując jakikolwiek ruch pojazdów, znajdujących się na drodze.
— Co za palant jechał tym SUV-em! — Komentarz
Catii jest przepełniony jadem.
— Ten kretyn mógł mnie do cholery zabić. — Ledwo
udaje mi się wykrztusić te słowa.
— Może lepiej wejdźmy na chodnik, bo kierowcy się
niecierpliwią. — Wypowiedź przyjaciółki podkreślona jest dźwiękiem klaksonów.
Wstajemy gwałtownie i biegniemy przed siebie. Gdy
docieramy na chodnik, stoimy chwilę, patrząc na siebie w ciszy.
— Widziałaś kto prowadził tamten samochód? —
Catia przełamuje ciszę.
— Jakiś młody chłopak. Kto daje prawo jazdy
blondynom? — Zaciskam ręce w pięści.
— Przy takich kierowcach nawet na chodniku nie
będziemy bezpieczne. Lepiej się pospieszmy i chodźmy stąd.
Tylko przytakuję skinieniem głowy i ruszamy
natychmiastowo w stronę naszego domu. Nadal roztrzęsione i wściekłe, pogłębiamy
się w swoich przemyśleniach.
Ten tydzień wydaje się być najgorszym w moim
życiu. Tyle lat spokoju, a teraz co? Najpierw jakiś tajemniczy chłopak mnie
śledzi, potem dowiaduję się, że śmierć moich rodziców mogła nie być przypadkowa,
spotykam się z tym całym „Mrokiem” i nic się praktycznie nie dowiaduję, a teraz
jeszcze jakiś idiota o mało mnie nie potrąca. Nikt nie trzyma się przepisów
i widać jak to się kończy.
Jestem niezmiernie szczęśliwa, dostrzegając mury
sierocińca. Wraz z wejściem do budynku odchodzą wszystkie obawy związane z tym
„piratem drogowym”. Przepełnia mnie ogromna ulga, gdyż to miejsce wydaje mi się
w tej chwili najbezpieczniejsze. Z przyjaciółką idziemy do naszego pokoju, gdyż
jesteśmy zmęczone całym dniem. Wchodząc po schodach na pierwszym piętrze
zauważam najbardziej znienawidzoną przeze mnie dziewczynę, czyli Blair. Na jej
umalowanych czerwoną szminką ustach widnieje szeroki uśmiech. Spoglądam na nią
z pogardą, gdyż inaczej patrzeć się nie da na osobę, która oferuje swoje usługi
seksualne, żeby zdobyć pieniądze na markowe ubrania i drogie kosmetyki. Jej widok
napawa mnie obrzydzeniem. Ten uśmieszek mimo wszystko nie daje mi spokoju.
Czyżby wymyśliła w jaki sposób się na mnie zemści?
— Co się morda cieszy? — Moja ciekawość bierze
górę i pytanie samo wylatuje z moich ust, gdy mijam Blair.
— A co, mam płakać? — Blondynka wybucha głośnym
śmiechem.
— No raczej powinnaś, gdybym ja wyglądała tak jak
ty, już dawno bym się powiesiła. — Nie mogę powstrzymać się przed kąśliwą uwagą w kierunku tej smarkuli.
Catherine próbuje powstrzymać się przed
wyśmianiem Blair, jednak nie wychodzi jej to i już po chwili głośny śmiech Rudej rozbrzmiewa na całym piętrze. Tryumfalny uśmieszek wstępuje na moją
twarz, gdyż gówniara milczy. I znowu wygrywam, Blair. Idź się wypłacz
przyjaciółeczkom. Wbrew moim oczekiwaniom, szeroki uśmieszek nadal widnieje na
ustach piętnastolatki.
— Miła jak zawsze, ale ciekawi mnie, czy wkrótce
również będzie ci do śmiechu. — W tej chwili ociera się o moje ramię i schodzi
na parter.
Rozszerzam oczy ze zdziwienia, nie mając
zielonego pojęcia, o czym mówi Blair. Spoglądam pytająco na Catię, która jest
równie zaskoczona.
— Gówniara
musiała przyszykować naprawdę paskudną zemstę. — Z ust przyjaciółki wydobywają
się słowa, w które początkowo ciężko mi uwierzyć.
— Ona jest głupia jak but. Myśli jedynie jak tu
dać dupy, żeby dostać jak najwięcej. — Nie przestaję wyśmiewać blondynki, choć
ona już dawno znika z naszego pola widzenia.
— Żebyś się tylko nie przeliczyła. Nie wiem czy
zamierzasz tutaj czekać na nią, ale ja idę do pokoju, bo jestem wykończona. — Oznajmia przyjaciółka.
Nie widzę jakiegokolwiek powodu, aby czekać na tą
małą wiedźmę. Jestem pewna, że nie jest ona w stanie wymyślić żadnej okrutnej
zemsty. Co najwyżej może mnie oblać zimną wodą na pobudkę. Wchodzę więc na
ostatnie piętro razem z Catią, zapominając zupełnie o zemście Blair. Nie będę
zaprzątać sobie głowy jakimiś dziecinnym kawałem, który pewnie wymyśli ta
kretynka. Mam ważniejsze rzeczy na głowie — bardzo dużo prac domowych.
Catia, od razu po przekroczeniu progu naszego
pokoju, rzuca się na łóżko, ja natomiast zajmuję miejsce przy stoliku. Wyjmuję
zeszyt i zaczynam myśleć nad jednym z dziesięciu zadań, podyktowanych nam przez Collinsa. Jestem w stanie zrozumieć, że prof. Richard Collins żyje matematyką i
niczym innym, ale powinien nam trochę odpuścić. Co prawda, jesteśmy klasą o
profilu matematycznym, jednak można uznać te zadania za lekką przesadę. Nie
myślę o żadnym zawodzie w przyszłości związanym z tym przedmiotem. Powinnam wybrać
profil humanistyczny, ale poszłam na ścisły specjalnie na prośbę Catii i
Jordana. W ten sposób utrudniłam sobie drogę do studiów psychologicznych,
ponieważ nie potrafiłam im odmówić.
— Zostaw te zadania, bo ci mózg eksploduje. — Mówi
ruda zbolałym głosem.
— Prędzej czy później muszę się za nie zabrać.
Jak teraz rozwiążę wszystkie zadania, to będę miała resztę dnia na odpoczynek.
Tobie też radzę tak zrobić, leniu. — Wskazuję na przyjaciółkę długopisem.
— Nie mam siły. — Macha ręką w geście
kapitulacji.
Przez dłuższą chwilę wpatruję się w zeszyt. Jeden
przykład całkowicie mnie załamuje. Nie jestem w stanie go rozwiązać, choć
próbuję już dobrych kilka minut rozprawić się z tym równaniem. Coraz więcej
bazgrołów pojawia się na kartce, aż w końcu odkładam długopis całkowicie
zrezygnowana. Słyszę rozmowę na korytarzu, która robi się coraz głośniejsza. Nic
w tym dziwnego, ale to jeden głos należy do przełożonej sierocińca. Gdy drzwi
do naszego pokoju otwierają się, w progu staje pani Allen z powagą
wymalowaną na twarzy. Obie z Catią spoglądamy na siebie zdziwione.
— Czy coś się stało? — Pytam, wstając z krzesła.
— Owszem, stało się. — Ton naszej „opiekunki”
jest strasznie szorstki. — Wczorajszego wieczoru zaginął nóż z kuchni. Kucharki
dokładnie go szukały, ale nie znalazły. Doszły mnie słuchy, że to ty go
ukradłaś, Mariso.
— Co proszę?! — Nie dowierzam w to, co słyszę.
— Przygarnęłam dzieciaki do tego sierocińca nie
po to, aby kradły. Do tego tym narzędziem łatwo można wyrządzić komuś
krzywdę. Jeśli się okaże, iż faktycznie ty go ukradłaś, czekają cię poważne
konsekwencje. Przyszliśmy przeszukać twój pokój.
Słowa przełożonej całkowicie wyprowadzają mnie z
równowagi. Mam ochotę wykrzyczeć na cały sierociniec, że wszystko, co o mnie
słyszała, to kłamstwa. Niestety w takich sytuacjach lepiej zachować spokój,
chociaż jest to niezwykle trudne.
— To przecież zwykłe kłamstwa. Marisa niczego by
nie ukradła. — Catia staje w mojej obronie.
— Skoro tak faktycznie jest, to nie będziecie
miały nic przeciwko, żebyśmy się tu rozejrzeli? — Pani Allen z trudnością udaje
się zachować niewzruszony wyraz twarzy.
Ta kobieta kocha nas jak własne dzieci i wiem, że
teraz zmaga się z ogromnym bólem, musząc powiedzieć o podejrzeniach względem
mojej osoby. Wiem to, ponieważ jej oczy z ogromnym smutkiem lustrują mnie,
chcąc wyczytać informacje o domniemanej winie.
Skinieniem głowy odpowiadam na jej pytanie, przesuwając się w kąt
pomieszczenia, aby nie przeszkadzać w przeszukiwaniu. Pani Allen wchodzi do
pokoju pewnym siebie krokiem, a za nią podąża woźna oraz osoba, której się tutaj nie spodziewam — Blair. Przygryzam wargę i zaciskam pięści,
starając się jakoś opanować. Jeśli to ona fałszywie mnie oskarża, może modlić
się, abym nie pobiła jej dotkliwie. Przecież nóż odłożyłam do kuchni zaraz po
powrocie, więc nie znajdą go u mnie. Wątpliwe, że ta mała zdzira widziała mnie
wczoraj, jak wychodziłam szukać „Mroku”, dlatego dziwny jest fakt, jak mogła wpaść na
pomysł z kradzieżą noża. Skoro kucharkom zaginął jakiś nóż to znaczy, iż Blair
musi go gdzieś ukrywać. Może faktycznie jej nie doceniam.
Razem z przyjaciółką patrzymy na tą tępą
blondynkę, która szyderczo się uśmiecha. Nie mogąc znieść jej obrzydliwej mordy,
kieruję wzrok ku woźnej, wyrzucającej wszystkie ubrania z mojej szafy. Jak już
obrócą cały pokój do góry nogami i nic nie znajdą, sama złapię Blair za jej
szmaty kupione w galerii i każę sprzątać bałagan. Mam ochotę ją
rozszarpać. Nie jest mistrzynią w obmyślaniu zemsty, więc pewnie tylko rzuca słowa na wiatr, żeby mnie wystraszyć przeszukaniem pokoju. Gdy po około
dziesięciu minutach woźna nic nie znajduje, zaczyna ogarniać mnie spokój. Kiedy
tylko skończą zamieniać moje pomieszczenie w pobojowisko, to Blair będzie miała
kłopoty za fałszywe oskarżanie mnie.
Krzyżuję ręce na piersi i zaczynam nerwowo tupać
prawą nogą, nie mogąc się doczekać tłumaczeń blondynki.
— Pani Allen, znalazłam ten nóż. — Słowa woźnej
wprowadzają mnie w osłupienie.
Jakim cudem pod moją poduszką znajduje się to
narzędzie?
— Mariso, pójdziesz teraz z nami. — Oznajmia
przełożona.
Bez słowa sprzeciwu opuszczam pokój jako
pierwsza. Kieruję się w stronę schodów, aby zejść na parter do gabinetu
przełożonej. Zawsze najważniejsze sprawy omawiane są właśnie w tym miejscu.
Catia musi posprzątać cały bałagan, więc nie może iść z nami. Tylko jak mam się
teraz wybronić przed oskarżeniami Blair? Wpakowała mnie w niezłe bagno. Jeśli
pani Allen uwierzy w to wszystko, z ogromną przyjemnością uduszę tą małą
france.
Przebyta droga wprost do gabinetu przełożonej
mija jak z bicza strzelił, ale nie ma się co dziwić — przecież to tylko dwa
piętra niżej. Zatrzymuję się przed drzwiami i czekam, aż reszta „oskarżycieli”
przyśpieszy swoje tempo i dotrze tutaj zanim będzie noc. Blair dociera na
miejsce zaraz po mnie, ale dyrektorka sierocińca i sprzątaczka idą bardzo
wolno, dyskutując tak cicho, abyśmy z blondynką nie słyszały.
— Mariso, wejdź do środka, a ty Blair zostań
tutaj z panią Carter. — Mówi przełożona, będąc już blisko nas.
— Jestem głównym świadkiem. Muszę wejść i
usłyszeć, co Marisa ma na swoją obronę. — Tempa małolata najwyraźniej jest
niezadowolona.
— Twoją wersję już słyszałam. Teraz chcę w
spokoju porozmawiać z Marisą. Zajmie nam to chwilę, a później porozmawiam z
wami obiema. — Pani Allen przedstawia sprawę stanowczo.
— Niech będzie. — Burczy pod nosem blondynka, piorunując
mnie spojrzeniem.
Przełożona otwiera drzwi do gabinetu i wpuszcza
mnie do środka. Z ogromnym grymasem na twarzy wchodzę do pomieszczenia.
Rozsiadam się wygodnie na krześle, naprzeciwko biurka. Pani Allen siada na
swoim miejscu za blatem i dość długo zastanawia się, jak zacząć rozmowę.
Kobieta stara się opanować nerwy, jakie w tej chwili nią targają, żeby
konwersacja przebiegała spokojnie. Nie jest to jednak proste. Nerwowo stuka
palcami o blat biurka, płytko oddychając.
— To nie ja. — Postanawiam przełamać dłużącą się
ciszę.
— W takim razie skąd pod twoją poduszką wziął się
nóż ukradziony ze stołówki?
— Blair mi go podłożyła. Wczoraj jakiś chłopak
potknął się i upaćkał jej nowe łachy, ale nasza księżniczka oczywiście winą za to
obarcza mnie. — Staram się jakoś bronić.
— Nie jest do tego zdolna.
— A ja niby jestem? — Zadaję pytanie, chcąc
dowiedzieć się, komu bardziej wierzy pani Allen.
— Nie za bardzo chce mi się wierzyć w twoją winę,
ponieważ nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów. — Ton głosu kobiety nadal się nie
zmienia, jest przepełniony troską.
— Dlaczego w takim razie mi pani nie wierzy?! — Wstaję
i uderzam otwartą dłonią o blat.
— Nie da się rozwiązać tak łatwo sprawy, gdzie
jest słowo przeciwko słowu. Obie jesteście dla mnie jak córki i czuję jak łamie
mi się serce. Niestety muszę być stanowcza. Ta sprawa jest poważna. Nie mam
pojęcia, jak wydobyć z was prawdę.
— No nie wierzę. — Kręcę przecząco głową z
niedowierzaniem.
— Co chciałaś zrobić z tym nożem? — Jej pytanie
rani bardziej niż jakiekolwiek ostrze.
Nie mogę pojąć, w jaki sposób Blair udaje się
przekonać przełożoną do mojej winy. Złość i rozpacz przejmują nade mną
kontrolę. Już nie wiem, jak mam się bronić przed oskarżeniami, skoro pani Allen
nawet nie usiłuje mnie zrozumieć. Cały czas usilnie próbuje mi wmówić to, że ja
jestem winna i ukradłam ten cholerny nóż. Dyrektorka powinna być bezstronna i
wysłuchać obu wersji. Blair jest mściwa i ona doskonale o tym wie. W takim
razie, czemu nie dopuszcza do siebie myśli o winie tej jędzy?
— No trudno. Skoro mi pani nie wierzy, nie ma sensu
ciągnąć dłużej tej rozmowy. — Przygryzam dolną wargę, aby nie powiedzieć paru
nieprzyjemnych słów za dużo.
— Jeszcze nie skończyłyśmy rozmawiać. — Mówi zdziwiona
kobieta.
— Pani może nie, ale ja tak. — Odpowiada, kierując
się w stronę drzwi.
Pociągam za klamkę i odpycham je od siebie.
Zatrzaskuję wyjście z ogromnym hukiem. Kieruję się w stronę blondynki, która o dziwo
stoi teraz sama na korytarzu przy oknie.
— I jak tam rozmowa? — Złowieszczy uśmieszek nie
schodzi z jej twarzy.
— Jeżeli to jest zemsta za tamto upokorzenie cię
w stołówce. to wiedz, że przesadziłaś.
— Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. — Dziewczyna
udaje niewiniątko.
— Na takie gierki tylko panią Allen nabierzesz. — Mówię z wrogością.
— Ze mną się nie zadziera. Ja zawsze wygrywam, a
ty teraz będziesz miała przerąbane. A może namówię przełożoną, aby wezwała
policję? — Jej słowa powodują, że tracę panowanie nad sobą.
Jeden zamach i blondynka dostaje z liścia w
twarz. Dziewczyna łapie się za obolały lewy policzek i patrzy na mnie z jeszcze
większą złością. Próbuje odpłacić się tym samym, lecz w porę uchylam się przed
jej dłonią i zadaję jej jeden cios z pięści w brzuch. Blair pada na kolana z
krzykiem.
— Ty idiotko! — Jej głos jest roztrzęsiony. Mało
brakuje, a zacznie płakać.
— Masz to wszystko odwołać! — Wydzieram się na
całe gardło.
— A jak nie, to co?
— A chcesz się dowiedzieć jak wygląda
prosektorium? — Mówię z uśmieszkiem tryumfu wymalowanym na twarzy.
Blair widać nie jest taka tępa, bo pojmuje aluzję.
Pomału staje na równe nogi, nadal trzymając się za brzuch.
— To jak będzie?
— Wal się!
— Zła odpowiedź.
Wymierzam blondynce kolejny cios, gdy nagle szyba
całkowicie rozpada się na tysiące kawałków. Obie zaczynamy histerycznie
krzyczeć. Jesteśmy całkowicie zdezorientowane. Patrzymy po sobie przerażone.
— Blair, twoje ramię. — Wskazuję na wymienioną
część ciała nastolatki, w którą wbity jest sporej wielkości odłamek szkła.
Dziewczyna zaczyna panikować. Wydziera się i
szlocha na przemian.
— I co się drzesz? To nic ci nie da! Biegnij po
przełożoną! — Mówię to z nutką irytacji w głosie.
Jestem zdziwiona, ponieważ bez żadnych kłótni
Blair wykonuje moje polecenie. Gdyby nie była ranna zapewne obeszło by ją to.
Patrzę po sobie czy i we mnie nie są wbite jakieś odłamki, ale akurat mam szczęście. Zaczynam rozglądać się, szukając jakiegoś przedmiotu, który wybił
szybę. Przy ścianie dostrzegam sporej ilości kamień z przyczepioną karteczką.
Bez chwili namysłu podbiegam do niego i odczytuję zawartość: "Za
słabo się starasz".
Zjawiam się z rozdziałem 9. Wiele bym mogła marudzić, jak tym razem się nie udał, ale oszczędzę tego. xD W każdym razie zbliża się szkoła i matura, więc będę się pojawiała tutaj (i na waszych blogach) z większym, bądź mniejszym opóźnieniem. Zdanie jej jest najważniejsze.
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńTak właśnie zastanawiałam się, kiedy pojawi się rozdział :D
Jak zwykle początek zapowiadał się tak niewinnie xD I to właśnie lubię w Twoich rozdziałach :D
Oj, Marisa. Nie ładnie tak okłamywać przyjaciółkę :D No dobra. Ja też nikomu nie powiedziałabym, że szukam kolesia, który zabił moich rodziców, by uniknąć wykładów na ten temat. Zresztą... Ktoś mogłaby powiedzieć o tym komuś i wtedy byłaby kicha :/
Gdy na horyzoncie pojawiła się Blair, od razu wiedziałam, że coś będzie na rzeczy. Szczególnie jak Marisa powtarzała sobie, że odstawiła nóż... Choć niezłą zemstę wymyśliła ta jędza.
Szkoda tylko, że pani Allen nie chciała uwierzyć Marisie w to, co jej mówiła. Przecież sama powiedziała, że nigdy nie miała z nią problemów, także tym bardziej powinna uwierzyć bohaterce :/ No ale z drugiej strony Marisa znalazła się w dość poważnej sytuacji...
Hm... Zdziwiło mnie, że nikt nie zareagował, kiedy Marisa i Blair zaczęły się kłócić. No ale muszę powiedzieć, że mordka zaczęła mi się cieszyć, kiedy Marisa walnęła tą jędzę. Trzymaj tak dalej, dziewczyno! :D
Hah. Tak teraz myślę. Blair powie, że to przez Marisę stłukła się szyba? :D
Cóż. Coraz bardziej zaczyna zastanawiać mnie, kim jest ten gościu, który podrzuca Marisie wiadomości. A tak w ogóle... Co to ma znaczyć: ,,Za słabo się starasz’’. O co chodzi? o.O No i przede wszystkim... Skąd wiedział, że Marisa znajduje się właśnie tam, gdzie była?
A tak w ogóle. Coś dawno nie było przyjaciółki Marisy z dzieciństwa (wybacz, ale zapomniałam jej imienia). Pojawi się jeszcze? :D
Z niecierpliwością czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Wszystkie dowody świadczyły przeciwko Marisie. Pani Allen chociaż chciała jej uwierzyć, ale nie mogła. Mimo, że nasza bohaterka nie sprawiała wcześniej problemów, to nie mogła zbagatelizować czegoś takiego. Tutaj akurat dałam Marisie wolną rękę, aby mogła jej przywalić. Wkrótce się dowiesz kim on jest i skąd to wszystko wie. xD Jeśli o Lauren (przyjaciółkę z dzieciństwa Marisy) to spokojnie. Ona niedługo się pojawi.
UsuńDziękuję za opinię kochana! :*
"Jeśli się okaże, iż faktycznie ty go ukradłaś. czekają cię poważne konsekwencje. Przyszliśmy przeszukać twój pokój" - prze "czekają" przecinek, a nie kropka.
OdpowiedzUsuń"SUV’a" - SUV-a, SUV-em i tak dalej :D
Nie znoszę takich osób jak Blair, więc mam nadzieję, że dziewczyny jeszcze nie raz jej przyfasolą jakimś dobrym tekstem;D Nie rozumiem tez, jak można się sprzedawać za jakieś drogie ciuchy, kosmetyki albo po prostu za kasę. To jest chore i naprawdę przeraża mnie fakt, że takie rzeczy są obecne w rzeczywistym życiu, a nie tylko w opowiadaniach. Także bez względu na wszystko raczej tej Blair nie polubię.
Matematyka to królowa nauk i uczy logicznego myślenia. Myślę, że nawet psychologowi się to przyda, więc nie narzekaj, Mariso, tylko rób zadanka! ;D
Blair rzeczywiście nie postąpiła dobrze podkładając ten nóż, ale mimo wszystko wydaje mi się, że ona nie ma pojęcia o tym, że Marisa naprawdę go ukradła, tylko nieco wcześniej. Gdyby wiedziała, to zapewne jej zemsta byłaby jeszcze gorsza. Mogłaby przecież powiedzieć, że Marisa wyszła, dyrektorka sprawdziłaby nagrania i byłaby większa afera, niż o jakiś nóż. Ogólnie uważam, że Marisa za bardzo się uniosła wtedy w gabinecie. Mogła na spokojnie wyjaśnić, jak wygląda sytuacja między nią i Blair i że dziewczyna po prostu chce ją wrobić z czystej zemsty, albo niechęci. A zamiast tego Marisa po prostu rzuciła focha, wielce obrażona, że dyrektorka jej nie wierzy. Słowo przeciw słowu. Powinna zrozumieć, że kobieta znalazła się w trudnej sytuacji i stara się wysłuchać obie strony. Ale to pokazuje jaki jest charakter Marisy, więc nie mam zamiaru się tego fragmentu czepiać. Tak postąpiła, i już. Taka po prostu chyba jest;D
Bardzo ciekawa końcówka. Po co ktoś wysyła Marisie takie wiadomości? Coś mi się wydaje, że ktoś chce ją do czego sprowokować, wymusić jakieś działania. A ona może się na to nabrać...
Czekam na kolejny! ;*
Dziękuję kochana za zwrócenie na to uwagi! Wcześniej byłam pewna, że jest tam przecinek, a tekst sprawdzałam kilka razy. xD Błędy poprawione. :D
UsuńAkurat trafiają się tacy ludzie jak Blair. Też tego nie rozumiem.. :/ Przecież ciuchy, pieniądze, kosmetyki to nie wszystko.
Matematyka jest królową nauk, ale to niestety również udręka! Może jej się na psychologii przydać, jednak Marisa zbyt szybko się poddaje. xD
No właśnie. Nie chciałam w takim stopniu wkopać Marisy, dlatego Blair odstawiła taki numer, nawet nie wiedząc, że Marisa faktycznie zabrała tamten nóż. xD Nasza bohaterka jest wybuchowa, często strzela fochy, nawet wtedy, kiedy nie ma racji! Niestety do spokojnych to ona nie należy i niepotrzebnie wybucha złością. Sytuacja pani Allen wcale nie jest łatwa. Musi wysłuchać obu stron i nie chce skrzywdzić niewinnej osoby, ale musi być również konsekwentna w stosunku do takich incydentów.
Ty to chcesz mi wszystko od razu zgadnąć! xD Lepiej na to nie odpowiem tylko poczekam do rozwinięcia się akcji. :P
Dziękuję kochana za opinię! :*
Przyjemnie się czyta twoją historię. Przeczytałam jednym tchem i choć zauważam pewne braki oraz niedociągnięcia, to nie mają one wpływu na jakość czytania. Czyta się prosto co pomaga wczuć się w sytuację postaci. Sama historia też jest wciągająca chociaż na pewno traci na swojej przewidywalności. Trochę to zniechęca do dalszego czytania, gdyż w głowie zaraz się pojawia "JA już wiem co będzie dalej!" a to nie nakręca historii. Postaraj się tworzyć historię nieszablonowo i na pewno blog na tym skorzysta :) nie chcę cię zniechęcać, gdyż mimo tego co napisałam powyżej, rzeczywiście przyjemnie jest czytać to co piszesz :) na pewno jeszcze tu zajrzę :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie, w tej chwili tworzę luźną historię z elementami kryminału i fantastyki. Być może się spodoba :)
http://kszwamzp.blogspot.com/
Cały czas pracuję nad tą opowieścią i nie wyjdzie ona perfekcyjnie. xD Posiada dużo niedociągnięć, ale jednak staram się, aby wszystko było mniej przewidywalne, lecz najwyraźniej mi nie wychodzi. :P Postaram się stworzyć historię tak jak radzisz, jednak nie będzie to łatwe. xD Bardzo odbiegam od rzeczywistości, ale nie chcę jej całkowicie naśladować.
UsuńWpadnę w wolnej chwili, bo mam sporo nauki i siedzę nad książkami. :(
Dziękuję za opinię. :*
Hejcia :*
OdpowiedzUsuńNo nie spodziewałam się takiej akcji po Blair. Musiała przyuważyć całą akcję z nożem, nie wierzę, że to tylko zbieg okoliczności. A Marisa ma trochę za swoje. To takie trochę jeszcze gimbusiarskie żeby tak sobie dokuczać, ona ma maturę, jakby olała piękną Blair to by miała dużo lepsze życie, a tak to same problemy. Jak teraz Marisa się z tego wywinie? W dodatku pobiła Blair i jeszcze ktoś wybił szybę, przecież to wszystko obróci się przeciwko bohaterce, bo znając Blair, wszystko wykorzysta i obróci przeciwko niej, bo przecież siniaki i rany mówią same za siebie. Wtedy Marisie będzie naprawdę ciężko.
I nie wierzę w przypadek, że SUV-em kierowała jakaś nieznana osoba, to z pewnością jest ten dziwny blondas co łazi za Marisą. I jestem przekonana, że to on wybił szybę, ale jakoś nie sądzę, by to on zabił jej rodziców xd Może to być jakiś cwaniaczek, czy coś... ale na pewno to nie on zamordował! :D
Pozdrawiam :*
No cóż, Marisa niestety jest upartym, ciężkim przypadkiem. Blair potrafi wykorzystywać sytuacje, a mścić się lubi.
UsuńHahahaha, jak teraz mam ochotę odnieść się do tego wszystkiego, jednak nie mogę... Choć rozdział 14 powinien rozwiać przynajmniej trochę wątpliwości. :D